Artykuły

Krystyna Janda w "Danucie W."

- W "Danucie W." pojawia się temat, który często powracał w moich filmach m.in. w "Matce Królów". Człowiek przeciętny wobec wydarzeń nieprzeciętnych, w sytuacji, która go przerasta - mówi reżyser Janusz Zaorski przed premierą w Teatrze Polonia w Warszawie.

W Teatrze Polonia trwają próby "Danuty W" - monodramu inspirowanego książką Danuty Wałęsy "Marzenia i tajemnice"(w opracowaniu Piotra Adamowicza). Na scenie Krystyna Janda, reżyseruje Janusz Zaorski.

Pierwszy uroczysty pokaz odbędzie się 11 października w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, warszawska premiera - 12 października w Teatrze Polonia. O przygotowaniach do tego wyjątkowego monodramu Krystyna Janda opowie we wtorek 2 października o godz. 19. w Gazeta Cafe, ul. Czerska 8/10. Wstęp wolny. Zapraszamy.

Rozmowa z Januszem Zaorskim, reżyserem

Dorota Wyżyńska: "Danuta W." to jedna z najgorętszych premier sezonu. Wybitna aktorka, bestseller książkowy. Oczekiwania publiczności są ogromne. Zainteresowanie mediów niemałe. Jak temu sprostać? Co jest dla Pana ważne?

- Najważniejsza jest prostota. Biję się po rękach, ucinam swoje reżyserskie pomysły. Bo to jest spektakl, w którym reżyser nie może postawić siebie przed aktorką i przed tekstem. Moja rola jest służebna. Trzeba dbać o prawdę, o przekaz, o prostotę właśnie.

Bardzo się ucieszyłem z tego projektu. Bo w "Danucie W." pojawia się temat, który często powracał w moich filmach m.in. w "Matce Królów". Człowiek przeciętny wobec wydarzenia nieprzeciętnego. Człowiek przeciętny wobec sytuacji, która go przerasta. Nie chcemy uprawiać żadnej hagiografii i budować ołtarzy. Zależy mi, aby pokazać przemianę bohaterki, dochodzenie do samoświadomości, mimo bardzo ciężkich prób, przez które musiała przejść.

Jakie wrażenia zrobiła na Panu książka "Marzenia i tajemnice"? Co Pana ujęło?

- Przeczytałem ją od razu, jak się tylko ukazała, jednym tchem. To opowieść o kobiecie, która przeszła tak trudną drogę, dźwigając ogromny bagaż doświadczeń, a jednocześnie niewiele się zmieniła. Oczywiście nieco inaczej patrzy na świat, ale ma swój dekalog wewnętrzny, hierarchię wartości, których się trzyma. Jest wierna pewnemu kodeksowi postępowania, który został jej narzucony za młodu przez trudne warunki, w jakich się wychowała. Jest wierna sobie, wiarygodna, prawdomówna, nie prowadzi gier. To mnie ujęło. Chciałbym zawrzeć to w naszym spektaklu.

Ważne jest też, aby to była poruszająca historia, bo w jej życiorysie przeglądają się miliony: Polek, matek, żon. Jej doświadczenie było doświadczeniem generacyjnym. Ja również urodziłem się po wojnie i te wszystkie newralgiczne momenty jak Grudzień 70, powstanie Solidarności, wybuch stanu wojennego, przeżywałem tak jak ona.

W ramach przygotowań do prób, wybrał się pan z operatorem Andrzejem Wolfem na zdjęcia do Trójmiasta. Odwiedził Pan też Danutę Wałęsową. Te materiały znajdą się w spektaklu?

- Spektakl składa się z trzech warstw. Pierwsza to aktor żywego planu - Krystyna Janda, która przekazuje widzom tekst. Specjalnie użyłem słowa "przekazuje", bo ona nie wciela się w rolę, nie jest Danutą W. Drugi i trzeci element to dwa typy różnych wizualizacji, dwa typy materiałów filmowych, które będą się przeplatać: opowieść, bardzo osobista, związana z życiem pani Danuty i część pokazująca szerszy plan jej doświadczeń generacyjnych.

Z operatorem Andrzejem Wolfem byliśmy nie tylko u pani Danuty, ale też tam gdzie się urodziła, gdzie się wychowywała, chodziła do szkoły, mieszkała z rodzicami. Przyglądaliśmy się, jak te miejsca wyglądają dzisiaj. Z panią Danutą długo rozmawialiśmy, ale z tego naszego wywiadu nie będzie cytatów w przedstawieniu. W naszym spektaklu słowo mówione należy do aktorki.

Pani Danuta miała jakieś sugestie na temat spektaklu?

- Dała nam wolną rękę. To jest luksusowa sytuacja dla twórców.

"Nie mam zamiaru na scenie udawać pani Danuty, studiować jej sposobu mówienia czy bycia, tu chodzi o coś więcej. O prostotę, dumę, prawdę, szczerość, odwagę i człowieczeństwo, o Polskę także" - mówiła w wywiadzie dla "Gazety" Krystyna Janda.

- Uznaliśmy wspólnie, że nie będziemy podrabiać na scenie jej sposobu chodzenia, mówienia, uczesania. W głosie pani Danuty można znaleźć tęsknotę za anonimowością. Opowiadała nam np, że jest szczęśliwa, kiedy może przejść plażą z Jelitkowa aż do Sopotu i nikt jej nie rozpoznaje, nikt nie zwraca na nią uwagi.

A materiały archiwalne?

- To cytaty ze starych kronik: będą wizyty Jana Pawła II w Polsce, powstanie Solidarności, stan wojenny, odbieranie Pokojowej Nagrody Nobla w imieniu męża. Ale nie kręcę tu filmu, to nawet nie będzie pokazywane na ekranie... A na czym, to nie mogę teraz zdradzić. Zależy mi, aby czuło się klimat tamtych czasów. Bo przecież to też opowieść o PRL-u, o tych wszystkich niewygodach tego ustroju. Myślę, że ważna dla młodego pokolenia, które poprzez filmy Barei postrzega PRL jako fajny, dowcipny, grepsiarski ustrój i dobry czas do życia.

Adaptację przygotowała Krystyna Janda. Niełatwe miała zadanie.

- Trudność adaptacyjna była olbrzymia. Jak przełożyć 546 stron na monodram? Jak z wielogodzinnej w czytaniu powieści wybrać materiał na niecałe dwie godziny spektaklu. Bo ile czasu widz wytrzyma? Tutaj nie ma fajerwerków, niesamowitych zwrotów akcji.

Osobna sprawa, że "Marzenia i tajemnice" są bestsellerem, sprzedało się już ponad 350 tysięcy egzemplarzy i to też nas zobowiązuje. Bo przecież nie można zawieść tych, którzy przeczytali książkę i będą chcieli porównać swoje wyobrażenia z naszą wersją sceniczną.

Krystyna Janda w moim przekonaniu przygotowała bardzo udaną adaptację. Jest wybitną aktorką i doskonale wie, co sprawdzi się na scenie. Zostawiała te fragmenty, z których ja się niezmiernie cieszę, w których jest nie tylko opowieść o kobiecie, ale też koloryt, pejzaż tamtych lat.

Jak się reżyseruje taką aktorkę jak Krystyna Janda? Jak wyglądają próby?

- Próby są fantastyczne, codziennie inne. To aktorka o nieprawdopodobnym instynkcie, który dotyczy nie tylko sposobu gry, ale też kostiumu, charakteryzacji, scenografii.

Tekstu jest do obdzielenia na trzy spektakle. To jest kwestia interpretacji, próby zróżnicowania go, pozbycia się monotonii. Próbujemy, słuchamy, nagrywamy. Tak jak w filmie sensacyjnym nie można wyjawić, kto zabił. U nas jest pewna powtarzająca się czynność sceniczna, konsekwentnie prowadzona, która stała się naszym ruchem scenicznym. Zobaczymy, czy się sprawdzi.

Nie ma trudniejszego egzaminu niż monodram. Tu nie ma podpórek. Nie można liczyć na to, że w pewnym momencie schowamy się gdzieś z tyłu, a ktoś inny przejmie lejce i poprowadzi powóz. Monodram to bezlitosna próba sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji