Artykuły

Spaliśmy w Drohobyczu

Jan Peszek jest profesjonalistą. Cóż jednak z tego, skoro jego wizja "Sanatorium Pod Klepsydrą" nuży.

Wyobraźnia Brunona Schulza pociąga innych artystów od dobrych kilkudziesięciu lat. Przed wojną pod wrażeniem jego opowiadań byli tak różni ludzie, jak Witkacy i Iwaszkiewicz. Mierzono się z nim w kinie (niezapomniany film Wojciecha Hasa), robi się to ciągle w teatrze - i tak zwanym dramatycznym, i alternatywnym. Po demiurgiczno-kupiecki, erotyczno-fantastyczny świat żydowskiego Drohobycza sięgnął ostatnio Jan Peszek, żeby stworzyć własną wersję "Sanatorium...", wciągając w to syna i córkę.

Tylko - po co?

Jest wiele profesjonalizmu w pokazanym gościnnie we wtorek na scenie Teatru Polskiego w Poznaniu spektaklu Peszków. Przedstawienie ma swój rytm, jest skromne, a zarazem niekonwencjonalne plastycznie, ma bardzo dobrą muzykę, a scenariusz, napisany przez Jana Peszka, nie jest jedynie ilustracją opowiadań Schulza, lecz próbą ich twórczego, indywidualnego odczytania.

Ojciec Peszek gra tak, jak oczekuje się tego od świetnego aktora (tym bardziej blado wypadają na jego tle Maria i Błażej Peszkowie).

Reżyser Peszek nie przekracza granic wierności oryginałowi - mamy w tym spektaklu i Schulzową melancholię, i erotyzm, i nawet coś z niezależnego, niepowstrzymanego kształtowania się materii w różne formy. Ba, jak się wydaje, w spektakl, który miał prapremierę w 1994 r. w Tokio, delikatnie zostały wpisane nawet japońskie skojarzenia, np. nakładające się koła (światła) i kwadraty (materii).

Tylko - co z tego?

Skoro rytm przedstawienia jest taki, że momentami z całych sił trzeba się bronić przed sennością. Skoro indywidualne odczytanie przez Peszka opowiadań Schulza jest mętne - choć wierne wybranej przez niego "zasadzie porządkującej", czyli "relacji ojciec-syn". Skoro melancholii "Sanatorium Pod Klepsydrą" nie uzupełnia nawet odrobina tego bujnego, krwistego, jawnego i podskórnego życia, które wypełnia tamte stronice - za to nad spektaklem, jak dym nad dachami Drohobycza, cały czas snuje się "poetyckość".

I wychodzi się z tego przedstawienia z poczuciem, że nie wiadomo po co spędziło się na nim prawie dwie godziny.

No, bo po co?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji