Artykuły

Proszę sobie w łeb nie strzelać

PIOTR GRUSZCZYŃSKI: Dlaczego wraca Pan do "Rękopisu znalezionego w Saragossie" Potockiego?

TADEUSZ BRADECKI: Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że "Rękopis" jest bodaj najbardziej znanym wytworem polskiej kultury w świecie. Nie mamy świadomości wagi tego tekstu. Przed trzema laty ukazało się pierwsze pełne tłumaczenie "Rękopisu" na angielski, w masowym nakładzie w wydawnictwie Penguin Press. Miało znakomite recenzje we wszystkich wielkich angielskich i amerykańskich gazetach. "Rękopis" jest powieścią nieomal kultową w USA, Włoszech, w Australii, a, mimo że napisany po francusku, jednoznacznie kojarzony jest z Polską i co ciekawsze, z polskim romantyzmem. Rushdie na łamach "Guardiana" zachwyca się "Rękopisem", nazywając go cudownym wytworem polskiego romantyzmu. Tymczasem u nas wiele podręczników historii literatury, zwłaszcza tych szkolnych, w ogóle Potockiego i "Rękopisu" nie wymienia. Pomyślałem więc, że marmurowe progi Teatru Narodowego są dobrym miejscem do tego, by na nowo uprzytomnić wagę twórczości Potockiego i pokazać jego miejsce w literaturze.

ROZUM

PG: Nazwijmy to narodową powinnością Teatru Narodowego.

TB: Ważniejsza jest jednak postać Potockiego. Jego legendarne samobójstwo, jego strzał w usta jest szczególnie symboliczny i zarazem rymuje się z naszymi czasami. Przecież nieodwołalnie zamyka on skrzynię polskiego oświecenia i racjonalizmu w Polsce. Co prawda polski romantyzm wybuchł "Balladami i romansami" dopiero w 7 lat po śmierci Potockiego, jednak ja odczuwam jego samobójstwo jako otwarcie polskiego romantyzmu. Zresztą sam "Rękopis" był bardzo świadomie pisany w kontekście tego nowego prądu epoki, który rodził się na oczach Potockiego. Był próbą wydrwienia, wyśmiania, ironicznego potraktowania narastającej, sprzecznej z oświeceniem fali obłędnego irracjonalizmu: duchy, fluidy, magnetyzmy, czucia, illuminizm, powieści gotyckie, wszystko, co dramatycznie sprzeczne z wykształceniem i światopoglądem pisarza. Potocki popełniał samobójstwo w czasach, kiedy rodziła się nowożytność. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakim kataklizmem były wojny napoleońskie. Można by je chyba porównać z klęską II wojny światowej. Potocki wszystko to obserwował, brał w tym aktywny udział. Kończąc: wtedy otwierała się ta sama epoka, która dziś na naszych oczach kończy się, czy też przekształca w coś zupełnie innego. I trochę nieoczekiwanie możemy w dylematach Jana odnaleźć bardzo wiele z ducha naszych czasów.

PG: Poprzednio zrobił Pan adaptację powieści. Teraz napisał Pan własny scenariusz, w którym Potocki jest głównym bohaterem.

TB: Przedstawienie krakowskie było rzeczywiście adaptacją czy próbą adaptacji, wykorzystującą około 70 procent wątków powieści. Nie było tam mojego tekstu autorskiego. Wtedy, rozczytany w powieści i epoce, wyobrażałem sobie, że korzystając z samej tylko powieści uda mi się ujawnić dylematy i pytania Potockiego. Pisarz sam kilka razy odzywał się zza grobu. Okazało się jednak, że ilość wątków, scen, kostiumów zagłuszyła problematykę filozoficzną i historiozoficzną. Dlatego po zaproszeniu do Narodowego przez Jerzego Grzegorzewskiego postanowiłem napisać zupełnie nowy scenariusz.

PG: Potocki jest głównym bohaterem sztuki, ale poza fragmentami powieści i tekstem autorskim wprowadza Pan do scenariusza również teksty, które na pierwszy rzut oka nic z Potockim nie mają wspólnego. Pojawia się na przykład Karusia z Mickiewiczowskiej "Romantyczności", ale jej tekst wkłada pan w usta jednej z bohaterek "Rękopisu".

TB: W "Rękopisie" pojawia się postać Dolority, dziewczyny oszalałej z miłości do umarłego kochanka. Błąka się po górach Sierra Morena i czasami przygarniają ją do siebie pasterze. To stary motyw pasterskiej sielanki sięgający aż do Teokryta. Mickiewicz także nie uczynił nic nowego, sięgnął po motyw literacki sprzed dwóch tysięcy lat. Ciekawe natomiast, jak różna jest Karusia od Dolority. Ta sama oszalała z miłości do umarłego kochanka dziewczyna i dwa zupełnie sprzeczne ze sobą poglądy na naturę i istotę szaleństwa. W "Romantyczności" szaleństwo jest ubóstwione, wręcz święte, staje się nowym modelem poznania, górę bierze czucie. O szalonej Doloricie Potocki wyraża się jednoznacznie i zdecydowanie: "Któregoś dnia spadnie ze skały i zginie, lecz nie ma co żałować tak nędznego życia". Dla racjonalisty Potockiego ktoś szalony to po prostu marne życie. Może nawet lepiej, żeby Dolorita umarła, zamiast męczyć się w nieswojej władzy. Pogląd na tę postać obrazuje znakomicie zderzenie epok, jakie nastąpiło w czasach Napoleona. Nie trwało to oczywiście jeden dzień, ale za to przełamywało się bardzo radykalnie. Zwłaszcza dla polskiej kultury miało to fundamentalne znaczenie.

SAMOBÓJSTWO

PG: A co Potocki powiedziałby na to, że wpisuje mu Pan w sztukę tekst, którego on nigdy by nie napisał?

TB: Dokonałem próby bezpośredniego zderzenia na scenie racjonalnego Jana Potockiego, oczywiście fikcyjnego i napisanego przeze mnie od nowa, z Doloritą z jego własnej powieści i żywą Karusia z pobliskiego miasteczka. To sposób na zderzenie dwóch epok. Potocki, który po polsku mówił dość słabo, z przejawami romantyzmu na zachodzie Europy stykał się często i bardzo konkretnie. "Rękopis" jest próbą podjęcia rozmowy z tym, co nowe. Potocki nie mógł się spotkać z Mickiewiczem, ale gdyby nie samobójstwo, do takiego spotkania dojść by przecież mogło. Stąd mój zabieg w scenariuszu "Saragossy". To fikcyjna próba egzemplifikacji zderzenia dwóch epok.

PG: Po przeczytaniu "Saragossy" pomyślałem o sztuce Bernharda o Immanuelu Kancie. Potocki i Kant to dwie różne postawy. Pierwszy, w momencie kiedy nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć świata, popełnia samobójstwo, bojąc się tego, co nieracjonalne, na przykład szaleństwa. Kant u Bernharda osuwa się w szaleństwo nieomal radośnie. Czy któraś z postaw jest panu bliższa?

TB: Nie chciałbym ani zwariować, ani palnąć sobie w łeb. Przyznaję, że zupełnie nie rozumiem samobójców, choć bardzo mnie oni fascynują. Kiedy ktoś zabija się w przypływie rozpaczy czy załamania nerwowego, albo oddaje życie za "wartość cenniejszą niż życie", np. ojczyznę, to mogę to zrozumieć, ale samobójstwo Potockiego nie jest takim przypadkiem. To nie był poryw emocji czy jakiś nieprzemyślany czyn. To było przecież długo przygotowywane. Odbył nawet na ten temat rozmowę, o której wspomina jego krewny, hrabia Raczyński, który zresztą 40 lat później strzelił do siebie z armaty. W roku 1809 dwaj panowie spotkali się w Łańcucie. Wtedy bardzo istotnym pytaniem było, jak żyć po utracie ojczyzny, przez Polskę przeszła fala samobójstw, Potocki przywołał wtedy przykład Rzymian, którzy otwierali sobie żyły w momencie, gdy republika przechodziła we władanie Cezara. Uważał to za czyn godny. Na pewno długo nosił się z takim zamiarem. Przy jego łóżku znaleziono rysunki, na których próbował wyobrazić swoją twarz po śmierci. I choć był wielkim ekscentrykiem, to jego samobójstwo musiało być chłodne. Stan umysłu i ducha człowieka, który tak postępuje, jest wielką tajemnicą. Stąd kontekst epoki wielkiej przemiany może coś wyjaśnić. Mimo to jednak pozostaje przekonanie, że jakżeż to ludzie mogą tak na zimno sobie strzelać w łeb. To tak, jakby tam jakiś anioł nie zdążył. Jeśli ktoś się zabija, to diabeł na pewno macza w tym palce. Stąd postać don Beliala z wątku Błażeja Hervasa. To w powieści wątek najbardziej autobiograficzny. Hervas też przez całe życie pisał jak Jan i wszystko usiłował ogarnąć wiedzą i rozumem. W końcu postanowił odebrać sobie życie, pozostając programowym ateistą, w poczuciu, że jego życie nie miało żadnego sensu.

PG: W scenariuszu sztuki wyraźna jest sugestia, że przyczyną samobójstwa Potockiego była niemożność ogarnięcia świata, poczucie, że świat wyszedł z formy.

TB: Tak sądzę. Potocki musiał czuć, że nadchodzi taki świat, którego na pewno nie zaakceptuje. Musiało go przerażać także zwycięstwo Napoleona, którego nienawidził. Potocki w Moskwie w okresie Księstwa Warszawskiego, oczywiście za pieniądze rosyjskie, wydawał dwa biuletyny demaskujące zbrodnicze działania Napoleona i fałszywość jego poczynań w stosunku do Polaków. Przede wszystkim nie mogło mu się podobać ubóstwienie jednostki, która władczym gestem odmieniała bieg historii i narodów. W ten sposób świat stawał się nieobliczalny, szalony. A ubóstwiona jednostka to przecież bluźnierstwo. Nie mam dowodów na to, że Potocki czytał Hegla, choć, jak wiemy, sprowadzał dyliżansami z Wiednia mnóstwo książek. "Fenomenologia ducha" pisana w takt dudniących armat po klęsce pod Jeną, która proklamuje nową jednostkę, bóstwo wcielone w Napoleona, musiałaby go przerażać. Musiało go przerażać przewartościowanie starej arystotelesowskiej logiki. Ubóstwiono historię, historia stała się święta. Dziś już wiemy, że święta historia to upiór, a brak pokory i roznamiętnienie w doczesności kończy się hekatombą. Sądzę, że to, co dziś mówi się o końcu historii, to tak naprawdę koniec ubóstwienia trybunału historii.

SZATAN

PG: Kiedyś napisał Pan "Wzorzec dowodów metafizycznych", sztukę o Leibnizu. Jak się ma Leibniz do Potockiego?

TB: Leibniz żył na początku tej epoki, której koniec oglądał Potocki. Był jednym z głównych konstruktorów oświeceniowego projektu, był, jeśli można tak powiedzieć, totalnym optymistą, piewcą nieograniczonych możliwości człowieka, który w pełnej zgodzie z Bogiem i ze sobą samym potrafi świat uładzić i zracjonalizować. Potocki żył u kresu tego paradygmatu, kiedy wiara i optymizm załamały się. Jeśliby więc ktoś Leibniza przeniósł w czasy przełomu wieku XVIII i XIX, to mógłby on pewnie być taki jak Potocki, a Potocki sto parędziesiąt lat wcześniej mógłby być Leibnizem.

Przeciwnikiem obu tych postaci jest szatan, czyli zło. Dla Leibniza szatan jest nadprogramowy, nieprzewidziany, jest kimś, kogo nie powinno być na świecie. Doświadczenie zła jest dla niego czymś nie do zaakceptowania. Z tego powodu Leibniz na końcu "Wzorca" szaleje. Chciałbym, żeby w "Saragossie" postać szatana była dotkliwie realna i również nie do zaakceptowania. Stąd ambiwalentna postać don Beliala, który do samego końca dręczy Jana możliwością istnienia wcielonego zła, piekielnych zaświatów. Chciałbym, żeby ta ambiwalencja została zachowana w całym przedstawieniu.

PG: W czasach końca wielkich narracji zamienia Pan "Rękopis" na opowieść o życiu Potockiego, jednoznacznie domkniętą samobójstwem Jana.

TB: To nie ja to wymyśliłem. Potocki sam popełnił samobójstwo.

PG: Ale powieści samobójstwem nie kończy.

TB: O to można się spierać. "Rękopis" ma wiele ram konstrukcyjnych. Zewnętrzna to wstęp anonimowego oficera wojsk francuskich zdobywającego Saragossę w roku 1809, który odnajduje w zrujnowanym domu tajemniczy rękopis i zaczyna go czytać, a co przeczytał, niniejszym podaje do druku. Ramą mniejszą jest opowieść Alfonsa van Worden, podówczas szesnastoletniego, który w roku 1739 spędza 66 dni w górach Sierra Morena, przechodząc różne rodzaje wtajemniczeń i inicjacji do całkowicie racjonalnych tajemnic. To jest jakby cała powieść. Ale młody van Worden w 30 lat później dołącza do książki epilog. On jest bardzo krótki i streszcza 30 lat życia. Jest brutalnie krótki: wyciągnąłem wnioski, wiedziałem, jak się ożenić, jak zdobyć sławę i jak urządzić swoje życie. Zapisałem owych 66 dni, które mnie wszystkiego nauczyły, a resztę zostawiam dla moich spadkobierców. I choć nie pada tu słowo samobójstwo, to jest ono gdzieś w podtekście. W ciągu 66 dni w pełni idealistyczny Alfons zostaje pozbawiony wszelkich iluzji i złudzeń, dostaje do ręki racjonalne narzędzia pozwalające mu poruszać się w świecie, narzędzia wręcz cyniczne: wysokie koneksje, układy - Potocki też posiadał wszystkie te umiejętności. Kiedy owe 66 dni zostanie spisane, jedyne, co pozostanie Alfonsowi - to umrzeć. To są moje intuicje, ale odbieram ten epilog, który powstawał u schyłku życia Potockiego, jako równoległy z jego stanem ducha.

PG: Jaka jeszcze postać historyczna interesuje Pana w takim stopniu jak Leibniz czy Potocki?

TB: Tocqueville.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji