Artykuły

Dwa gatunki barbarzyńców

Przedstawienie "Barbarzyńców" Gorkiego pokazało jak świetny zespół aktorów ma Teatr Powszechny, zarówno młodych jak i starszych. Jakie tu bogactwo ról wybornie nagranych, ile kapitalnie zaobserwowanych postaci fauny ludzkiej? Te "sceny z miasta powiatowego" mają luźną, rozstrzeloną budowę, niewiele się w nich dzieje, a jednak sztuka z wielką przenikliwością odsłania, świat ludzi zamkniętych w mikrokosmosie, ich stosunki między sobą, ich dramaty i komedie, pozorne i prawdziwe. Gdzieś w mordobijskim powiecie świat ten wygląda jak trupiarnia. Bierność nierobów, rozpanoszone urzędasy, donosiciele i złodzieje, piszcząca nędza i atmosfera stęchlizny. Barbarzyńcy. Do tego świata wdziera się nowe. Budowa kolei zbulwersuje tu życie, przyniesie poprawę materialną, postęp. Przybysze z wielkiego miasta przywiozą zbawienne środki ożywcze, ale i te same wredne cechy ludzkie czy nieludzkie, tylko w innej skali i formie. To też barbarzyńcy, ale tacy, którzy mają historyczną rację za sobą.

Tu w powiecie wszystko jest skarlałe, śmieszne i żałosne, a przecież to ludzie tacy sami jak wszędzie indziej, pragną szczęścia, uznania, miłości, a pod karykaturalną powłoką ukrywają nieraz rzetelne uczucia. Oto Nadieżda Monachowa, powiatowa Wenus, która sieje dokoła spustoszenie wśród mężczyzn. Anna Seniuk mistrzowsko oddaje wszystkie niuanse tej postaci. Śmieszna w swej głupocie i ustawicznym paplaniu o miłości według ideałów z kiepskich, mniszkównowatych romansideł, promienieje jednak urokami kobiecości, którym nie mogą się oprzeć nie tylko miejscowi prowincjusze ale i przybysze z wielkiego świata. I okazuje się, że ta prowincjonalna gąską gęgająca komicznymi frazesami to w istocie szlachetny ptak wysokiego lotu miłości, której nie może sprostać żaden z jej adoratorów.

Wśród tych adoratorów są też dwaj inżynierowie z budowy kolei. Stanisław Zaczyk z wybornie wystudiowaną swobodą i elegancją gra Cyganowa, cynicznego birbanta, podstarzałego uwodziciela z nonszalancko pogardliwym stosunkiem do ludzi. Władysław Kowalski wydobywa co tylko może z roli inżyniera Czerkuna, ale wydaje mi się, że został nieodpowiednio obsadzony. Czerkun to człowiek przebojowy, twardy i stanowczy, wyrosły z ludu na energicznego menadżera, z tryskającą siłą witalną, którą podbija też kobiety. Kowalski jest aktorem o ciepłym wnętrzu, subtelnych, kameralnych warunkach i ściszonej łagodności. Musi więc grać wbrew sobie. Wokół Nadieżdy krąży też miejscowy lekarz Makarow - Wojciech Pszoniak z przejmującą sugestywnością milczeń i odezwań wyraża skondensowaną, zapiekłą nienawiść do świata nieszczęśliwego w miłości, przegranego człowieka. No i mąż Nadieżdy - Bronisław Pawlik, mały człowieczek pod pod maską cynicznej naiwności ukrywający swój dramat małżeński.

Poza tym długa galeria postaci: Andrzej Szalawski - burmistrz, śmieszny i bezwzględny tyran w miasteczku i w rodzinie, wydumana osobistość ze zburzonym autorytetem, i Jego dzieci - Joanna Żółkowska, aktorka niezwykle utalentowana w brawurowo zagranej roli kanciastej Katii i zabawny Andrzej Wasilewicz jako osiłek Grisza. Mirosława Dubrawska wbija się w pamięć, jak zawsze, głęboko opracowaną rolą kupcowej Pritykiny, która wszystko straciła na rzecz swego młodego męża (Andrzej Piszczatowski). Barbara Ludwiżanka (gościnnie) roztacza uroki odchodzącej w przeszłość dziedziczki, a Marta Łowińska stwarza bardzo trafną sylwetkę jej siostrzenicy Lidii. Piotr Zaborowski ujmująco gra studenta Łukina - to także interesująco zapowiadający się młody aktor. Mieczysław Pawlikowski jest pysznym Pawlinem, płaszczącym się donosicielem i małomiasteczkowym filozofem. Gustaw Lutkiewicz jako zapijaczony łachman ludzki, Krzysztof Majchrzak wyspecjalizowany w rolach chłopków-roztropków jako wysforowany z dna życiowego cham i jeszcze: Ewa Dałkowska (żona Czerkuna), Jan T. Stanisławski (urzędnik skarbowy Drobiazgin), Monika Sołubianka (córka pocztmistrza Wiesjołkina), Andrzej Grąziewiez (naczelnik policji Sprawnik), Kazimierz Dejunowicz (Iwakin), Grażyna Marzec (pokojówka Stiopa).

Ta doborowa orkiestra aktorska gra pod dyrygenturą Aleksandra Bardiniego, który z każdego instrumentu umie wydobyć odpowiedni ton i barwę, a z partytury wyraziste treści. Przydałoby się jedynie przyspieszenie tempa zwłaszcza w pierwszym akcie, gdzie nastroje nadmiernie się przeciągają a postacie po trosze rozmijają się z sobą, co zapewne po pierwszych przedstawieniach ulegnie poprawie. Scenografia Jana Banuchy: ogród z "autentycznymi" drzewami, w których gąszczu znikają osoby z pierwszego planu urządzonego z równie konkretnym realizmem; wszystko skomponowane ze smakiem i sensem teatralnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji