Artykuły

Jan Klata i upadek Rzymu

Motyw starożytnego imperium powraca na scenie i w kinie, stając się metaforą upadku Europy - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Nad "Tytusem Andronikusem" Szekspira pracuje obecnie Jan Klata. To koprodukcja Teatru Polskiego we Wrocławiu (premiera 16.09), a także Staatsschauspiel Dresden, który w ten sposób uświetni 28 września swoje stulecie. Pomysł jest co najmniej przewrotny: Polacy zagrają średniowiecznych Germanów, Niemcy zaś Rzymian. - W przypadku "Tytusa Andronikusa" mamy do czynienia z apokaliptycznym wręcz obrazem schyłku rzymskiego porządku i cnót - mówi Jan Klata. Ale Rzym w dramatach Szekspira funkcjonuje również jako modelowy przykład struktury państwowej. Daje to autorowi szansę na ukazanie mechanizmów władzy, politycznego teatru, a także degrengolady.

Reżyser podkreśla, że Szekspir nie tylko znakomicie władał łaciną on prawdopodobnie po łacinie myślał: Nic dziwnego, że w Rzymie, znajomej mu, a jednocześnie wyimaginowanej krainie, umieszcza swój "matecznik tygrysów", który w obliczu finansowo-tożsamościowego kryzysu projektu wspólnej Europy zaczyna wyglądać podejrzanie znajomo.

W czerwcu w Narodowym Starym Teatrze odbyła się prapremiera parafrazy szekspirowskiej tragedii "Tytus. Upadek Rzymu" Heinera Müllera. Kiedy w 1984 r. najwybitniejszy niemiecki dramatopisarz żyjący w NRD napisał sztukę, była odbierana jako zapowiedź klęski ZSRR. Dziś interpretacja się zmieniła. Przekonuje o tym inscenizacja Wojtka Klemma.

- W tekst Müllera kryzys Europy jest wpisany w oczywisty sposób, nawiązuje bowiem do szekspirowskiego "Tytusa Andronikusa", który pokazuje Rzym zmagający się z naporem barbarzyńców - mówi Jan Peszek, grający Tytusa. - Niemiecki pisarz dodał od siebie komentarze i apokaliptyczną wizję. Mowa o wyczerpaniu zasobów intelektualnych Europy. Czarnoskóry Aron, który uosabia przyszłość naszego kontynentu, to kwintesencja zła. - Mój bohater jest ostatnią osobą, która jeszcze wierzy w sprawiedliwość, lecz sam przekracza wszelkie granice.

Motyw Rzymu pojawia się również w "Neronie i Poppei", Monteverdiego, najnowszym spektaklu operowym Krzysztofa Warlikowskiego w madryckim Teatro Real. Tym razem punktem odniesienia staje się Ameryka, która od początku konstruowała mit swojej potęgi, odwołując się do rzymskiego imperium. Polski reżyser dopisał do opery współczesny prolog, rozgrywający się na amerykańskim uniwersytecie. Postać Profesora jest emanacją Seneki, filozofa, strażnika dawnych wartości, które zaprzepaszczają jego studenci Neron i Poppea. Współczesna popkultura niszczy stary świat. Staje się nowym totalitaryzmem.

Po "Koriolana" sięgnął Ralph Fiennes, znany z "Amerykańskiego pacjenta" i "Listy Schindlera. Teraz podjął się roli reżysera. Film pokazał w Cannes.

- Rzymskie tragedie Szekspira przerażająco przystają do dzisiejszych czasów - powiedział "Rz". - Na świecie wciąż niemało jest tyranii i terroru. Ludzie wychodzą na ulice, toczą się bratobójcze walki. Kiedy na pierwszych stronach gazet zobaczyłem zdjęcia trumny Milosevica, od razu pomyślałem: to Koriolan. Ale akcja filmu równie dobrze mogłaby się dziać w Czeczenii, Libii, a może nawet w walczącej o niezawisłość Irlandii.

"Tragedie rzymskie" przygotował Ivo van Hove, jeden z najważniejszych europejskich reżyserów teatralnych. Scenariusz oparł na trzech dramatach Szekspira "Koriolanie", "Juliuszu Cezarze" i "Antoniuszu i Kleopatrze". Sześciogodzinny spektakl to multimedialne widowisko o mechanizmach władzy w społeczeństwie demokratycznym. Zbudowano wspólną przestrzeń gry dla aktorów oraz widowni. Ci ostatni mogę rozsiąść się w fotelach na scenie, korzystać z Internetu, zamawiać w barze piwo lub wino, jeść chili con carne bądź spaghetti. Swobodnie spacerują między artystami lub oglądają spektakl na ekranach również w formie programów informacyjnych relacjonujących rozgrywki o władzę. Jednocześnie teatralny inspicjent zachęca do pisania komentarzy o sztuce i politykach.

Już zaczynamy myśleć, że bierzemy udział w wydarzeniach najwyższej rangi i mamy na nie wpływ. Pod koniec spektaklu ochroniarze odgradzają nas jednak od protagonistów, a potem zmuszają do opuszczenia sceny i zajęcia miejsc na widowni. Dopiero tam zdajemy sobie sprawę, że od czasów Rzymu demokracja to show, w którym nasza rola, gdy minie czas igrzysk, ogranicza się do statystowania.

Poważne ostrzeżenie

Kilka lat temu rzymskiego klucza do opisania europejskiego nihilizmu użył Krzysztof Zanussi.

- Myślę, że upadek Europy się jeszcze nie przesądził - powiedział. Wciąż mamy prawo być dumni, że cywilizacja, która wyrosła z kultury judeochrześcijańskiej, rozwiązała podstawowe problemy, z jakimi ludzkość zmagała się przez tysiąclecia: głód, ubóstwo, brak wolności. Zagwarantowała poszanowanie praw człowieka i bezpieczeństwo, co nigdy się nie zdarzyło. Nikt wcześniej nie wyzwolił w ludzkości tak wielkiej energii twórczej jak Europa. Biadolimy nad nią, a ona wciąż kwitnie, choć na pewno się zmienia, bo żyjemy w czasach, kiedy wiele wartości zostało zachwianych.

Na apokaliptycznym teatralnym tle również Jan Peszek sugeruje spokój.

- Są myśliciele, ekonomiści, którzy chcą zaistnieć, głosząc bardzo wyraziste poglądy mówi wybitny aktor. Nie wierzę w gwałtowny koniec Europy. Wróciłem właśnie z Indochin, widzę rozwój Wietnamu i jego gospodarczą ekspansję, może jeszcze większą niż Chin, ale o przyszłość naszego kontynentu jestem spokojny. Oczywiście konieczny jest zdrowy rozsądek.

Europa nie podzieli losu Rzymu, jeśli potraktuje jego historię jak ostrzeżenie.

Na zdjęciu: "Anatomia Tytusa Fall of Rome", Stary Teatr, Kraków

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji