Artykuły

Dziedzictwo

Spektakl pt. "Sanatorium pod klepsydrą" trzynastego bm. w piątek był w nowym sezonie artystycznym pierwszą gościnną sztuką na deskach legnickiego teatru. Brunona Schulza, podobno nieprzekładalnego na język teatru, zaadaptował Jan Peszek. Znany aktor i pedagog pokazał się widzom w towarzystwie córki Marii i syna Błażeja. Przekład bardzo kontrowersyjny i trudny, pozostawiający w pamięci obrazy plastyczne, w dużej mierze niezrozumiałe po jednorazowym obejrzeniu. Tekst postawiony w sytuacji ilustracyjnej sprawia, że mało dramatyczny staje się przekaz...

- Lektura Schulza została mi dana bardzo wcześnie - mówi Jan Peszek. - Wietrząc, że jest tam taka straszna siła, ulotna dynamika, chciałem znaleźć jakiś sposób przełożenia dla teatru tematów, które bardzo mnie dotyczyły, zwłaszcza po śmierci mojego ojca. Kilka lat pisałem taki scenariusz. Korzystałem ze wszystkiego - motywy, tematy były brane z korespondencji Schulza, fotografii, jego prywatnych akt. Każdy fragment scenariusza mogę udowodnić fotografią. Sytuacje między Bianką a Józefem są cytatami z wielu grafików.

Zapytałem moje dzieci, czy chcą skontaktować się w pracy ze mną. Nie oczekiwałem od razu odpowiedzi. Jestem człowiekiem w wielu sytuacjach nietolerancyjnym. Byliśmy bliscy rozstania wielokrotnie. Syn trzaskał drzwiami, ja trzaskałem drzwiami. Nie wytrzymywaliśmy ciśnienia.

Maria: - W całej naszej trójce podczas pracy pełniłam rolę katalizatora, ponieważ oni byli bardzo nerwowi i straszliwie ze sobą walczyli - wyznaje Maria Peszek.

- Tematy, które bardzo mnie dotyczyły po śmierci mojego ojca, znalazłem czytając Schulza. Pisałem sobie sceny, nie projektując praktycznej realizacji. Z tego zbierania wyszło coś, czego w ogóle nie planowałem. Nie spodziewałem się, że wejdą tam motywy z "Sanatorium". To było wtedy, gdy zrozumiałem i postanowiłem, że chciałbym bardzo, żeby zagrały w tym moje dzieci, ponieważ głównym motywem stała się relacja ojciec-syn. Błażej już kończył szkołę, Marysia zaczynała. Z japońskiej tradycji zrozumiałem, że najnaturalniejszym odruchem jest dziedziczenie przez dzieci zawodu rodziców. Ja miałem ojca dentystę i było dla niego rzeczą oczywistą, że ja przejmę jego gabinet Był przerażony, kiedy się okazało, że ja poszedłem w światy w ogóle dla niego niezrozumiałe...

Maria: - Nam aktorstwo pokazywano i my widzieliśmy je jako zawód cudowny.

Błażej: - I nawet kiedy powinienem się już na coś w życiu zdecydować, wcale nie myślałem o aktorstwie, ale przeważyło to, co we mnie urosło...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji