Artykuły

Wrocław. "Titus Andronicus" wg Jana Klaty w Polskim

Rzecz zaczyna się od pogrzebu dwudziestu jeden synów tytułowego bohatera, później ofiar jest jeszcze czternaście. W programie mamy też obcięte kończyny, język i głowę. No i pasztet z dwóch synów królowej Gotów zaserwowany matce podczas uczty. Premiera spektaklu "Titus Andronicus" w reżyserii Jana Klaty już w sobotę.

Ta tragedia była najbardziej kasowym dziełem Williama Szekspira. Grana przy widowni liczącej ponad dwa tysiące miejsc przyniosła dwukrotnie większy dochód niż inne sztuki wystawiane w tym czasie. Potem długo była uważana za najgorszy z Szekspirowskich dramatów. Thomas Stearns Eliot powątpiewał, że w czymś takim autor "Makbeta" mógł w ogóle maczać palce. Badacze twórczości Szekspira zarzucali tekstowi dramaturgiczne błędy, brak logiki, absurdalne piętrzenie okropności, powierzchowność i brak postaci o przekonującej motywacji. Wielu zresztą, podobnie jak Eliot, wątpiło w autorstwo Szekspira, nie mogąc uwierzyć, że rzecz tak wulgarna i pozbawiona smaku mogła wyjść spod pióra mistrza.

A mogła, choćby dlatego, że była pisana z myślą o potrzebach mało wyrafinowanej publiczności.

Tragedię zrehabilitował Peter Brook, wystawiając ją w 1955 roku, z Laurence'em Olivierem i Vivian Leigh w rolach głównych. Jej powrót był jednak częściowy - w Polsce jest wciąż najrzadziej granym spośród szekspirowskich dramatów.

- Może musieliśmy zetknąć się z twórczością Quentina Tarantino, żeby zrozumieć "Titusa Andronicusa" - mówi Jan Klata, reżyser spektaklu we wrocławskim Teatrze Polskim. - I zrozumieć, że to mnożenie okrucieństwa nie jest tu przypadkowe. Ma doprowadzić do absurdu, żeby pokazać groteskę świata, w którym żyjemy.

"Titus Andronicus", którego zobaczymy na scenie Polskiego, to połączenie tekstu Szekspira z fragmentami "Anatomii Tytusa Fall of Rome Komentarza do Szekspira" Heinera Müllera.

- Müller zmienił strukturę tekstu Szekspira, jego "Anatomia..." jest parafrazą - jakkolwiek trudno w to uwierzyć - okrutniejszą od oryginału - tłumaczy Klata. - Wyostrza pewne wątki i odchodzi od poetyckiego języka. Tekst Szekspirowski jest jednak w przewadze. Z Müllera wykorzystujemy fragmenty, zarówno po polsku, jak i po niemiecku.

"Titus Andronicus" to polsko-niemiecka koprodukcja. Z Teatrem Polskim współpracuje Staatsschauspiel w Dreźnie. Na scenie pojawiają się polscy i niemieccy aktorzy, a spektakl grany jest w dwóch językach (na ekranie będzie wyświetlane tłumaczenie). Niemcy w koszulkach ozdobionych fotografiami z II wojny światowej grają Rzymian (jedynym wyjątkiem jest Paulina Chapko w roli Lavinii), Polacy - Gotów.

- Moim celem było stworzenie takiej płynności dialogu, żeby widz miał wrażenie, że choć aktorzy mówią w różnych językach, to doskonale się rozumieją - mówi Jan Klata.

Zdarza się też, np. w scenie kiedy Tamora (Ewa Skibińska) przychodzi do Titusa (Wolfgang Michalek) jako Zemsta, proponując mu swoje usługi, że postaci zamieniają się językami. Titus stara się mówić po polsku, a Tamora i jej synowie - po niemiecku.

Ta dwujęzyczność jest tu nieprzypadkowa. Klata opowiada o tym, jak dwa narody żyjące w sąsiedztwie kompletnie się nie rozumieją. Mówi też o stereotypach, a wizerunki hitlerowców na koszulkach Rzymian to też nawiązanie do nich.

- Rzymianie mieli dobre drogi i armię, tak jak Niemcy, za to nasze kobiety są piękne, a mężczyźni obrotni - mówi reżyser. - Interesuje mnie to, co się dzieje na styku dwóch narodowości, dwóch kultur. A tam stereotyp gra poważną rolę.

Przemoc jest podstawowym elementem "Titusa Andronicusa". Publiczność nie powinna się jednak spodziewać krwi tryskającej ze sceny. Przemoc będzie obecna - w relacjach między postaciami, kontaktach międzyludzkich, w intensywności okrucieństwa, jakie się między nimi pojawia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji