Artykuły

Arcydzieło Monteverdiego w Teatrze Wielkim

Dobrze zakończył swój sezon warszawski Teatr Wielki, prezentując publiczności w ostatnich dniach przedurlopowej działalności - po raz pierwszy w Polsce - operowe arcydzieło Claudia Monteverdiego, bezsprzecznie jednego z największych geniuszów, jakich zna historia muzyki.

"Koronację Poppei" Monteverdiego historycy i krytycy muzyczni nie bez racji zaliczają do najwspanialszych arcydzieł w dziejach muzyki Trudno uwierzyć, by ta opera, tak żywa i barwna, tak bogata pod względem różnorodności form poszczególnych jej partii, a przede wszystkim tak pełna uczucia i emocjonalnego napięcia, wyjść mogła spod pióra sędziwego już kompozytora. Tak jednak było: pisząc "Koronację Poppei" liczył sobie Monteverdi lat prawie siedemdziesiąt pięć... Był to zaś w dziejach opery okres, kiedy tematyka czerpana jedynie ze świata antycznych mitów przestała po trosze wystarczać kompozytorom oraz widzom Zgodnie z nowymi tendencjami wykorzystane przez Monteverdiego libretto G.F. Busenella opiera się - co prawda w sposób bardzo swobodny - już na temacie historycznym z dziejów starożytnego Rzymu.

Niezależnie od tego zachowane zostały w "Koronacji Poppei" elementy właściwe tak zwanej weneckiej szkole twórców operowych - nie brak tu więc postaci alegorycznych, a są nawet momenty, kiedy bogowie wkraczają bezpośrednio w akcję; wprowadzono też poboczne postacie o komediowym charakterze. Wszystko jednak w tym dziele podporządkowane zostało naczelnej idei, którą jest pochwała wszechpotężnej i wszechogarniającej miłości. Stąd z pewnością bierze się niebywałe nasycenie emocjonalne, które w połączeniu z mistrzostwem kompozytorskiej techniki i śmiałością twórczych pomysłów zapewniło "Koronacji Poppei" zaszczytne miejsce w dziejach dramatu muzycznego.

Wystawienie tego dzieła w Teatrze Wielkim było przedsięwzięciem ambitnym i bynajmniej niełatwym. Można było przewidzieć z góry, że poszczególne partie tej opery sprawiać będą poważne trudności śpiewakom, nieobytym na ogół ze specyficznymi intonacjami muzyki pierwszej połowy XVII stulecia oraz z właściwym Monteverdiemu gatunkiem ekspresji; trzeba też było rozwiązać szereg problemów natury inscenizacyjnej. Trudności te jednak zespół Teatru Wielkiego pokonał na ogół zwycięsko, dając przedstawienie, które może sprawiać odbiorcom szczerą satysfakcję.

Kierownictwo muzyczne spektaklu spoczywało w doświadczonych rękach Zygmunta Latoszewskiego. Ponieważ jednak w przypadku "Koronacji Poppei" zastosowano, jak się zdaje, rzadko praktykowaną zasadę, w myśl której wraz ze zmianą obsady solistów zmienia się również kapelmistrz, wobec tego na przedstawieniu, które oglądałem, przy dyrygenckim pulpicie stanął Jerzy Maksymiuk. Młody ten kapelmistrz dał tu jednak miarę niewątpliwego talentu, prowadząc trudne dzieło Monteverdiego z należnym zrozumieniem jego stylu, a przy tym z całkowitą pewnością i spokojem.

Na wielkie uznanie zasłużyli odtwórcy głównych ról - zwłaszcza występujący gościnnie, świetny zarówno wokalnie jak i postaciowo śląski tenor Henryk Grychnik (cesarz Neron), Halina Słonicka (Poppea), Wanda Bargiełowska-Kutkowska (Oktawia, odtrącona małżonka Nerona), Feliks Gałecki (młody arystokrata Otton). Prawdziwą zaś rewelacją stała się kreacja Jerzego Ostapiuka w partii filozofa Seneki; rewelacją, ponieważ artysty tego nie mieliśmy dotąd okazji oglądać w bardziej eksponowanych rolach, ta zaś w dodatku znakomicie snadź odpowiadała jego predyspozycjom i pozwoliła ujawnić nieoczekiwane możliwości głosu oraz sugestywnej ekspresji. Szczególnie ostatni, przedśmiertny monolog Seneki (z końcową fazą schodzącą aż do niskiego basowego "D") wywarł niezwykle głębokie wrażenie.

Partią zakochanej w Ottonie Drusilli bardzo dobrze śpiewała Janina Ruśkiewicz. Wśród odtwórców epizodycznych partii wyróżniali się: Urszula Trawińska, Kazimierz Pustelak, Hanna Lisowska i Alina Bolechowska. Do najlepszych momentów opery należała pijacka scena rozpoczynająca akt drugi (Henryk Grychnik i Kazimierz Dłuha). Bardzo pięknie śpiewał też chór przygotowany przez Zofię Urbanyi-Świrską. Toczącą się na scenie akcję ubarwiały ładne wstawki baletowe układu Witolda Grucy.

Znakomicie pomyślana inscenizacja Ludwika René sprawiała, że mieliśmy do czynienia nie tylko z "operą", lecz także z dobrym muzycznym teatrem. Wrażenie podnosiła ładna oprawa scenograficzna Zofii Wierchowicz (świetne zwłaszcza kostiumy Nerona i Poppei). W sumie - Teatr Wielki ma prawo zaliczyć premierę "Koronacji Poppei" do swych niewątpliwych sukcesów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji