Artykuły

"Titus Andronicus" w Kleines Haus

Otwarty aplauz byłby wręcz klęską dla formy artystycznej teatru Klaty. Doceniam konsekwencję w szczelinach pomiędzy horrorem i kiczem, konsternacją i ochotą na imprezę, którymi opatruje on utarte, wyuczone, samobójcze bagatelizowanie konfliktów, grożące (obok kwestii środowiska naturalnego) egzystencji naszej cywilizacji - pisze Tomas Petzold w Dresdner Neueste Nachrichten po niemieckiej premierze spektaklu "Titus Andronicus" w reż. Jana Klaty.

"Titus Andronicus", zaadaptowana przez polskiego reżysera Jana Klatę według Shakespeare'a i Heinera Müllera wspólna produkcja Staatschauspiel Dresden i Teatru Polskiego we Wrocławiu, która w piątek miała swą tutejszą premierę w Kleines Haus, to zupełna bezczelność. Dotyka ona wszystkich, którzy wchodzą w kontakt z tym projektem, zarówno tych na scenie, jak i przed nią. Sprawiedliwość teatru nowego typu, z której przez dwie i pół godziny nie ma ucieczki. Nie jest to żaden sprzeciw wobec wzorca, tego konglomeratu antycznych potworności, które nadchodzą po sobie z prostą logiką zachłanności, lubieżności i chorobliwej ambicji, podczas gdy humanitarne motywy wciąż pozostają w gorszej pozycji. Jednak podczas gdy w także często krytykowanym oryginale sztuki po apogeum okrucieństwa nadchodzi katharsis, kultowy reżyser z sąsiedniego kraju, uznawany za lewicowego katolika, podobnie jak Heiner Müller, odmawia pozytywnej perspektywy. Kosmiczny finał ("aż gwiżdżąc ponad ostatnim happy endem, pułapki świat zamyka się firmament") staje się u niego jednakże ziemską apokalipsą włącznie z obietnicą nowego Jezusa.

Klata, rocznik 1973, dziecko drugiej generacji pop, komentuje tragedię za pomocą przebudzenia i upadku muzycznej rewolucji. Najpierw przy stymulująco tętniących, później stopniowo męczących dźwiękach sekwencji metal rocka, powracający do Rzymu dowódca Titus wnosi na scenę jedna po drugiej 21 ogromnych, eleganckich skrzyń, jednocześnie symbolizujących trumny poległych w wojnie przeciw Gotom synów, podczas gdy jego brat, trybun ludowy Marcus Andronicus, błogosławi martwych i opłakuje ich, częściowo w języku fikcyjnym, jednak uchwytnym, którym obraca się tutaj jako trzecim obok polskiego i niemieckiego, gdyż Klata obsadził w roli Rzymian członków zespołu artystycznego z Drezna, Gotów zaś z wrocławskiego składu. Poszczególne tłumaczenia wyświetlane są w dalszym planie na ekranie w tyle sceny ([scenografia] Justyna Łagowska-Klata).

Ewa Skibińska jest uwiezioną królową Tamorą, błagającą o życie swego najstarszego syna, który według rzymskiego obyczaju powinien zostać ofiarowany na pojednanie ze zmarłymi. Nadaremnie. Mimo to świeżo koronowany na cesarza Saturninus (Stefko Hanushevsky) uwodzi nieokiełznaną babę, zdolną do ugaszenia swego żaru tylko na lodowym bloku, obietnicą uczynienia jej cesarzową zamiast córki Titusa Lavinii, która właściwie jest zaręczona z bratem Saturninusa Bassaniusem, co doprowadza jej ojca do szewskiej pasji. Podczas gdy Shakespeare wyczerpująco omawia konflikt rodzinny oraz pozwala przy tym zarówno na śmierć Titusa, jak i dodatkowo jego syna Mutiusa (który staje mu w dobrej wierze na drodze), Klata czyni dokładnie na odwrót. Interesuje go bardziej absurdalna motywacja tego mordu, który z kolei pozwala celebrować w 21 "główkach". Tymczasem Tamora pragnie zemsty, podburza swych dwóch synów Demetriusa (Michał Majnicz) i Chirona (Marcin Pempuś), dwóch ladaco, by zaczaili się na Lavinię i jej narzeczonego, ostatniego zabili, ją zaś okaleczyli i zgwałcili. Co obaj z niewielką ochotą, ale jednak wykonują. Bez konieczności wprowadzania postaci Maura Aarona (Wojciech Ziemiański) jako intryganta, który jest tym samym interpretowany dosłownie, wyłącznie po prostu jako kozioł ofiarny, uosobienie wszystkiego, co mroczne, obce, żydowskie..., wraz z którego prześladowaniem demaskowane są pustka kulturowa i zakłamanie moralne.

Paralelna sytuacja nie zostaje przeniesiona na stosunki niemiecko-polskie, raczej jest to próba na otwartym sercu, w jaki sposób można się porozumiewać i traktować, właśnie posłużywszy się makabryczną historią. Oprócz tego, gdy chodzi o rozpacz i brak smaku, ma się do czynienia raczej z transformacją niż ustosunkowywaniem się do nich, toteż do bezmyślności przyczyniają się dźwięki disco. Ciągłe praktykowanie lub znoszenie okrucieństwa prowadzi do przyzwyczajenia i absurdalnej formy spokoju, z którym okaleczone ofiary pozują do zdjęcia rodzinnego. Klata pozwala na opowiadanie całych scen w sposób lekki i nietrudny do odczytania przez muzykę i prosty taneczny ruch, dodaje jednak detalom, takim jak dialog między Titusem i Marcusem o "mordzie" na (czarnej) musze, szczególny ciężar. [Podobnie] jak i odpowiednio dobranym protagonistom Wolfgangowi Michalkowi i Torstenowi Ranftowi, skazanym na porażkę przez skrycie panujące prawa i publiczne błędy. Tekst jest wystarczający w swej ilości dla obu szczególnych, czasami już ekspansywnych kultur językowych, z czym parze Skibińska-Ziemiański trudno jest walczyć, zwłaszcza także wtedy, gdy podczas tte tte w wannie dochodzi do wymiany języków, a Michalek bryluje swym świeżo wyuczonym polskim. Wszyscy inni nie mogą, właściwie nie powinni się temu zbytnio przeciwstawiać, ta swoista bladość należy do koncepcji inscenizacji. Za to jest ona nasączona makabrycznym, sarkastycznym humorem, perforowana absurdalnym żartem, który przypomina o bezwzględności, z którą dziecko niemogące utrzymać porządku ostatecznie niszczy wszystko, w tym również swoją najdroższą własność. Klata nie rywalizuje z przewagą filmowego horroru, zamiast wylewać wiadra sztucznej krwi, sięga do rekwizytów, których potencji wywoływania obrzydzenia nie można się specjalnie spodziewać, gdyż mogą pochodzić również z rzeźni. W finale kończy się to zaserwowaniem przez Titusa cesarzowej jej synów jako quasi-żyjącego pasztetu, z którego goście, podczas gdy ofiarowani krzyczą w mękach, odkrawają sobie po kawałku.

Otwarty aplauz byłby wręcz klęską dla formy artystycznej teatru Klaty. Doceniam konsekwencję w szczelinach pomiędzy horrorem i kiczem, konsternacją i ochotą na imprezę, którymi opatruje on utarte, wyuczone, samobójcze bagatelizowanie konfliktów, grożące (obok kwestii środowiska naturalnego) egzystencji naszej cywilizacji.

PS Właśnie w obliczu jubileuszu drezdeńskiego teatru i w związku z wartymi przeczytania tekstami zamieszczonymi w broszurze z programem należałoby również wskazać na godną zapamiętania inscenizację "Anatomii Titusa Fall of Rome" Müllera zaproponowaną przez Wolfganga Engela.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji