Artykuły

Łaźnia Nowa w wakacje podkręca tempo

- Teatr jest świetnym miejscem do mierzenia się z trudnymi problemami. One są trudne, dopóki się nie zbliżymy do siebie. Łatwiejsze, gdy o nich rozmawiamy i widzimy, że dotyczą nie tylko nas. Widz i artysta są po tej samej stronie, nikt nie jest mądrzejszy - mówi BARTOSZ SZYDŁOWSKI, dyrektor Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie.

Kiedy większość teatrów robi sobie "wolne" na wakacje, Łaźnia Nowa podkręca tempo. W piątek rozpoczął się nowy projekt teatru Zgromadzenie, który ma służyć budowaniu dialogu. Pierwszym tematem była adopcja, kolejne to: miłość po sześćdziesiątce i bezrobocie ludzi świetnie wykształconych.

Gabriela Cagiel: Mam przed sobą "Lodołamacz", nową wersję wydawanego przez Łaźnię Nową przed kilkoma laty pisma. Czego się z niego dowiem?

Bartosz Szydłowski, dyrektor Łaźni Nowej: Na pewno można się poparzyć dobrą energią. To afirmacja tego wszystkiego, co się dzieje w Nowej Hucie: codzienne sprawy, ludzkie portrety, plotki osiedlowe i nowiny z Łaźni. Najważniejsze jest jednak, że to "dwutygodnik w imieniu mieszkańców". Dziennikarze skupieni wokół Matyldy Stanowskiej pełnią funkcję akuszerów, pomagają ludziom się wypowiedzieć, wyciągają tematy, poprawiają teksty, słuchają. Stwarzamy sytuację, która aktywizuje mieszkańców i pozwala im dostrzec, jak wiele od nich samych zależy.

A ludzie chętnie po nie sięgają?

- Pismo szybko znika, ma świetny feedback. Coraz więcej ludzi do nas pisze. Każdy numer budzi żywe reakcje. Dystrybuujemy 10 tys. egzemplarzy w ponad 200 miejscach dzielnicy, a ciągle dzwonią do nas ludzie i zaczynają od pretensji: "Dlaczego tutaj jest Lodołamacz , a w naszym sklepiku nie ma?", więc powoli docieramy do kolejnych miejsc. Jest super, projekt się rozwija społecznie!

Kolejne chyba też. Na pierwszą sesję teatru Zgromadzenie "Wszyscy jesteśmy adoptowani" można się było rejestrować internetowo. Ile osób się zgłosiło?

- Ponad 70.

To bardzo dużo!

- Optymalnie grupa powinna wynosić około 50 osób. Jest bardzo duże zainteresowanie, a my nie stawiamy limitów. Przyjeżdżają nawet goście z Wrocławia. Nie wiem, czy wszyscy są związani z tematem, wielu pewnie będzie obserwatorów samej sytuacji i nowej formuły spotkania, którą proponujemy. Przez trzy tygodnie pracowali nad tym zgromadzeniem: Wiktor Rubin, Agnieszka Król, Jola Janiczak, Jula Kluzowicz, Jarek Tochowicz, a także trójka aktorów: Aleksandra Padzikowska, Ilona Krawczyk, Mariusz Cichoński... Temat jest trudny i bardzo delikatny.

Projekt skierowany jest szczególnie do tych, których adopcja w jakimś stopniu dotyczy - do rodziców adopcyjnych, do osób starających się o adopcję, do dorosłych "adoptowanych dzieci" To wciąż temat tabu?

- Nie tylko, chociaż przede wszystkim. Intencją takich projektów jest przybliżenie tematów, które obarczone są społecznym tabu, a nawet bywają stygmatyzowane - adopcja nieustająco kojarzy się albo z patologią, albo z traumą, czyli z czymś negatywnym. I nawet jeśli za wieloma przypadkami adopcyjnymi kryje się rodzaj nieszczęścia, to przecież jest też ta druga strona - proces rozwoju rodzicielstwa, budowanie relacji, wysiłek skierowany w stronę drugiego człowieka. Hasło: "wszyscy jesteśmy adoptowani" jest gestem współodczuwania, próby zrozumienia trudnej problematyki. Ponadto scena teatru staje się szczególnym miejscem identyfikacji, zalążkiem wspólnoty.

Rozmawiamy tuż przed krakowską premierą wyreżyserowanego przez pana "Antyzwiastowania", które dotyczy tematyki rodzinnej w trudnym wydaniu. Czy to oznacza, że stajemy się gotowi, żeby się z nią zmierzyć?

- Teatr jest świetnym miejscem do mierzenia się z trudnymi problemami. One są trudne, dopóki się nie zbliżymy do siebie. Łatwiejsze, gdy o nich rozmawiamy i widzimy, że dotyczą nie tylko nas. Widz i artysta są po tej samej stronie, nikt nie jest mądrzejszy. Tworzymy pole identyfikacji, najpierw emocjonalnej. Dzisiaj warto walczyć o zaufanie, dlatego w Łaźni tak wiele jest działań edukacyjno-społecznych. One ułatwiają dialog i budują kapitalną atmosferę w naszym teatrze. Każdym takim projektem zadaję również pytanie o rolę instytucji kultury, o jej zasięg, pole oddziaływania. Nie poprzestajemy na problemie adopcji. Już pod koniec czerwca "Miłość 60 plus - pragnienia i pozycje" w reżyserii Marysi Spiss. W zgromadzeniu wezmą udział prof. Izdebski, ksiądz Ksawery Knotz i prof. Zbigniew Nęcki. Rozmowy wokół premiery i hasła: "jestem stary, chcę się kochać". Potem 31 sierpnia kolejny projekt - "47 Roninów, czyli bezrobotni Samuraje". Tematem będzie nowe bezrobocie - bezrobocie ludzi, którzy są w pełni sił, mają wykształcenie, dają sobie świetnie radę w życiu, chcą pracować i... nie mogą. Później czeka nas tematyka gniewu, a projekty zgromadzeń zaplanowane są już do końca roku.

Przygotowaliście na dzisiaj działania wizualne, muzycznie ekscytujące, przestrzenne i gastronomiczne. W jakim celu?

- To wszystko służy budowaniu atmosfery ułatwiającej kontakt między ludźmi, przepływ energii. Spotkanie może być spektaklem, ma swoją dramaturgię, elementy muzyczne, działania przestrzenne pomagają ją budować. W teatrze nie chcemy seminariów ani sztywnych rozmów. Prosty efekt, ale sporo z nim pracy. Zależy nam, aby ludzie poczuli się dobrze, bezpiecznie i równocześnie złapali dystans i przez to z większą łatwością rozmawiali o sprawach trudnych.

" Antyzwiastowanie". I hasło: "Nie bój się miłości. Nigdy". Już sam tytuł brzmi

- prowokująco.

Bohaterami sztuki są "zwyczajni ludzie ze swoimi słabościami, lękami i mnóstwem wątpliwości, którzy bardzo się kochają, ale piętrzące się przed nimi przeszkody wystawiają ich miłość na próbę". Czyli o nadziei, miłości, ale z dystansem?

- To nie jest spektakl realistyczny, ale umowny, baśniowy. Dystans do tematu jest wpisany w konwencję. Wydaje mi się, że siła naszej miłości, naszego wewnętrznego światła jest mierzona tym, jak dalece potrafimy wszelkie mroki, które się pojawiają wokół nas, pokonywać. Nasza główna bohaterka wraz ze swoim mężem dostają informację od anioła, że dziecka nie będzie. To niespodziewany wyrok. Tylko że oni się temu nie poddają. Ich uczucie w obliczu sytuacji bez wyjścia wzmacnia się. Dlatego mają siłę, by wyruszyć po swoje dziecko. Wierzą, że ono gdzieś jest i czeka na nich.

Scena antyzwiastowania jest osią spektaklu. Rozbija pozorne szczęście i pozwala narodzić się nowej jakości doświadczania siebie. Nie można porzucać swoich marzeń i nadziei. Stan rodzicielstwa ma bardziej charakter duchowy niż biologiczny. W pewnym sensie stawiamy znak równości pomiędzy rodzicielstwem naturalnym i zastępczym. Chociaż są inne uwarunkowania, to istota sprawy jest w tej miłości i w tym pragnieniu dania szczęścia. I bycia szczęśliwym poprzez dawanie szczęścia innemu. W tym spektaklu bardzo wyraźne jest również to, że bohaterowie, najpierw skoncentrowani na swoim szczęściu, nagle zaczynają dostrzegać je w relacji do trzeciej osoby.

I miłość do tego wystarczy? Czy jednak potrzeba czegoś więcej?

- Nie wiem. Wydaje mi się to dosyć proste. Tak się robił ten spektakl, przez proste rzeczy.

Co to za proste rzeczy?

- Staraliśmy się szukać tego, co w tej drodze daje siłę i napęd, a nie tego, co ich zatrzymuje. I żeby jakiś rodzaj delikatności tej sytuacji ochronić. Nie jestem przecież ekspertem od adopcji, ale wydawało mi się, że jest to doświadczenie, gdzie takie proste rzeczy, jak gest przytulenia, pocałunek, spojrzenie, znaczą bardzo dużo, gdzie to, co mamy w relacji do rodziców biologicznych, czyli naturalne zaufanie, musi się powoli budować.

Czy na scenie zobaczymy kogoś z odbywających się niedawno w Łaźni castingów?

- Nie w tym spektaklu, ale już w kolejnych projektach tak. Ponadto Łaźnia Nowa będzie otwarta przez całe wakacje. Przygotowujemy szeroki program warsztatów. Częściowo skierowany do bardzo wąskiego grona specjalistów, ale przede wszystkim do mieszkańców. Przez całe wakacje dzieci i starsi będą mogli do nas przychodzić.

Łaźnia nie zwalnia tempa?

- Nie, absolutnie. Dostaliśmy teraz europejskie fundusze na projekt partycypacji, więc znowu przyspieszymy.

Uczestniczycie w wielu kooperacjach. Mogliśmy to obserwować w trakcie Boskiej Komedii, ale i po ostatnich premierach.

- Tak. Myślenie synergiczne to myślenie przyszłościowe, jeśli chodzi o zarządzanie instytucją. Każda instytucja kultury powinna mieć w sobie wewnętrzną siłę, żeby się nie uszczelniać, nie budować tylko wewnętrznie własnego brandu, tylko wyciągać ręce do innych instytucji, próbować dialogować i wspólnie realizować projekty. To fantastyczna rzecz. Nie tylko ze względów ekonomicznych i wyrazu solidarności społecznej, ale to równocześnie lepsze oddziaływanie i wspaniała energia. Ja jestem jak na skrzydłach. Zawsze w czerwcu zwalnialiśmy, a tutaj wprost przeciwnie.

Skąd ta energia?

- Może wynika z podsumowania fantastycznego sezonu? Z nadkompletów na spektaklach, ze społeczności wokół teatru zaangażowanych w to, co robimy? Zresztą nie pytajmy, skąd energia, pytajmy lepiej, z kim ją dzielić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji