"Medea"
G.E. Lessing w słynnym "Laokoonie" opisuje obraz starożytnego malarza przedstawiający Medeę. Artysta pokazał ją nie w chwili, gdy morduje swoje dzieci, lecz "gdy miłość macierzyńska walczy w niej jeszcze z zazdrością" I pisze Lessing dalej: "...życzylibyśmy sobie raczej, by w rzeczywistości zostało tak nadal, aby spór namiętności nigdy się nie rozstrzygnął lub trwał przynajmniej tak długo, póki czas i rozwaga nie osłabią wściekłości i nie zapewnią zwycięstwa uczuciom macierzyńskim".
Ale tragizm Medei u Eurypidesa polega właśnie na tym, że nie nie może się ona wyzwolić od siebie, od swego charakteru, w
którym los już wyznaczył z góry takie cechy, jak bezwolność wobec namiętności i nieokiełznane poczucie prawa do zaspokojenia własnych dążeń. Eurypides w konwencji tragedii losu wpisał problematykę psychologiczną, a może więcej - problematykę postawy człowieka wobec praw natury i społeczeństwa. Nie ma chyba w literaturze bardziej skrajnego przykładu konfliktu między światem wewnętrznym jednostki, rządzącym się własnymi normami wartości, a światem zewnętrznym podporządkowanym normom społecznym ukształtowanym w procesie rozwoju kultury ludzkiego bytowania.
Zabójczyni brata, dwóch własnych synów, a także Kreona i jego córki, jest postacią straszną i tragiczną, nie budzi współczucia, lecz zgrozę; jej cierpienie i mękę możemy, a nawet, gwoli sprawiedliwości, musimy sobie wyobrazić. Ale szczególny to wypadek - namiętność prowadząca na manowce, do zbrodni przeciw naturze, nie wzbudza nienawiści widza do Medei. Za sprawą wielkiego dramaturga widz jest jej wdzięczny odrobinę, że sam jest lepszy. Oto i osławiona katarsis antycznego dramatu.
***
Interpretacja samego mitu greckiego o Medei nastręcza wiele
trudności i może być przedmiotem studyjnych rozważań. W każdym razie nie sposób go zrozumieć bez wszechstronnej znajomości kręgu kulturowego, w którym się narodził, a zwłaszcza w tym zakresie, który by mógł wyjaśnić obyczajowe uwarunkowania związków miłosnych między kobietą a mężczyzną. Cechy charakteru wynikające z tego, że Medea jest kobietą, są, zgodnie z prawdą psychologiczną, podkreślone u Eurypidesa. To fakt. Nie sądzę jednak, by interpretacja tragedii sprowadzona do tego wątku była, zwłaszcza dla dzisiejszego widza, wykładnią pełną utworu, o którego problematyce mówiliśmy przed chwilą.
W tym zaś kierunku zdaje się iść reżyser, dając nawet swemu szkicowi w programie teatralnym tytuł: "Kobieta zwana Medeą". Sugestie takie zawiera również transkrypcja tekstu dokonana przez Stanisława Dygata, co podkreśla wprowadzenie nie istniejącej w oryginale postaci Niespokojnej dziewczyny. Podkreśla ten trop i scenograf, ubierając w przeciwieństwie do czarnej Medei na biało Niespokojną dziewczynę - uosobienie niewinności i niepokojów młodej istoty budzącej się do życia.
***
Medea Barbary Wałkówny ma w sobie ton dziwnej naturalności i oczywistości. Aktorka podkreśla, jak dla Medei jej przeżycia, uczucia, tok rozumowania i sposób przyjmowania przeciwności losu są wystarczające dla przyjęcia za słuszne tego wszystkiego co czyni. Medea Walkówny, kiedy rozpacza nad zdradą Jazona, kiedy walczy ze sobą przed podjęciem decyzji o zgładzeniu dzieci, jednocześnie zdaje się myśleć o tym, co za chwilę zrobi. Stąd też tym wybuchom namiętności, tym gestom rozpaczy, temu wołaniu o sprawiedliwość towarzyszy odrobina pozy. Na wrażenie to ma wpływ także i fakt, iż aktorka wyraźnie stara się zachować równowagę między wymaganiami "wysokiego stylu" tragicznego, klasycznej koturnowości, a spontaniczną ekspresją, naturalnością zgodną z prawdą psychologiczną postaci tak, jak ją dziś możemy odczuwać. Muszę przyznać, że zespolenie tych wszystkich czynników daje bardzo ciekawy efekt artystyczny, stanowi o stylu roli jako samoistnej wartości.
Dagamara Foniok pokazała swoją Niespokojną dziewczynę w zupełnie odmienny sposób. Kładąc nacisk na szczerość wyrazu, akcentując bezradność intelektualną tej postaci, jej uczuciowy stosunek do wszystkich zdarzeń, ufność w ludzi, a później narastające zwątpienie i rozpacz przekreślała wszelką umowność teatralną przedstawienia. Trochę była zagubiona w scenicznej rzeczywistości spektaklu ujawniając, mimo woli, naruszenie jednorodności tekstu przez autora transkrypcji. Liryczny i delikatny rysunek tej postaci ukazał nam aktorkę wrażliwą i bez wątpienia utalentowaną.
W roli Jazona oglądaliśmy Maciaja Grzybowskiego, ogromnie powściągliwego w dozowaniu środków aktorskich, jakby trochę bezosobowego przy pierwszym ukazaniu się na scenie, a później ciekawie rozgrywającego drugą rozmowę z Medeą.
Wyrazistą postać Kreona stworzył Zygmunt Malawski, szlachetnym Egeuszem był Dobrosław Mater, z dużą ekspresją zagrał rolę Posłańca Maciej Staszewski.
***
Rzadko się zdarza, aby w programie teatralnym objaśniał swoją koncepcję artystyczną scenograf przedstawienia. Henri Poulain w wywiadzie udziela pożytecznych informacji o związkach kultury greckiej z pragruzińską, przypomina dzieje Kolchidy, a potem komentuje elementy symboliczne i znaki plastyczne, jakich użył przy komponowaniu scenografii. Dzięki temu mamy okazję skonfrontować zamiary artysty z naszymi odczuciami przy odbiorze jego dzieła. Na pewno jest to scenografia interesująca, ale czy nadmiar sugestii symbolicznych nie komplikuje trochę całej sprawy?