Wyrok życia
Bohaterami tej sztuki są ludzie skazani na życie. Odbywanie kary może zakończyć tylko śmierć.
"Ona" to nowy dramat krakowskiego reżysera i pisarza Rafała Maciąga. Podobnie jak poprzednie dwie sztuki wystawione przez Stary Teatr, również i ta rozgrywa się w zamkniętej przestrzeni. Nie jest to wyłącznie zabieg kompozycyjny. Tytułowa bohaterka skazana jest na życie w świecie obsesji, lęków i poczucia winy. Z tego świata nie może się również wyzwolić Mężczyzna, który mimo prób ucieczki wciąż wraca do jej domu.
Ona i Mężczyzna pozbyli się dziecka i nie mogą sobie tego wybaczyć. Ale sztuka Maciąga nie jest dramatem o aborcji, ani o żadnej innej konkretnej winie, bo wyrok życia w lęku i niepewności dotyczy przecież także Kobiety - trzeciej bohaterki dramatu.
Reżyser i współautor scenografii Paweł Miśkiewicz usadził widzów wzdłuż czterech boków prostokąta, który stanowi przezroczysty "sufit" pokoju głównej bohaterki. Życie postaci dramatu podpatrywane jest więc z góry. Zwyczajna, choć ubarwiona kolorytem obłędu historia jednej nieudanej kolacji urasta w ten sposób do rangi symbolicznej opowieści. Dom, w którym żyje Ona, widziany z perspektywy sufitu, staje się reprezentantem wszystkich domów świata, po których kiedyś oprowadzał - podnosząc dachy - diabeł z powieści Lesage'a.
Ale w wystawionym przez Miśkiewicza dramacie Maciąga ludzie, w przeciwieństwie do bohaterów Lesage'a, wcale nie są niegodziwcami. Życie, wina, śmierć, nienawiść, wciągają ich bezwiednie i nieuchronnie. Wszystkich w tym samym stopniu. Dlatego w gruncie rzeczy tak podobne są losy trojga pozornie całkiem innych bohaterów. Tytułową postać gra Iwona Bielska. Trafne obserwacje psychologiczne zawarte w tekście sztuki pozwoliły tej wyśmienitej aktorce stworzyć wiarygodną postać popadającej w obłęd, porzuconej, starzejącej się kobiety. Jej partnerem jest Krzysztof Jędrysek, grający człowieka zagubionego w świecie, zagmatwanego w los i beznadziejnie próbującego się z tego losu wyzwolić.
Trzecia, najpóźniej wchodząca na scenę postać - Kobieta Marii Andruszkiewicz, to uzupełnienie portretu tytułowej bohaterki - "drugi wariant" jej biografii. Ta postać pozornie szczęśliwej introwertyczki wypada na scenie równie prawdziwie jak w tekście.
Sztuka Maciąga, choć porusza odwieczny problem tajemniczego źródła ludzkiego cierpienia, choć sugeruje, że nieszczęście i udręka są nieodłącznymi cechami ludzkiego bytowania na ziemi, choć jest przygnębiająca, budzi jednak pewną nadzieję. Nadzieję, że w polskim dramacie współczesnym zaczną się pojawiać pełnokrwiste, wiarygodne psychologicznie postaci. Że bohaterami będą ludzie, którzy są wokół nas. Taką nadzieję częściowo spełnia już tytułowa bohaterka dramatu Maciąga. Teraz chciałoby się jeszcze pomarzyć, by w następnej sztuce Maciąga albo innego polskiego dramaturga, Ona i On zrzucili z siebie płaszcze obłędu. By zamiast choroby, widza interesowały ich bogate osobowości. To trudne, ale przecież wcale nie wariackie wyzwanie dla pisarzy.