Krzyk rozpaczy
Jeżeli prawdą jest, że pisarz spełnia rolę sumienia społeczeństwa, wydobywa na jaw i uświadamia jego utajone myśli, rozwiązuje zawiłe kompleksy, to trzy różne jednoaktówki trzech różnych pisarzy z trzech różnych krajów wystawione przez Teatr Współczesny pod wspólnym tytułem "TEMAT Z WARIACJAMI" mają przede wszystkim wartość dokumentu. Łączą się one z sobą formalnie: trzy dialogi dwóch osób, kończące się, śmiercią jednej z nich i do tej śmierci prowadzące z nieuchronną koniecznością. A więc jeden schemat trzy razy powtórzony. Jednakże jedność tych trzech jednoaktówek tkwi głębiej, w nastroju i filozofii, w ocenie życia i świata. Ten świat jest absurdalny, skazany na zagładę i świadomy tego, nędzny i zrezygnowany, nie może się nawet zdobyć na walkę w własnej obronie, tak jak nie mogą się zdobyć na walkę także ci, którzy się przeciw niemu wewnętrznie buntują. Ludzie żyjący w tym świecie są absolutnie samotni, bez możliwości nawiązania kontaktu z sobą jak więźniowie za kratami lub jak zwierzęta w klatkach w ZOO. Pustka - żadnej idei, której by się można było czepić. Żadnej nadziei i żadnego wyjścia.
Trzy jednoaktówki z "Tematu z wariacjami" powstały kolejno - w Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i St. Zjednoczonych, a więc w krajach sytych, cieszących się dobrobytem, korzystających w pełni z dobrej koniunktury, z ustrojem - zdawałoby się - dobrze umocnionym na przyszłość i bezpiecznym. I właśnie w takich krajach odzywają się pisarze - ci z "Tematu z wariacjami" i wie lu innych - dający wyraz uczuciowy niepokoju i beznadziejności drążącym ten świat. Zważmy, że nie są to żadni marksiści, ani komuniści, ale pisarze z tym światem ściśle związani i weń wplątani. Ba, nie jest to już u nich niepokój, ale krzyk rozpaczy.
Ten krzyk rozpaczy jest ściszony i poddany kontroli intelektualnej W sztuce FRIEDRICHA DURRENMATTA "NOCNA ROZMOWA Z CZŁOWIEKIEM, KTÓRYM SIĘ GARDZI". Człowiekiem pogardzanym jest kat, a właściwie najemny morderca, który z rozkazu władz przychodzi zabić niewygodnego dla rządu pisarza. Pisarz ten walczył o wolność w świecie, który jest więzieniem i przemocą i który zawsze w każdym okresie ma swoich katów. Pisarz poddaje się śmierci świadomy swej bezsiły i samotności, jego wołanie o pomoc nie znajduje u ludzi żadnego odzewu. Ten przedśmiertny dialog prowadzą spokojnie, może nawet w drugiej części za spokojnie przeciągając pauzy i zbyt zwalniając tempo. ALEKSANDER BARDINI, przypominający zewnętrznie samego Durrenmatta i bardzo wyrazisty HENRYK BOROWSKI, fachowy i znużony już życiem kat.
W "SAMOOBSŁUDZE" HAROLDA PINTERA znowu dwaj najemni mordercy. Ciekawe jak stali się oni ciągle wracającymi symbolicznymi postaciami w obrazach dzisiejszego świata. Rozmawiają o wszystkim i o niczym. Jest to kopia rozmowy potocznej bez składu i sensu, z powtórzeniami, przeskokami myślowymi, niedołężnymi sformułowaniami. Rozmowy nie teatralnej ale jakby nagranej z życia na taśmie magnetofonowej. Kto czytał kiedyś magnetofonowe zapisy nawet z wielce uczonych dyskusji - oczywiście zanim po odpowiednim obrobieniu i uporządkowaniu ukażą się one w druku - ten wie, ile prawdy jest w podchwyceniu przez Pintera bełkotliwego toku rozmowy. Tu służy on do pokazania niemożności porozumienia się między ludźmi w świecie nudy i bezsensu. Dwaj bohaterzy "Samoobsługi" nie wiedzą w jakim żyją świecie, w jakim mieszkają lokalu, kto ich wynajmuje na "robotę". Dokoła dzieją się różne rzeczy bez logiki i sensu - jak w życiu. Koszmar nudy i monotonii narasta coraz mocniej i gdy jeden z nich zaczyna czuć niesmak do tego żyda i nieśmiało zamyślać o wydostaniu się z niego, zostaje zamordowany przez drugiego, pełniącego rolę opiekuna i szefa. W stosunku tych dwóch mężczyzn można się dopatrywać czegoś więcej niż wspólnoty zawodu a zabójstwo mże być równocześnie reakcją na "zdradę" męskiej kochanki. To jest dodatkowy, dosłowny, podskórny sens sztuki. Tę parę grają z dużą dyskrecją i równocześnie z poczuciem humoru - nieco makabrycznie JÓZEF KONDRAT i MIECZYSŁAW CZECHOWICZ.
W "OPOWIADANIU O ZOO" EDWARDA ALBEE krzyk rozpaczy zabrzmiał najsilniej. Tu zresztą pada to określenie z ust jednego z bohaterów. Nienawiść do całego nieludzkiego świata, w którym nie ma kontaktu człowieka z człowiekiem, rozpaczliwe poczucie potrzeby tego kontaktu i całkowita bezsiła wobec istniejącego stanu rzeczy, pogarda dla ludzi za ich słabość i "mięczakowatość" doprowadzają do jedynego wyjścia - samobójstwa. Ta sztuka najbardziej ze wszystkich trzech tkwi w realiach - realiach amerykańskich, nie tylko ściśle topograficznych (park w Nowym Jorku) ale i społecznych, obyczajowych czy psychologicznych - od obsesji seksualnych (i homoseksualnych - oczywiście) zacząwszy a na... telewizji skończywszy. Młody autor ma niepośledni talent, sztuka jest świetnie napisana, choć pod koniec wpada w zbyt natrętną alegoryczność. TADEUSZ ŁOMNICKI i TADEUSZ FIJEWSKI stworzyli tu postacie sceniczne na długo pamiętne. Łomnicki opowiadał o zmarnowanym życiu w sposób fascynujący. Pełen wewnętrznego niepokoju i goryczy a równocześnie jakiegoś nieuchwytnego uroku przykuwał uwagę widza. To bardzo trudna i męcząca rola. Łomnicki pokazał w niej raz jeszcze, że jest aktorem najwyższej miary. Fijewski mistrzowsko zagrał starego filistra hodującego córki, koty i papugi. Dał w tej roli arcydzieło prawdy i naturalności.
Te trzy nierealistyczne w potocznym tego słowa znaczeniu sztuki wyreżyserował JERZY KRECZMAR w stylu realistycznym. Bardzo słusznie. Absurd w świecie absurdalnym przestaje być absurdem. Jest nim tylko na tle świata realnego. Ludzie na scenie byli najzupełniej realni. Realne były też dekoracje JANA KOSIŃSKIEGO. Dlatego też realny stał się okrutny absurd świata w tych sztukach przedstawionego.