Artykuły

Pranie. Trzechsetletni św. Ildefons

Pranie jest dziś miejscem, do którego pielgrzymują wyznawcy Zielonej Gęsi. W magicznej mazurskiej leśniczówce objawił się święty. Cały jest z dębu i złota. Ma trzysta lat.

Olgierd Łukaszewicz zamyśla się: - Początek lat siedemdziesiątych. Przyjechałem do Prania z harfistką z Olsztyna. Było po deszczu, niewielu ludzi dotarło na koncert. Leśniczy ugościł nas ogniskiem, kiełbaskami. Choć wokół wilgoć, artystka wystawiła harfę na trawę i zagrała. A ja czytałem Gałczyńskiego. Magiczny wieczór...

Aktor wrócił do Prania po trzydziestu latach. W powietrzu wciąż wilgoć, a magia otaczająca leśniczówkę jeszcze silniejsza.

- Nie mogłem się połapać w topografii, bo w pamięci miałem drogę i pola, ale nie lasy, które teraz tak silnie napierają na to miejsce - opowiada.

Ceglana leśniczówka otoczona dębami od ponad stu lat stoi na skarpie nad Jeziorem Nidzkim. W lipcu 1950 roku przypłynął tu łodzią z Rucianego Konstanty Ildefons Gałczyński z żoną Natalią i córką Kirą. Do wyjazdu na Mazury przekonał go Ziemowit Fedecki.

Gałczyński uciekał przed warszawskim splinem i nagonką komunistycznych literatów. W poniemieckiej leśniczówce znalazł spokój i wenę, która nie opuściła go aż do śmierci w grudniu 1953 r. W tym czasie cztery razy wracał do Prania. Napisał tu "Kroniki olsztyńskie", skończył poematy "Niobe" i "Wit Stwosz".

- Był magiem poezji, a mazurska przyroda leczyła jego rany - mówi Łukaszewicz.

Zastanawiające jest, że to właśnie Pranie, epizod przecież w 48-letnim życiu Gałczyńskiego, jest dziś miejscem, do którego pielgrzymują wyznawcy Zielonej Gęsi.

Olgierd Łukaszewicz ma na to wytłumaczenie: - W końcu Polacy zaczęli doceniać miejsca specjalne, niszowe. Szukają w nich tej szczególnej atmosfery...

Taka w Praniu jest od ośmiu lat. Wtedy do zapuszczonej leśniczówki, w której przez dziesięciolecia była tylko zgrzebna izba pamięci, zawitało młode małżeństwo z Sopotu - Jagienka i Wojciech Kassowie.

"Ja też jestem słonecznikiem i jak umrę,

właśnie chciałbym się odrodzić jako słonecznik,

wiecznie zwrócony swoją złocistą buzią

w stronę jakiejś uczciwie płacącej Kassy".

Napisał Gałczyński w jednym z "Listów z fiołkiem". I były to słowa prorocze, bo Wojciech Kass pozwolił odrodzić się pamięci poety w nowej polskiej rzeczywistości.

Kass (rocznik 1964) sam jest poetą. W rodzinnym Sopocie był znany, doceniany i nagradzany. Uczestniczył wkontredansie spotkań, bankietów i obchodów. - Miałem świadomość pozorności takiego życia. A że lubię wyzwania, to zgodziłem się zostać w Praniu kustoszem - opowiada częstując purpurowymi, dojrzałymi czereśniami.

Jagienka dobrze pamięta tamto Pranie: zapuszczone, zdewastowane. Przez 24 lata muzeum nie miało ogrzewania, przez 14 lat nikt nawet nie wymalował ścian.

- Gdy przyjechaliśmy jesienią 1997 roku, okazało się, że nie mamy gdzie zamieszkać, bo w Praniu rozpoczął się remont. Rozpaliliśmy ognisko i zastanawialiśmy się, gdzie spać, kiedy na podwórze wszedł Mieczysław Rakowski, który obok ma daczę - opowiada Jagienka Kass.

- Dla mnie był symbolem reżimu, a okazał się uczynnym sąsiadem. Ledwie się poznaliśmy, a zostawił nam klucze od swojego domu i tam właśnie zamieszkaliśmy - dodaje ze śmiechem Wojciech.

Kassowie szybko zorientowali się, że zarówno okolice Prania, jak i pobliskich Krzyży są ulubionym miejscem bohemy.

Z tych kontaktów zrodziło się Stowarzyszenie Leśniczówka Pranie. Są w nim okoliczni mieszkańcy i warszawscy letnicy m. in: Olga Lipińska, Maciej Orłoś, Wojciech Malajkat, Ewa i Michał Komarowie, Jerzy Markuszewski, Mieczysław Rakowski, Hanna Gronkiewicz-Waltz. Dzięki tej silnej grupie, życzliwości mieszkańców i uporowi Kassów, wyremontowane Pranie wypiękniało. Pojawiła się Galeria Jednego Obrazu, muzeum z prawdziwego zdarzenia; scena, na której w letnie wieczory poezję Gałczyńskiego czytają najwybitniejsi polscy aktorzy.

A Pranie wciąż zaskakuje i przyciąga. Mieszkająca pod Lizboną historyk literatury Maria Danilewicz Zielińska nie przepadała za Gałczyńskim. W "Szkicach o literaturze emigracyjnej" napisała, że Gałczyński wrócił do Polski z emigracji i "zaczął służyć dworowi komunistycznemu".

- Musiała być jednak pod wrażeniem humoru poety, bo w testamencie zrobiła zapis na rzecz naszego muzeum - opowiada Wojciech Kass.

Zielińska zapisała Praniu barkową figurkę św. Ildefonsa. Trzechsetletnia dębowa figura nieznanego mistrza, pokryta złotem, trafiła do Polski w 2003 r. Od tego tygodnia można ją podziwiać w leśniczówce na Nidzkim.

Św. Ildefons znalazł tu właściwe sobie miejsce. Ten żyjący w VII wieku w hiszpańskim Toledo biskup gorąco czcił Najświętszą Marię Pannę.

- Nasz Konstanty Ildefons także - opowiada Kass. - W czasie wojny Gałczyński przestał tworzyć. Napisał tylko dziewięć listów do żony. Zwracał się w nich do niej: Moja Najświętsza Panienko.

Na zdjęciu: Leśniczówka Pranie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji