Pimko na głowie
"Ferdydurke" to błyskotliwa inscenizacja Gombrowicza, jedna z najlepszych, jakie powstały w ostatniej dekadzie. Wyróżnia ją przede wszystkim jedna cecha: aktorstwo. Odzwierciedla obsesję Gombrowicza na temat ludzkiego ciała, wbitego w formę kultury. Polega na nieustannym wyrywaniu się z więzienia gestów i zachowań, nakazywanych przez dobre wychowanie, na lepieniu ciała, miny i gestu i natychmiastowej ucieczce w nowe ciało, minę i gest. [...] Popisem tego aktorskiego stylu jest rzecz jasna pojedynek na miny, w którym aktorzy, pozbywając się ostatnich barier, plują, charczą, pierdzą, słowem robią, co chcecie, przy czym walczący zginają się pod ciosami jak bokserzy na ringu, chociaż nawet się nie dotykają. Ale przedstawienie pokazuje człowieka nie tylko od pasa w dół. Puentą pojedynku Syfona z Miętusem jest walka na symbole religijne, inspirowana konfliktem wokół oświęcimskiego żwirowiska, w której bronią są stawiane na ławce miniaturowe krzyże i mały siedmioramienny świecznik, nie wiadomo skąd zdobyty
przez Miętusa. Nie jest to jednak walka ideowa, istota sporu została dawno zapomniana. Zostały jedynie puste symbole, które można już mnożyć. [...] Drugim elementem lubelskiej inscenizacji, który zapewnia jej wyjątkowe miejsce - jest scenografia. [...] W ławce szkolnej stojącej samotnie na scenie [...] aktorzy muszą walczyć o miejsce za pulpitem [...] sytuację ścisku powiększa jeszcze Pimko, który, prowadząc lekcję, wchodzi dosłownie na głowy swoich uczniów i ugniata ich wielkim zadem. [...] miejsca z każdą sceną jest coraz mniej, aż wreszcie zostanie tylko oświetlone okno, w którym tłoczą się przylepione do szyby twarze bohaterów wyrywających się bezskutecznie na wolność.