Artykuły

Na ile ta królowa jest naga?

"Jak być kochaną" w reż. Weroniki Szczawińskiej z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie na XI Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak w serwisie Teatr dla Was.

"Jak być kochaną" z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie to w dużej mierze, błyskotliwą teorią kolportowaną w mediach, podszyta hochsztaplerka; próba oszukania publiczności. Gra na braku pewności siebie jednych widzów a snobizmie drugich. Wiadomo bowiem, że w obawie przed uznaniem za głupca lub prostaka mało kto głośno się przyzna, iż nie rozumie o co chodzi. A na scenie długi czas oglądamy spektakl prawie czystej formy z paroma cytatami z opowiadania Brandysa czy filmu Hasa pod tym samym tytułem.

Ten spektakl przypomina przedstawienia teatrów alternatywnych z lat siedemdziesiątych, kiedy proste treści do tego stopnia starano się kodować przed cenzorami, że niekiedy w efekcie nie wiadomo już było, co twórcy mieli do powiedzenia. Tyle, że wówczas mogliśmy się domyśleć, że to kontestacja. Poza tym były to teatry studenckie, niesubwencjonowane z państwowych pieniędzy. Mogły więc przychodzić na myśl obrazy abstrakcjonistów, gdzie liczy się kompozycja, kolor, walory estetyczne, albo utwory muzyczne, gdzie ważna jest tylko forma i wzbudzane nią emocje.

Dziś, kiedy środki wyrazu z teatru offowego opartego na trudnych do odczytania symbolach i dalekich skojarzeniach przeniknęły na sceny profesjonalne, łatwo oszukać widza, bo granica między artyzmem a kłamstwem jest teraz bardzo cienka

Wątpię np., żeby ktoś, kto nie obejrzał filmu z Krafftówną i Cybulskim na świeżo, gdzie bohaterka lecąc samolotem mówi, że przy każdym obniżeniu lotu w czuje w żołądku skaczące kangury, zgadł, dlaczego w pewnym momencie postaci zaczynają kicać po scenie poprzebierane za torbacze. Ten spektakl to przede wszystkim epatowanie formą. Nie powiem, ciekawą, ale przez długi czas przesłaniającą treści. I chociaż w drugiej części można już jako tako zorientować się w wydarzeniach, do końca nie widać przesłania. Nieczytelne jest połączenie sytuacji pani Felicji z audycji radiowej z graną przez dwie aktorki wykonawczynią tej postaci przed mikrofonem. Dla kogoś, kto nie zna prototypu postaci, mało klarowne mogą być też przyczyny rozszczepienia bohaterki dramatu Agnieszki Jakimiak na dwie postaci. A to stąd, że przez poszatkowanie zdarzeń w adaptacji, nie widać już wyraźnie granicy między retrospekcjami a czasem teraźniejszym.

Mocno przekombinowane to przedstawienie. Jak dotąd najmniej warte obejrzenia na festiwalu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji