Zatopić się w nierzeczywistym
Życie nie spełnia naszych oczekiwań. A jeśli nawet, to tylko po to, by rozczarować. Z bojaźni, egocentryzmu, chowamy się w sobie, zapominając komunikować się z innymi. A jeśli nawet komunikujemy się, to minimalną ilością słów, zmieszanie pokrywamy opryskliwością, poirytowani powtarzamy w kółko to samo. Niby dlatego, żeby nie okazać zniechęcenia. Za to nie udaje się zamaskować zniecierpliwienia. I lęku przed drugim człowiekiem. I przed nazwaniem. Żebyśmy nie wiem jak się starali.
To może być po części wnikliwa obserwacja życia co bardziej wrażliwych. Jeśli dostrzec w niej dramat,
jak to robi Jon Fosse w "Śnie o jesieni", można uzyskać poetycką formę. Zatem nie tylko w sztuce Fossego bohaterowie skrywają się pod tekstem, a treści szukać trzeba między wierszami. Życie, jeśli tylko mu się dokładnie przyjrzeć, bywa poezją. Także tą okrutną.
Bohaterowie "Snu o jesieni" spotykają się na cmentarzu, niebawem ma się rozpocząć pogrzeb. Matka, ojciec i syn przyszli pożegnać nestorkę roku. Z synem jest kobieta, którą ten kocha. Pojawia się także jego pierwsza żona. Osoby dramatu mówią do siebie, właściwie nie rozmawiając. Czas biegnie powoli, ale kolejne zdarzenia poznajemy w mgnieniu chwili. Okazuje się, że cmentarz jest symbolicznym miejscem dla głównego bohatera: on już pochował swoje życie i uczucia. To, co proponuje kobiecie, z którą się wiąże, jest tylko tym, co ona potrafi wziąć z niego. On sam nie umie już dawać, nie potrafi też brać, więc ona próbuje kochać za dwoje. Ale egoistycznie.
Paweł Miśkiewicz z niezwykłego tekstu Fossego ułożył piękne, arcyteatralne przedstawienie. Przepełnione poezją, niedopowiedzeniami, rozgrywające się w nierzeczywistej atmosferze, choć przecież realne, rozgrywające się w oryginalnej przestrzeni (niebanalna scenografia Barbary Hanickiej, świetne światła Andrzeja Szulkowskiego). Intrygująca konwencja narzuciła aktorom styl gry, od jakiego ostatnio odzwyczailiśmy się, zarzucani seriami agresji i pulsacyjnych rytmów. Doskonale odnaleźli się w nim wszyscy: Barbara Marszałek, Maciej Małek, Barbara Wałkówna, a nade wszystko odtwórcy głównych ról - niemal oniryczni Halina Skoczyńska i Dariusz Siatkowski.
Ten spektakl może być pocieszeniem dla wszystkich miłośników "Zdziczenia obyczajów pośmiertnych", opłakujących zdjęcie tekstu Leśmiana z afisza "Jaracza". Choć treść i forma różnią się, to możliwość zatopienia w nierzeczywistości ta sama.