Artykuły

Jedno pytanie do Jerzego Stuhra

- Wciąż mamy wiele tematów tabu, o których sądzimy, że nie mogą i nie powinny podlegać humorowi. Tymczasem śmiejący się ludzie są zdrowsi. O coś są bardziej wolni, nie wstydzą się swoich reakcji - mówi Jerzy Stuhr odpowiadając na jedno pytanie Marii Malatyńskiej.

Czy wypada pytać komika o poczucie humoru?

Oczywiście, choć najlepiej na konkretnych przykładach. Proponuję, przy okazji pewnego festiwalu. "Wielebnych " Mrożka gramy w Starym Teatrze od 5 lat. Aktorzy znają więc każdą reakcję publiczności. Wiemy, że trafiamy raczej do młodych ludzi, bo ich poczucie humoru, kształtowane na Monty Pythonie rozpoznaje nieomylnie, że nasza inscenizacja też zmierzała w tamtym kierunku. Wiemy również, gdzie są mielizny tekstu, Mrożek też o tym wie, ale temat, który to przedstawienie po raz pierwszy wtedy poruszało, był dla mnie, jako reżysera, najważniejszy. Chodzi o dotknięcie tematu żydowskiego tak, że wywołuje to beztroski śmiech. To było przekroczenie pewnej bariery. Że wreszcie pewne tematy, nawet terroryzm, nawet temat sekt, mogą być poruszane w taki sposób, który nie rodzi nienawiści, nie zmusza do obrazy. I z takim przedstawieniem zaproszeni zostaliśmy do Zlina.

Dziwna jest mapa teatralna Czech. Jest pozostałością polityczną. W początkach lat 70., po Praskiej Wiośnie, gdy politycznie zbyt wyostrzono uwagę na ludzi kultury, wszyscy wybitni twórcy, jak również inicjatywy artystyczne, uciekły na prowincję. I tak teatr na czeskiej prowincji stal się o wiele ciekawszy, niż Teatr Narodowy w Pradze czy w Brnie. I festiwal w Zlinie to jest odprysk artystyczny z Brna. Wszyscy, którzy nie mogli pracować w Brnie, poszli do Zlina. To jest miasto, które wybudował Bata.

Jeszcze dzisiaj znajduje się tam jedna z jego fabryk. I jest tam tak piękny i nowoczesny teatr, z takimi urządzeniami, że daj Boże Staremu Teatrowi choć część takich urządzeń! I tam oto mieliśmy zagrać nasze, już rutynowe przedstawienie. Tłumaczka przetłumaczyła tekst w ciągu 15 dni, teatr zapewnił napisy symultaniczne. Aktorzy wyszli na scenę lekko spięci, bo i inna publiczność, i inny kraj, ale przecież rutynowe, ponadsetne przedstawienie, które już dawno przestało nas zaskakiwać. A tu nagle żywiołowy odbiór!

Reakcja na każdy dowcip, ja cały czas stałem za kulisami i słucham, analizuję, i czekam, bo, gdy Ewa Kaim mówi do Aldony Grochal: Ależ pani Simpson, Żydów nie ma, zostali zdekonstruowani przez Jean Pauta Sartre'a - to w Polsce nie ma prawie żadnej reakcji, jakby nikt nie wiedział, kto to Jean Paul Sartre, więc już nie zastanawiano się dalej, że chodzi o kwestię mentalną, a nie o żaden byt - a właśnie to jest dopiero szokującym żartem! To znaczy - kontynuuje ona -jeśli ja panią nazwę Żydówką, to pani jest Żydówką. A jeśli nie nazwę, to pani nie jest. Do jakiego stopnia sobie Mrożek pozwala, żeby podnieść poprzeczkę w dowcipie. Czy już wolno? Czy zareagujemy na to już jak wolni ludzie, wyzbyci kompleksów? Czy jeszcze nie? U nas - był to jakiś lekki śmiech, trochę zażenowany.

A tam był to ryk. Naturalny, beztroski, trochę rubaszny. Ale inteligentny, bo wyłapujący wszystko. I aktorzy dostali skrzydeł! Zagraliśmy jedno z najlepszych przedstawień. I pomyślałem sobie, że ci ludzie na widowni są o coś "bardziej wolni"... że tu nie wstydzi się jeden drugiego, by głośno się śmiać. Nie ogląda się, czy część widowni jest za, czy też nie! Gdy aktorzy wychodzili po przedstawieniu, to jeszcze na ulicy bili im brawo! Jak to jest, że u nas nikt nie zauważa, że po raz pierwszy ktoś odważył się nadać tematom ton beztroski, nie farsowy, choć teatr musi odnaleźć swój styl gdzieś blisko farsy, komedii absurdu, Monty Pythona właśnie!

To jest to, co powiedziałem kiedyś do Roberta Benigniego, gdy wspólnie odbieraliśmy nagrodę w Cinecitta, on za swoje "Życie jest piękne", uznane za najlepszy film, a ja za "Historie milosne", uznane za najlepszy film zagraniczny. Powiedziałem mu wtedy: jednego ci zazdroszczę, Roberto, bo ja w Polsce takiego filmu, jak "Życie jest piękne" nie mógłbym zrobić. Ja takich dialogów nigdy nie mógłbym napisać, jak twoje rozmowy z chłopcem: "Tato, a Giuseppe mówi, że zrobią z nas mydlo " - "jak to, czy ja się mam myć Giuseppem?" - odpowiadasz. Czy ta różnica wiąże się i z tym, że Włosi mają tę tradycję "dell arte"?...

Ale patrząc do przodu, myślę, że kiedyś do tego dojdziemy. Wciąż mamy wiele tematów tabu, o których sądzimy, że nie mogą i nie powinny podlegać humorowi. Tymczasem śmiejący się ludzie są zdrowsi. O coś są bardziej wolni, nie wstydzą się swoich reakcji. Bo śmiech i żart nie oznacza bluźnierstwa czy prymitywizmu. A u nas niektórzy uważają, że dowcip czeski jest "prostacki", że cały "Szwejk" jest prostacki - to znaczy jaki? Jaki to ma być ten dowcip nasz, czyli intelektualny? Przecież Czesi Witkacego też rozumieją i potrafią się nim bawić. Potrafią się śmiać z rzeczy prostych, jak również wykazują wielką inteligencję, gdy potrafią się śmiać z siebie. Na tym zrobili karierę światową. Szkoła czeska była odkryciem tej niezwykłej umiejętności. Sami umieją to w sobie ocenić i docenić. Dobrze byłoby wierzyć, że do tego też dojdziemy.

Na zdjęciu: Jerzy Stuhr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji