Artykuły

Gwałt, Mord i Zemsta zaklęte w języku

"Titus Andronicus w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

W piątek drezdeńska premiera "Titusa Andronicusa" w reżyserii Jana Klaty. Warto przegryźć się przez warstwę polsko-niemieckich narodowych stereotypów. Bo pod spodem jest daleko bardziej uniwersalna opowieść o przemocy i chęci odwetu, która wpędza nas w błędne koło, z którego nie ma ucieczki

Gwałt, Mord i Zemsta - takie przydomki przyjmują królowa Gotów Tamora (Ewa Skibińska) i jej dwaj synowie (Marcin Pempuś i Michał Majnicz), kiedy przychodzą do Titusa (Wolfgang Michalek), próbując zwieść go kolejnym podstępem. Gwałt, mord i zemsta są jednak obecne na scenie od samego początku. Są jak narkotyk, jak wirus, jak rozwijająca się w zastraszającym tempie infekcja. Po nich, jak po zarazie, pozostaną tylko zgliszcza.

Spektakl zaczyna się od hipnotyzującej sceny pogrzebu 21 synów Andronicusa, których trumny rzymski wódz, wracający z wojny z Gotami, wnosi kolejno na scenę. Długa sekwencja ma w sobie moc paraliżującą widownię. Urzędowa ceremonia zderzona zostaje z nieludzkim, fizycznym wysiłkiem grzebania bliskich. Żeby dopełnić rytuału, trzeba będzie poświęcić syna królowej Gotów. To, co miało zakończyć wojnę, stanie się początkiem kolejnej: kiedy Tamora wstąpi na cesarski tron, spirala zemsty zostanie uruchomiona.

Już tekst Szekspira ze swoim nagromadzeniem przemocy ocierał się o groteskę, Klata doprawiając go środkami rodem z kabaretu i używając mocnej, wyrazistej kreski, doprowadza ten krwawy maraton do absurdu. A przy okazji sięga do kopalni stereotypów na tematy polsko-niemieckie (i nie tylko), miksując je ze sobą ze swobodą didżeja. W spektaklu, który powstał w koprodukcji z drezdeńskim Staatsschauspiel, Polacy grają barbarzyńskich Gotów, Niemcy - cywilizowanych Rzymian. Najstarszy syn Tamory (Michał Mrozek) żegna się z życiem, wygrywając na gitarze motyw z "Polskich dróg", pogrzeb synów Titusa odbywa się w ciężkim rytmie Behemota, orgii, w jaką zamienia się wesele Saturninusa (Stefko Hanushevsky) i Tamory oraz Bassianusa (Matthias Luckey) i Lavinii (Paulina Chapko), towarzyszy dyskotekowy niemiecki przebój "Flames of Love".

Niemcy noszą oficerki i koszulki z fotografiami z II wojny światowej - widzimy na nich przekraczanie polskiej granicy we wrześniu 1939, płonący Zamek Królewski w Warszawie, egzekucje Żydów. Są pryzmatem, przez który spogląda na nich publiczność i sceniczni Goci. Zbitka Niemiec-hitlerowiec uderzy nas, zanim spojrzymy w twarze aktorów. Goci-Polacy też mają na sobie mundury - dresy-szelesty i adidasy-podróbki rodem z Jarmarku Europa. Nie mają takiego arsenału środków, jak ich bardziej cywilizowani przeciwnicy, ale od czego wrodzony spryt i talent do kombinowania?

Rzymianie-Niemcy będą wyzywać Tamorę od polskich kurew, zdarzy się też, że przy "Ave Caesar" ręka sama wyrwie im się do hitlerowskiego pozdrowienia. Na polsko-niemieckich stereotypach arsenał się nie wyczerpuje. Czarnoskóry Aaron (Wojciech Ziemiański) będzie więc miał rogi i półmetrowe przyrodzenie. Jako egzotyczny kochanek zaspokoi apetyt lubieżnej Tamory, dla pozostałych będzie Murzynem, Żydem, obcym, którego należy się bać.

Jednak najciekawsze w tym spektaklu jest to, co tkwi głębiej, pod warstwą stereotypów. Bo Klata nie sięga po szekspirowski tekst, żeby opowiedzieć o polsko-niemieckim uwikłaniu w historię - raczej wykorzystuje je jako przykład mechanizmu nienawiści, którą rządzi chęć odwetu. W tym spektaklu, w którym w ciągu 2,5 godziny ginie 14 postaci, najbardziej dojmującym narzędziem przemocy jest język. Paradoksalnie, bo przedstawienie grane jest po polsku i niemiecku. Rzymianie i Goci (Polacy i Niemcy) tylko pozornie nie rozumieją się nawzajem, a kiedy - w scenie z Tamorą jako Zemstą - zamieniają się językami, rezultatem tego dialogu nie jest porozumienie, ale kolejne morderstwa. Jednak to nienawiść zawarta w słowach, a nie śmierć zadawana wręcz paraliżuje widownię.

W spektaklu Klaty odcięte członki pakuje się w folię spożywczą, jak mięso w supermarketowej garmażerce, żeby porzucić je na scenie. Pasztet z synów Tamory smakuje jak tort ze slapstickowej komedii, w który chwilę potem padają twarzą ostatnie ofiary dramatu. I tylko raz ból i cierpienie ofiary zyskują rzeczywisty wymiar, łamiąc konwencję groteski. Tą ofiarą jest Lavinia, córka Titusa, zgwałcona i okaleczona przez synów Tamory. W scenie, w której ojciec znajduje zakrwawioną, krzyczącą z bólu córkę, jego bezradność pokazuje konsekwencje tej ponurej bratobójczej wojny. Strata ręki, którą poświęca Titus, żeby odzyskać syna, to niejedyna amputacja, jakiej uległ. Błędne koło przemocy odbiera mu coś więcej - umiejętność współodczuwania. Jedynym lekarstwem na ból jest odwet. Titusowi wystarczy siły, żeby pomścić zamordowanych synów i krzywdę Lawinii. Na współczucie dla żywych już jej zabraknie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji