Zawody bez finału
WSZYSCY są tu prawdziwi, wzięci prosto z życia, ze środowiska współczesnej inteligencji, co nie znaczy, że są odbiciem tegoż środowiska, albo, że je w jakimś stopniu reprezentują; to, co się dzieje na scenie, dzieje się wszędzie, na całym świecie, a powieści, sztuk i filmów na ten temat napisano i zrealizowano mnóstwo.
Problem odwieczny - trójkąt małżeński, ale już inny, nowoczesny, w którym zdrada nie jest zdradą, a miłość nie jest chyba miłością w pełni tego słowa znaczeniu. Uczucia, z którymi nie trzeba się kryć, zaakceptowane przez osoby zainteresowane stają się częścią składową normalnego życia.
Jest więc kobieta (Małgorzata) i jej dwaj partnerzy: mąż, Robert i kochanek, Paweł. Obaj mężczyźni uważają się za równoprawnych partnerów Małgorzaty, która także kocha obydwóch. Sytuacja trochę odwrócona "do góry nogami", gdyż uczucia mężczyzn są trwale i nie ulegają wahaniom, natomiast "dramat" przeżywa kobieta. Małgorzata bowiem ciągle nie jest zdecydowana, kogo bardziej kocha, małżonka czy przyjaciela? W istocie, z jednym i drugim jest jej dobrze, obaj odpowiadają jej fizycznie i "duchowo", przechodzi więc od jednego do drugiego. Paweł zaś i Robert czekają cierpliwie na finał zawodów ("rodeo").
W rzeczywistości, w życiu codziennym byłby to niewątpliwie dramat, elementów tego dramatu można domyślić się obserwując sztukę, którą reżyser przekształcił zgrabnie w komedię. Sceny retrospektywne wplecione w akcję pokazują historię miłości Pawła i Roberta, ich przeżycia, klęski i zwycięstwa, każdy bowiem powrót Małgorzaty jest zwycięstwem, każde jej odejście do drugiego - klęską.
Trudna jest także rola samej Małgorzaty, która wszak kochając obu musi umieć radzić z nimi, utrzymać przy sobie, umiejętnie lawirując pomiędzy przy uwiązaniem i uczuciem do męża, a miłością do kochanka.
Małgorzata o wiele spokojniej od mężczyzn przyjmuje dar losu w postaci dwóch partnerów, ich krótkotrwałe niepokoje, a nawet rozpacze są dla niej niezrozumiałe, nie rozumie także pragnienia każdego z nich posiadania wyłącznego prawa do niej. Dla niej życie z dwoma na raz mężczyznami jest sprawą zupełnie naturalną, jest przecież młoda, urocza, normalna, namiętna i może swymi wdziękami obdarzać obu kochanków, a może nawet i więcej?
Czasem ma jakieś tam śmieszne wyrzuty "sumienia", przypominają się jakieś tam "prastare" konwenanse i "przykazania" moralne, ale kto by tam przejmował się, mając nadmiar temperamentu i dwóch miłych panów, zakochanych po uszy!.
Taka jest mniej więcej treść nowej komedii obyczajowej Aleksandra Ścibor - Rylskiego pt. "RODEO" wystawionej na Scenie przy ulicy Czackiego przez Pańtw. Teatr Współczesny w Warszawie, w reżyserii Tadeusza Łomnickiego, ze scenografią Wojciecha Siemińskiego, piosenką w wykonaniu Marka Grechuty opartej o fragmenty wierszy Józefa Czechowicza i Tadeusza Micińskiego.
Banalna treść komedii osiągnęła jednak wysoką rangę sztuki dzięki reżyserowi i wyśmienitej grze aktorskiej. W roli Małgorzaty wystąpiła Marta Lipińska, grając nad wyraz sugestywnie, a jednocześnie prosto rozbrajającą w swojej szczerości rolę młodej, powabnej i wyzwolonej ze "staroświeckich hamulców moralnych" kobietkę.
Jej partnerami byli Tadeusz Łomnicki jako Paweł i Andrzej Łapicki w roli Roberta. I tu zatryumfował wysoki kunszt aktorski, pozwalający widzom uwierzyć w szczerość przeżyć erotycznych obu panów.
W pozostałych rolach wystąpili: Barbara Ludwiżanka jako matka Małgorzaty, Barbara Wrzesińska w roli Doroty, żony Pawła i Eugeniusz Poreda jako ojciec Pawła.
W sumie - duże osiągnięcie dramaturgiczne samego autora, Aleksandra Ścibor - Rylskiego, o wiele bardziej dojrzałe literacko od poprzedniej sztuki "Bliski nieznajomy", świetny sukces reżysera i aktorów, przyjemna i nawet pouczająca zabawa dla publiczności, która zresztą nie na darmo szturmuje do kas teatru.