Artykuły

Haendel był mistrzem public relations

Z Olafem Lubaszenko, przed premierą "Kolacji na cztery ręce" w poznańskim Teatrze Nowym w jego reżyserii, rozmawia Małgorzata Derwich

- Aktorowi łatwiej jest reżyserować?

- Łatwiej o tyle, że posługujemy się tym samym językiem. Dobrze się czuję, gdy na przemian jestem reżyserem, to znów aktorem; w teatrze, w filmie. Gdybym miał robić jedną rzecz do końca życia, pewnie oszalałbym.

- Dlaczego wybrał pan akurat sztukę Paula Barza "Kolacja na cztery ręce"?

- To była decyzja zbiorowa. Z dyrektorem poznańskiego Teatru Nowego i kierownikiem literackim szukaliśmy tekstu, który byłby mądry, atrakcyjny, a jednocześnie mówiący coś o współczesnej rzeczywistości. Cieszę się, że znaleziono właśnie tę sztukę, bo pamiętam ją z kilku wybitnych inscenizacji - w Teatrze Telewizji czy w Teatrze Stu w Krakowie, darzę ją szczególnym sentymentem i myślę, że nadal jest to ciekawa propozycja dla współczesnego widza.

- Nie boi się pan konfrontacji, na przykład z pamiętnymi kreacjami Janusza Gajosa i Romana Wilhelmiego w tej sztuce?

- Zawsze grali w niej wybitni aktorzy i to się nie zmieniło również w naszej inscenizacji. Może ryzyko zmierzenia się z legendą byłoby większe, gdybyśmy realizowali "Kolację na cztery ręce" w bliższym odstępie czasowym. Tymczasem minęło już kilkanaście lat, również od inscenizacji krakowskiej. Poza tym, to będzie inne przedstawienie. Nie wzorujemy się na niczym, nie kopiujemy, tylko próbujemy z kolegami sami dojść do jakiś interesujących dla widza propozycji.

- Co aktualnego jest w sztuce o Bachu i Haendlu?

- Moim zdaniem interesujące jest to, że sztuka opowiada o zawsze aktualnym sporze między dwiema postawami życiowymi. Haendel reprezentuje postawę cynicznego gracza, który świetnie potrafi sobie radzić w świecie zakulisowych gierek, czy - jak byśmy to dziś nazwali - marketingu albo autopromocji. Już w XVIII wieku " i to bez sztabu fachowców. Zarabiał krocie, choć był - tak ocenia go autor sztuki, ja nie śmiałbym - średnim kompozytorem. I druga postać - Bach, niezaprzeczalnie jeden z trzech najwybitniejszych kompozytorów w historii, a jednocześnie postać, która nie radzi sobie w życiu. Ledwie wiąże koniec z końcem, ponieważ nie potrafi zadbać o swój wizerunek. Jednak historia jest przewrotna. I dziś wszyscy wiedzą, kto to jest Bach, natomiast znacznie mniej jest tych, którzy wiedzą, że słynne "Alleluja" napisał Haendel.

- Jaka jest pana wizja tej sztuki? Oprawi ją pan we współczesne ramy?

- Myślę, że w tym wypadku trzeba trzymać się jak najdalej od współczesnej konwencji, czyli nowoczesnych dekoracji czy kostiumów. Co nie znaczy, że wykluczam współczesną grę: podawanie tekstu czy zachowanie na scenie. Mam zasadę, że z dużą pokorą podchodzę do materii. Jeśli sztuka jest dobra, to nie należy jej szkodzić nadmierną ilością pomysłów, bo wtedy można zatracić to, co najistotniejsze - sens.

Olaf Lubaszenko wywodzi się z teatralnej rodziny, jest aktorem od dziecka, a także reżyserem (film "Sztos", "Chłopaki nie płaczą", "Poranek kojota"). W Teatrze Nowym w Poznaniu reżyseruje sztukę Paula Barza "Kolacja na cztery ręce", w której wystąpią Witold Dębicki, Mariusz Sabiniewicz i Mirosław Kropielnicki. Premiera 14 maja 2004 na Scenie Nowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji