Artykuły

Jerzy Stuhr publikuje zapiski z choroby

- Już parę razy miałem nie żyć, ale żyję - powiedział kiedyś Jerzy Stuhr. Jego najnowsza książka "Tak sobie myślę..." to historia choroby nowotworowej znanego aktora. Premiera już w piątek.

Podobno aktor, reżyser i pedagog Aleksander Bardini odpowiedział kiedyś na pytanie "Co pan robił przez ostatnie dziesięć lat?" słowami: "Przygotowywałem się do starości". Na jednej z pierwszych stron swojej książki przypomina je teraz Stuhr. Sam czuje, że znalazł się właśnie w fazie przygotowań. Niedawno poszedł do laryngologów z powodu dającego się we znaki przemęczenia, jak sądził, strun głosowych. Ale lekarze zrobili mu sondę i okazało się, że ma guza przełyku. Pierwsze zapiski, jakie znalazły się w książce, noszą datę 10 października 2011 roku. Aktor i reżyser daje sobie czas do maja na pokonanie choroby. Wspiera go rodzina.

Tak naprawdę bowiem książka zaczyna się od odręcznego listu córki Stuhra, Marianny. Jak dowie się czytelnik z dalszej lektury, 30-letnia dziś kobieta ma za sobą wygraną walkę z chorobą nowotworową. W tym trudnym dla niej czasie był przy niej ojciec. Teraz ona chciałaby mu się odwdzięczyć. Stuhr przypomina sobie, jak przemierzając z córką ponure korytarze Centrum Onkologii, bardzo chciał, aby jej cierpienie przeszło na niego. Tak nieoczekiwanie się stało. Marianna jest zdrowa i spodziewa się dziecka. Stuhr chce pisać dla niej, a nie - jak zaznacza - dla Wydawnictwa Literackiego czy Znaku.

Z kolejnych stron dziennika być może więcej niż o chorobie jako takiej dowiadujemy się o poglądach dojrzałego mężczyzny, który nierzadko patrzy na współczesny świat z lekkim niesmakiem. Stuhr komentuje w zapiskach bieżące wydarzenia, jak wyniki wyborów, zamieszki w Święto Niepodległości, wyrzucenie z telewizji Nergala i zakaz nałożony na księdza Bonieckiego czy bohaterskie lądowanie kapitana Wrony. Pisze o sztuce i swoim do niej stosunku, odwołując się do aktualnych premier - na ekrany kin wchodzi właśnie bardzo ważny dla niego film "Habemus Papam" Nanniego Morettiego. Aktor oczekuje recenzji z niecierpliwością.

W tym gąszczu codziennych tematów cały czas daje jednak o sobie znać ton dyskretnego podsumowania. Stuhr przygląda się karierze swojego syna Macieja, którego zawodowe ścieżki zaczynają przypominać jego własne. Sam myśli poważnie o skończeniu z aktorstwem. Zastanawia się, co po sobie zostawi. "No i jeszcze 'Ciemność widzę, ciemność'! Tak, z tym przejdę do historii. Holoubek z 'Wielką improwizacją', Radziwiłowicz ze 'Zbrodnią i karą', a ja z 'O, nasi tu byli!'" - pisze o jednej ze swych najsłynniejszych ról nie bez autoironii.

Choć wielokrotnie złościł się na tabloidyzację współczesności, Stuhr bez specjalnych oporów opowiadał o swojej chorobie w licznych wywiadach, a jego książka - mimo początkowych zastrzeżeń - trafiła jednak do WL. Dlaczego? Osoby z tak wybitnym dorobkiem nie warto chyba posądzać o niskie pobudki. Stuhr pisze o tym, że całe życie robił wszystko dla ludzi. Może więc chciał się także podzielić optymizmem, który promieniuje z ostatnich partii tej książki? Optymizmem człowieka, który jednak wraca do zawodu, wzrusza się, trzymając w ramionach maleńką wnuczkę, a na wykupiony właśnie bilet lotniczy patrzy z nadzieją, nie z lękiem.

Premiera książki planowana jest w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej "Manggha" w Krakowie w piątek o godz. 18.30.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji