Artykuły

Zobaczcie ten niezwykły teatr, bo naprawdę warto!

W wakacyjnej wędrówce zupełnie przypadkiem trafiłem ostatnio do Teatru Naszego w Michałowicach. Kto tam nie był, niech żałuje. I szybko nadrobi zaległości - pisze Jacek Harłukowicz w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

W wakacyjnej wędrówce zupełnie przypadkiem trafiłem ostatnio do Teatru Naszego w Michałowicach. Kto tam nie był, niech żałuje. I szybko nadrobi zaległości.

Bo należący do małżeństwa Jadwigi i Tadeusza Kutów Teatr Nasz to prawdziwy ewenement nie tylko na polską skalę. Teatr prywatny, choć Kutowie wolą mówić - samosponsorujący się. Czyli taki, w którym nikomu nie muszą tłumaczyć, co robią, po co, dla kogo, dlaczego tak, a nie inaczej. Zbudowany zupełnie od podstaw, dosłownie własnymi rękami, bez niczyjej pomocy.

A do tego naprawdę ciekawy. Tworzą go właśnie Kutowie i multiinstrumentalista Jacek Szreniawa. Wyspecjalizowali się w spektaklach kabaretowych, przy czym w porównaniu z serwowaną przez telewizję kabaretową sieczką ich kabaret wyróżnia się jedną rzeczą - jest naprawdę śmieszny! To rozrywka na dobrym poziomie. Nie tylko dlatego, że serwowana na wysokości 600 metrów nad poziomem morza.

Ale nie tylko o dobry humor w Michałowicach dbają naprawdę solidnie. Kutowie zbudowali bowiem nie tylko teatralną salę. Nie wiadomo, czy z rozmachu, czy twórczej weny, obok niej postawili od razu maleńką, przytulną restaurację, w której pani Jadwiga osobiście gotuje kolacje dla widzów (palce lizać!) oraz trzy domki dla tych, którzy chcą po spektaklu zostać na noc i cieszyć się pięknem okolicy (nie ma w nich radia ani telewizora, są za to książki). Jeśli zdecydujecie się zostać na noc, rano gospodarze podejmą was śniadaniem, a poranna kawa przeciągnie się do południa. Zapewniam, że podczas rozmowy z Kutami nie można tak po prostu wstać od stołu.

Kutowie nie wzięli się znikąd. To zawodowi aktorzy, absolwenci wrocławskiej PWST, którzy 20 lat temu, po kilkuletniej pracy w państwowych teatrach, powiedzieli dość i postanowili pójść na swoje. Ona - laureatka PPA, występująca na jednej scenie z Ireną Kwiatkowską i Zbigniewem Zamachowskim, w przeszłości współpracująca z Wojciechem Młynarskim. On - nagradzany za role dramatyczne, trzykrotnie wybierany najpopularniejszym aktorem scen jeleniogórskich. Poznali się na studiach i już po dwóch dniach znajomości wyznaczyli datę ślubu. A kilka lat później, gdy nie było to jeszcze modne ani popularne, stworzyli od zera swój własny teatr. Bez państwowych dotacji i bez środków unijnych, o których wówczas nikt jeszcze nie słyszał.

Kilka dni temu, gdy u nich gościłem, sala teatralna pękała w szwach. Widać było, że wiele osób jest tam po raz któryś. Półtorej godziny później, już po spektaklu, wiedziałem, że i ja będę do Michałowic wracał. A po nocnej Polaków rozmowie i paru lampkach (a może to były butelki?) wina opróżnionych w przemiłym towarzystwie gospodarzy, wiedziałem więcej: że poznałem ludzi wyjątkowych.

Takich, od których można nie tylko zarazić się poczuciem humoru, lecz także wiele nauczyć. Bo to, czego dokonali przez minione już 20 lat, to dowód nie tylko ich profesjonalizmu, ale przede wszystkim ogromnej determinacji.

Gdyby to zależało ode mnie, w Wikipedii wyskakiwaliby po wpisaniu hasła "chcieć to móc". A i Adam Słodowy ze swoim "zrób to sam" wysiada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji