Artykuły

Nikołaj Chalezin: Koszmar w białoruskim termosie

- Bohaterowie, których pokażemy w spektaklu, są prawdziwi, a prześladowania, o jakich mówią, przeżyli na własnej skórze - mówi reżyser Nikołaj Chalezin przed premierą sztuki Natalii Kalady "Czas kobiet" w Teatrze Polskim w Warszawie.

Już dawno mieliście przygotować w Warszawie spektakl "Czas kobiet" o historiach białoruskich kobiet pozbawionych mężów i ojców - aresztowanych, internowanych i zamordowanych przez reżim Łukaszenki. Na przeszkodzie stanęła wasza ucieczka z Białorusi i konieczność emigracji. Jak to się stało?

Nikołaj Chalezin [na zdjęciu z Natalią Kaladą]: Rzecz działa się 1 stycznia 2011 r., 20 minut po północy. Zdecydowaliśmy się uciekać samochodem. Prowadziła żona, ja leżałem na podłodze przykryty kocami. Nade mną była córka. Uratowało nas to, że KGB i milicjanci właśnie świętowali Nowy Rok. Nie mielibyśmy szans przejechać przez polską granicę, dlatego skorzystaliśmy z tego, że między Białorusią i Rosją granicy nie ma. Nie ma też pograniczników. Już z Moskwy wylecieliśmy na występy gościnne do Nowego Jorku, potem byliśmy w Londynie, gdzie postanowiliśmy się

Jaka była bezpośrednia przyczyna ucieczki?

- Zostałem skazany z trzech artykułów - za organizację masowych demonstracji zakłócających porządek publiczny, za nawoływanie do wprowadzenia sankcji ekonomicznych na reżim Łukaszenki oraz za obrazę prezydenta. Gdybym nie uciekł, poszedłbym siedzieć, tak jak wszyscy moi przyjaciele. Przed ucieczką, kiedy byłem jeszcze na wolności, wziąłem telefon do ręki i w tym momencie zrozumiałem, że nie mam do kogo zadzwonić. Ośmiu najbliższych przyjaciół zostało uwięzionych. Pozostałej czwórce udało się uciec. Znalazłem się w próżni. Przed ucieczką cztery razy byłem aresztowany i raz trafiłem do więzienia. Wsadzono mnie w "stakan", czyli do "termosu" - wąskiego pomieszczenia 80 cm na 80 cm o wysokości 2 metrów. Spędziłem w nim 5 godzin i dostałem ataku klaustrofobii. To było bardzo ciężkie doświadczenie. Potem trafiła do więzienia inna osoba z naszego teatru. Spotkaliśmy się dopiero w Nowym Jorku. Opowiadała, jak przebywała w "stakanie" w trójkę. Moja historia na tym tle

W pańskim spektaklu został wykorzystany cytat ze Stanisław Leca: "Po co przebijać głową mur, skoro znajdziemy się w następnej celi".

- Tak. To idealnie opisuje sytuację na Białorusi. Jedynym ratunkiem jest ucieczka, emigracja. Zajmujemy się teraz działalnością społeczną - jesteśmy konsultantami Departamentu Stanu Stanów Zjednoczonych i Ministerstwa Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii. Co możemy, staramy się robić. Ale nie wszystko można. Na Białorusi jest obecnie 15 więźniów politycznych.

Kiedy na co dzień docierają do nas informacje o reżimie Łukaszenki, daje o sobie znać znieczulenie - odbieramy je jako polityczny folklor. Wasza historia i sztuka uzmysławia, do jak niewyobrażalnie strasznych rzeczy dochodzi w centrum Europy, tuż przy granicy Unii Europejskiej.

- Nie znosiłem i nie znoszę czasów Związku Radzieckiego, który zmarnował mi ważny okres życia. Jednak niedawno zrozumiałem, że obecny system na Białorusi jest o wiele brutalniejszy, a życie gorsze. Areszty i tortury są normą.

Jak zrozumieć w wymiarze ludzkim działania przedstawicieli systemu?

- Stanisław Suszkiewicz dobrze określił to, co się dzieje z Łukaszenką. Powiedział, że to polityk, który gra w szachy, robiąc szach-mat nie figurami, tylko drewnianą szachownicą. Po prostu wali w łeb. Nie odpuszcza, tylko brutalizuje system. Powstaje wrażenie, że nie panuje nad sytuacją, a konkretne decyzje podejmują urzędnicy i przedstawiciele resortów siłowych. To nieprawda. Chodzi o to, że przez pierwsze 10 lat kontrolował wszystko samodzielnie. Teraz w sprawowanie władzy zaangażowali się również synowie. Starszy - to człowiek z piekła rodem, kontroluje służby specjalne. Kiedy się tym zajął - zaczęło być strasznie. Kiedyś aresztowano raz w tygodniu, teraz codziennie. Z tym nic się nie da zrobić, bo Łukaszenko to szahid. Polityczny samobójca. Jeśli zostanie obalony, to przez swoich współpracowników, którzy kontrolują przepływ jego pieniędzy. A to miliardy! Nie zrezygnują z nich, bo przez wiele lat budowali ten system.

Do czego to zmierza? Będzie Korea Północna za polską granicą?

- To jest wyzwanie dla ludzi, którzy nie chcą rezygnować z wolności, ale również dla Europy. Niestety, na problem wolności i przestrzegania praw człowieka cieniem kładą się sprawy biznesowe. Łukaszenko nawet w Unii Europejskiej zbudował wpływowe lobby, które broni jego interesów. Obroty Unii z Białorusią w minionym roku zwiększyły się o 70 procent. Na pokaz Bruksela grozi dyktatorowi palcem, a w istocie robi gigantyczne pieniądze. Najwięcej zarabiają na tym Litwa i Łotwa, które wykorzystują swoje położenie tranzytowe i dostęp do morza. Roczne zyski Litwy z tego tytułu wynoszą 400 mln euro.

Z czego?

- Łukaszenko dostaje od Rosji ropę po niższych cenach, przerabia ją na benzynę w dwóch rafineriach i sprzedaje do UE z zyskiem. Drugim źródłem dochodów jest eksport nawozów sztucznych. Litwa i Łotwa blokują wiele działań przeciwko reżimowi. Litwa ostatecznie zgodziła się na sankcje, jednak pod warunkiem, że nie będą dotyczyć trzech firm, które współpracują z Białorusią. Inny skandal dotyczył Słowenii. Ona również zaangażowała się po stronie Łukaszenki, gdy była mowa o bojkocie. Okazało się, że poszło o 150 mln euro, jakie miały być zainwestowane w hotele na Białorusi. Gdyby wprowadzono sankcje gospodarcze wobec reżimu w zeszłym roku, wtedy gdy objawił się kryzys, dyktator by upadł. Ale tak się nie stało. Podtrzymano go krótkoterminowymi kredytami. Dlatego dziś zadłużenie naszego kraju przekracza 60 proc. PKB. Nasze długi to ponad 30 mld euro. Nie ma z czego oddać. Dlatego jeden z białoruskich banków wyprał ostatnio miliard dolarów. W jednym roku. Ujawnili to Amerykanie.

W jednej z dużych sieci handlowych w Polsce można kupić ekskluzywne białoruskie produkty żywnościowe w niższej cenie niż zachodnie.

- Dumping to podstawowa metoda Łukaszenki. Średni zarobek wynosi w kraju 170 euro. To obniża koszty produkcji i zwiększa zysk z eksportu.

Myślę, że my, Polacy, po 23 latach wolności, możemy już mówić o cynizmie układów politycznych w Polsce i Unii Europejskiej. Nie zauważa pan tego w relacjach z europejskimi rządami?

- Ogólnie widzę następujące przeciwieństwa: albo kogoś nic nie interesuje, albo jest bardzo zaangażowany. Ci drudzy są w mniejszości. Naszą odpowiedzią na cynizm polityków jest akcja "Fuck Real Politik". Produkujemy T-shirty, zrobiliśmy plakat. Niestety, pamięć o takich akcjach jest krótka. Polska próbuje monitorować kwestię białoruską. Ale lobby robi swoje.

Czyli nawet jeśli dojdzie do demokratyzacji, to kontrolowanej przez tych, którzy są umaczani po uszy w systemie?

- Łukaszenko rządzi 18 lat, a Białoruś może jeszcze stracić wiele czasu. To już przypomina casus Breżniewa i Kaddafiego. Najgorsze jest to, że zły przykład Białorusi promieniuje na Rosję. To, co tam się teraz dzieje w kwestii przestrzegania praw człowieka, przeżyliśmy na Białorusi w 2008 r. Przed wyborami prezydenckimi w Rosji napisałem artykuł o tym, że jeśli wygra Putin, demokracja zostanie zawieszona na kołku na sześć lat. Putin nie pokazał jeszcze 20 procent tego, co potrafi. A może zdusić każdą wolnościową inicjatywę. Jeśli tego nie robi, to znaczy, że przyjął inną taktykę. Różnica między Białorusią a Rosją polega na tym, że u nas pałkarze z OMON są naszymi sąsiadami, mieszkają za ścianą, a w Rosji, jak trzeba kogoś pobić, robi się do Moskwy wycieczkę z Krajosnarska. Tak jak wyjazdowe praktyki szkolne.

Jaki będzie warszawski spektakl?

- Wszyscy bohaterowie, których pokażemy w spektaklu, są prawdziwi, a prześladowania, o jakich mówią, przeżyli na własnej skórze. Aby uwiarygodnić grę zespołu Teatru Polskiego, zaaranżowaliśmy jego spotkania z pierwowzorami postaci. Wspólnie odbyliśmy w wyobraźni trudną podróż na Białoruś. Aktorzy zaczęli żyć problemami swoich bohaterów, które wcale się nie skończyły, tylko trwają. Dużo było łez, na początku były tylko łzy. Aktorzy nie potrafili w niektóre rzeczy uwierzyć - przede wszystkimi w opowieści o torturach. Kiedy brakowało słów, prawdziwi bohaterowie pokazywali, jak wyglądały. Pewne rzeczy trzeba unaocznić. Po takich próbach nie ma w grze aktorów fałszywej nuty. Grają prawdę. Przedstawienie, oparte na sztuce mojej i Natalii Kalady, pokażemy w Teatrze Polskim w Warszawie 9 czerwca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji