Artykuły

Coraz trudniej wybierać...

Teatr to nieustający wybór. Zaczyna się od wyboru sztuki, zawierającej konflikt, który miałby szanse zainteresować współczesną publiczność. Później, reżyser musi dokonać wyboru wśród wielu wątpliwości, jakie podsuwa autor, by w końcu poddać je ocenie widza, zachęcić do wyboru jednej z nich i uczynić ją pewnością. Na koniec przychodzi okres festiwali i konkursów i staje się przed koniecznością ponownego wyboru spośród różnych propozycji, zgłoszonych przez teatry, by z tego mnóstwa wątpliwości wybrać z kolei jedną, która nam najbardziej duchowo odpowiada. Tak się układa piramida, przed którą staję, by zgłosić swoją propozycję do nagrody "Przyjaźni".

Owa piramida zastrzeżeń, uwarunkowań i wątpliwości (bo wszystkie one rosną, im głębiej się wnika w poszczególne przedstawienie) mogłaby wywołać wrażenie lamentu. Nic podobnego. Moja litania nie jest skargą. Wprost przeciwnie. Trudny wybór sprawia satysfakcje. Podwójną: raz z faktu, że jest w czym wybierać, ale przede wszystkim dlatego, że widz został postawiony przed możliwością wyboru, że nie narzuca mu się prawd oczywistych. Jeśli bowiem traktuje się widza jako nieodłączny element teatru, to nie tylko dlatego, że bez niego aktor nie ma do kogo się zwracać; teatr zamieniłby się wówczas w kazalnicę, z której padają na ogół prawdy oczywiste, bezsporne. Widz staje się elementem teatru dopiero wówczas, gdy ważąc sprzeczne racje, wybierając spośród wątpliwości, może je ogólnie akceptować, widząc w nich odbicie żywych prawd. Żywych, czyli interesujących go dziś, godzących go duchowo z epoka.

Miniony sezon nie był może tak bogaty w przedstawienia dramaturgii rosyjskiej i radzieckiej, jak to ongi bywało. Ale przecież nie chodzi już o efekty statystyczne. O wiele bardziej istotne wydaje się, że nie da się tych przedstawień sprowadzić do jednego wzorca estetycznego czy modelu interpretacyjnego. Pewne nazwiska powtarzają się, ale to, co charakteryzuje przedstawienia można by określić jako odchodzenie od jednoznaczności, oddalanie się od form uznawanych za kanoniczne, które funkcjonując niezmiennie przez wiele lat zamącały istotne treści utworu. Odnosi się to do dramaturgii Czechowa, która im bardziej się do niej zbliżamy, tym bardziej się nam wymyka. Ale również i do sztuk Wampiłowa. Podobne na ogół do siebie przedstawienia "Zeszłego lata w Czulimsku" nie były w istocie podobne, mimo że oglądając zdjęcia ze spektaklu trudno było dostrzec różnice. Już po wyróżnieniu przedstawienia gdańskiego w reżyserii Hebanowskiego oglądałem "Czulimsk" w Bielsku-Białej, gdzie zainteresowała mnie szczególnie postać Szamanowa. Jan Bógdoł odkrył w tej roli niej porównanie głębsze powody rozczarowań i wątpliwości, jakie ogarnęły tego funkcjonariusza milicji, przedstawiając człowieka nie tylko rozdartego między funkcję i obowiązki a realia życia, ale i autentycznie zagubionego we współczesnym świecie.

Obok powtórzeń pojawiły się w tym sezonie nazwiska autorów dawno zapomnianych. Odkrywczy w zakresie repertuaru Teatr Wybrzeże przypomniał Jewreinowa i jego "Teatr odwiecznej wojny". Wzbogaciła się więc paleta barw, którymi posługiwał się teatr.

Ale to, co - moim zdaniem - najistotniejsze i co daje się zauważyć zwłaszcza ostatnimi czasy, to zanikająca różnica charakteru między dramaturgią współczesną a jej dawnym rodowodem, coraz wyraźniejsze nawiązywanie do tradycji wielkiego dramatu rosyjskiego. Nie chodzi przy tym o pokrewieństwo między Wampiłowem a Czechowem czy między Kopkowem (interesujące przedstawienie "Słonia" w warszawskim Teatrze Dramatycznym) i Bąblem (efektowna realizacja "Zmierzchu" w Teatrze Żydowskim) z jednej strony, a Gorkim z drugiej. Raczej o owo wnikliwe spojrzenie na człowieka, zainteresowanie jego losem, penetrację jego osobowości i o wynikający z tych jednostkowych zderzeń i konfliktów obraz świata. Tak jak to pokazał w przedstawieniu "Barbarzyńców" Gorkiego Aleksander Bardini.

To właśnie przedstawienie wydaje się najbardziej zaskakującym zjawiskiem artystycznym minionego sezonu. Z tysiąca powodów, których wyliczać nie będę.

Przede wszystkim przedstawienie to przywróciło nam Gorkiego, pisarza humanistę, którego interesuje człowiek, a nie same tylko mechanizmy społeczne. Pewnie, zamącił się nieco wmawiany Gorkiemu czy wpisywany w jego sztuki płaski optymizm, ale za to ukazało się dzięki temu przedstawieniu głęboko współczujące oblicze pisarza. Jego współczucie ogarnia nie samych tylko nieszczęśliwców, nieudaczników, powiatowych barbarzyńców, lecz również Czerkuna i Cyganowa, przedstawicieli inteligencji, w których niektórzy widzieli największą groźbę dla "powiatowej idylli". A wszak niedawno jeszcze przeciw obu tym inżynierom, którzy przyjechali do miasteczka budować kolej, skierowane było ostrze krytyki społecznej. Uważne i wnikliwe wczytanie się w tekst upoważniło reżysera do rozłożenia akcentów i równego, sprawiedliwego potraktowania wszystkich nieszczęsnych bohaterów sztuki i wynikającego stąd wniosku, że wszyscy są "barbarzyńcami", niezależnie od statusu społecznego i rangi umysłowej. Że wszyscy jesteśmy barbarzyńcami, jak owi mieszkańcy Gorkowskiej "chandry unińskiej" - głupi, egoistyczni, zaborczy, zaślepieni. I że przeszło siedemdziesiąt lat, które minety od napisania sztuki, wcale nas nie zmieniły, mimo że przeszliśmy ileś tam wojen, wielkich wstrząsów i kataklizmów.

"Barbarzyńcy" w realizacji Bardiniego przywrócili nam smak teatru "realistycznego", przesłoniętego ostatnio przez teatr wielkich uogólnień. Uważne i wnikliwe spojrzenie na człowieka wymaga ustawienia go w "realnym" otoczeniu. Owo otoczenie, które z powodzeniem można by określić jako "środowisko naturalne" człowieka - było ostatnimi czasy lekceważone, zacierane, uogólniane. Odczuliśmy ulgę widząc scenę skomponowaną z "realistycznych" dekoracji i rekwizytów po owej fali przedstawień, które się działy wszędzie i nigdzie. Znaleźliśmy się w świecie nami bliskim, o znanych nam rysach i konturach. W świecie omotanym całą misterną siecią powiązań i stosunków, warunkujących nasze życie. Bardini nic nie wpisał w tekst Gorkiego. On nam go tylko odkrył. Ukazał całe pokłady wątpliwości, które rosną, im bardziej zagłębiać się w wymowę spektaklu. Zaniepokoił ukazując nas samych we współczesnym świecie.

I za to wszystko - jeśli można pominąć świetne wykonanie aktorskie, gdzie trudno kogokolwiek wyróżnić - należy się Bardiniemu nasza wdzięczność. Stworzył piękne dzieło sztuki teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji