Artykuły

Warszawa. Premiera "Nietoperza" Kornela Mundruczo w TR Warszawa

"Nietoperz" Kornela Mundruczo inspirowany operetką Johanna Strausa będzie miał dziś premierę w TR Warszawa.

"Nietoperz" Kornela Mundruczo w TR Warszawa ma pokazać, że sztuka ulubiona przez dziadków jest atrakcyjna.

Spektakl uznanego w Europie węgierskiego reżysera nie będzie sceniczną wersją hollywoodzkiego Batmana, tylko dzieła Johanna Straussa syna.

- Operetkę uważa się na Węgrzech za narodowy gatunek, jest wciąż żywa, ja obcowałem z nią od dzieciństwa - powiedział "Rz" Mundruczo i przytoczył rodzinną historię.

Kłamstwo karnawału

Gdy babcia jego żony zachorowała na sclerosis multiplex i miała ponad 90 lat, jej dwaj ponad 70-letni synowie podtrzymywali iluzję normalnej sytuacji. Podczas sylwestra urządzali mamie muzyczne spotkania, śpiewając najsłynniejsze operetkowe arie.

- Zakłamywali życie - mówi reżyser. - I na tym chyba polega fenomen gatunku: z pięknymi melodiami zrosło się kłamstwo, a może marzenia o tym, że świat powinien być piękniejszy. Oczywiście, moje pokolenie podchodzi do operetki z dystansem, uznaje ją za sztukę w dzisiejszych czasach absurdalną. Ale to wciąż u nas świętość i mało kto na Węgrzech odważyłby się ją szargać. Bohaterem "Nietoperza" będzie umierający po długiej chorobie dyrygent, który 31 grudnia wyprawia się na tamten świat, słuchając muzycznych szlagierów.

Węgierski reżyser nie ma do dyspozycji orkiestrowej fosy, zresztą do jego współczesnych spektakli lepiej będzie pasował akompaniament syntezatora. Ale nie zabraknie arii. Będzie serenada, pieśń Adeli i polka Trick-Track.

Boski idiotyzm

Jako bodaj pierwszy potencjał operetki poza muzyczną sceną docenił Witold Gombrowicz. "Operetka w swoim boskim idiotyzmie, w niebiańskiej sklerozie, we wspaniałym uskrzydlaniu się swoim za sprawą śpiewu, tańca, gestu, maski, jest dla mnie teatrem doskonałym, doskonale teatralnym. Nic dziwnego, że w końcu dałem się skusić" - napisał w przedmowie do swojego dramatu "Operetka".

Jego pomysł dramaturgiczny polegał na tym, by intelektualną pustkę operetki wypełnić bólem i powagą. W kostiumie starego gatunku, posługując się sztucznymi formalnie monologami i dialogami, Gombrowicz opowiedział historię XX wieku, komunizmu i nazizmu. Przewidział nie tylko hipisowską utopię, ale i dzisiejszy kult mody i piękna, skrywający duchowy kryzys naszej cywilizacji.

"Maska operetki, za którą krwawi śmiesznym bólem wykrzywione ludzkie oblicze - to byłaby chyba najlepsza inscenizacja Operetki" - napisał Gombrowicz.

Zapytany o komentarz do tej wizji Mundruczo powiedział: - To teoria nazbyt daleko idąca, nie mogę się z nią zgodzić.

Tymczasem w polskim teatrze stała się inspiracją dla wielu artystycznych poczynań, w tym jednego z najwybitniejszych twórców, jakim był Jerzy Grzegorzewski. Wystawił m.in. "Operetkę" w Teatrze Narodowym, a wcześniej, za dyrekcji w warszawskim Studio, pokazał w 1988 r. spektakl "Usta milczą, dusza śpiewa" oparty na szlagierach węgierskich klasyków - Lehara i Kalmana. Z początku spektakl uważany był za żart. - Bywałem często jako młody człowiek w łódzkim Teatrze Muzycznym Lutnia - mówił całkiem serio Grzegorzewski. - Uważam, że każdy gatunek ma swoje arcydzieła - i dramat, i farsa, i operetka. Chciałem dać widzom trochę zabawy i radości, ale się męczę. Operetka to bardzo trudny gatunek. Trzeba włożyć bardzo wiele wysiłku, by uzyskać efekt lekkości.

Długie owacje

Grzegorzewski w zaskakujący sposób odczytał stare przeboje. Spektakl był apoteozą sztuki teatru, w którym wszystko jest możliwe, bo tylko na scenie spełniają się najbardziej nieprawdopodobne marzenia. To jedyne miejsce, gdzie cud życia wygrywa ze śmiercią.

W 2007 r. nowej interpretacji "Operetki" podjęli się Michał Zadara i Leszek Możdżer. Premiera odbyła się w musicalowym Teatrze Muzycznym Capitol, który zastąpił we Wrocławiu tamtejszą Operetkę. Podobne zjawisko nastąpiło w Warszawie. W miejscu Operetki Warszawskiej działa musicalowa Roma. Nie wszędzie jednak nowsze szlagiery z Broadwayu i West Endu wyparły przeboje dawnego Wiednia, Budapesztu i Paryża. Klasyczne tytuły grane są na scenach Gliwic, Lublina, Poznania i Łodzi.

- Przez wiele lat obserwowałem antagonizm między miłośnikami musicalu i operetki, ale dzięki umiejętnemu łączeniu obu gatunków udało nam się go zażegnać. Na operetkę chodzą zwolennicy musicalu, i odwrotnie - mówi Paweł Gabara, dyrektor Gliwickiego Teatru Muzycznego. Jego zdaniem koszty produkcji widowisk w obu gatunkach są porównywalne. Operetka kosztuje ok. 400-450 tys. zł. Najdroższe są kostiumy, których trzeba uszyć 300.

- Nowa operetka już nie powstanie, a kanon jest ograniczony, ale w styczniu w 2013 r. damy premierę "Nocy w Wenecji" Straussa - zapowiada dyrektor Gabara.

- Przez kilka lat mieliśmy remont i występowaliśmy gościnnie w mieście i poza nim, a zawsze "Kraina uśmiechu", "Wesoła wdówka" i "Zemsta nietoperza" cieszyły się wielkim powodzeniem. Mieliśmy widownię z "czubem" - mówi "Rz" Grażyna Posmykiewicz, dyrektor Teatru Muzycznego w Łodzi. - Kiedy gościliśmy w warszawskiej Sali Kongresowej, zgotowano nam półgodzinną owację. Myślę, że pomimo upływu czasu zawsze będzie widownia spragniona operetki, jeśli tylko nie będzie się z niej robić ramoty. W czasach pełnych pośpiechu ludzie są spragnieni szlachetnej rozrywki, chcą popatrzeć na salony, piękne kostiumy, posłuchać wspaniałych głosów i melodii, bo w ten sposób fantastycznie się relaksują.

Znając Kornela Mundruczo, jego "Nietoperz" nie będzie lekki, łatwy i przyjemny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji