Artykuły

Niezdecydowany gość

- Myślałem, że jestem zajebisty, a studia pokazały, że nic nie umiem. Kiedy wychodziłem na scenę, wszyscy się śmiali. Trzeba się spalić, żeby móc potem świecić - mówi aktor DAWID OGRODNIK.

Mike Urbaniak: Miałeś być klarnecistą.

- Uczyłem się w gimnazjum, a potem liceum muzycznym w Poznaniu. Ale zacząłem już wcześniej w moim rodzinnym Wągrowcu. Szło mi bardzo dobrze, wygrywałem nawet konkursy. Moja starsza siostra uczyła się fortepianu, a młodsza skrzypiec.

Muzyczna rodzina.

- Rodzice jakoś tak to wymyślili, choć muzykami nie są. Ale dziadek grał na klarnecie, więc może stąd moje zainteresowania. Lubiłem ten instrument, ale miałem problemy z innymi przedmiotami, jak kształcenie słuchu czy rytmika. Ciągle mnie uwalali na jakichś egzaminach.

Dlatego nie zdawałeś na akademię muzyczną?

- Nie interesowało mnie odbębnianie narzuconego programu. Już w liceum wkurzało mnie to, że musiałem grać coś, czego nie chciałem. Miałem nawet indywidualny tok nauczania, żeby móc więcej ćwiczyć, ale głównie grałem w kosza. Czułem, że moje oczekiwania i wymagania nauczycieli się rozmijają. Pamiętam mój egzamin komisyjny z fortepianu. Przygotowywałem się do niego ostro. Tłukłem tych Bachów, prawdziwa trauma. Na egzaminie dostaję nuty. Gra tylko lewa ręka, potem prawa. Razem nie chcą. Egzaminatorka przerwała mi i spytała: "Co ty chcesz, Dawid, robić w życiu?" I ja odpowiedziałem: "Chcę być aktorem". Zaliczenie dostałem.

Skąd pomysł na aktorstwo?

- Kiedy moja wychowawczyni poszła na urlop macierzyński, zastąpiła ją inna polonistka - Anna Szymańska, dziś moja przyjaciółka. Ania prowadziła szkolny teatr i mnie do niego zgarnęła.

Dlaczego zgarnęła ciebie?

- Podobno byłem inny. Kiedy pytała mnie o jakąś lekturę, mówiłem, że jej nie przeczytałem, ale możemy o tym pogadać.

W każdym razie zwerbowała mnie szybko i po maturze zdawałem już na Akademię Teatralną w Warszawie.

Z jakim wynikiem?

- Nie przyjęli mnie.

Wróciłem do Poznania i postanowiłem, że skoro sam nie zostanę artystą, to będę pomagał innym, i założyłem agencję artystyczną. Oczywiście to nie wypaliło, zajmowałem się głównie zbieraniem kasy, żeby starczyło na ZUS.

W następnym roku znowu zdawałem na akademię.

Z jakim wynikiem?

- Nie przyjęli mnie. Ale nie obrażałem się na nich, nie mówiłem, że to chuje. Wiedziałem, że czegoś mi brakuje, coś nie działa. Tylko nie wiedziałem co. Sprzedałem więc wszystko, co miałem w domu: biurko, komputer i takie tam, i pojechałem do Krakowa - do Lartu.

Na ratunek do policealnej szkoły aktorskiej?

- Tak. I to była dobra decyzja, bo oni mi tam pokazali, że jest pewna prawda, uczciwość, którą mam, ale przykrywam ją graniem. Myślałem, że jestem zajebisty, a oni mi pokazali, że nic nie umiem. Kiedy wychodziłem na scenę, to się śmiali. Wtedy zrozumiałem, że trzeba się spalić, żeby móc potem świecić. Po sześciu miesiącach było już dobrze.

Wróciłem do domu i chodziłem po lesie, ładowałem akumulatory. Potem podjąłem trzecią próbę dostania się na akademię. Z jakim wynikiem?

Nie przyjęli mnie. Ale tylko do Warszawy. Dostałem się za to i do Filmówki w Łodzi, i do Szkoły Teatralnej w Krakowie.

Miałeś dylemat, gdzie zacząć studia?

- Na początku. Bo w Łodzi mnie bardzo ciepło potraktowali. Pytali, czy będę u nich studiował. Powiedziałem, że tak. Wróciłem do domu i po jakimś czasie dostałem od nich list, że w związku z brakiem podpisanej deklaracji zostałem skreślony z listy studentów. Zorientowałem się, że w Krakowie czeka mnie to samo, więc jak stałem, wskoczyłem w pociąg, pojechałem do Krakowa i wszystko podpisałem.

To było twoje miejsce?

- Nie do końca, bo jednak w dalszym ciągu nie umiałem funkcjonować w systemie szkolnictwa. Znów chodziłem tylko na te przedmioty, które mnie interesowały. Przed wywaleniem ze szkoły uratował mnie atak wyrostka. Wylądowałem w szpitalu i dzięki temu przełożono mi egzaminy z tych tańców i innych, które omijałem szerokim łukiem.

Miałeś w szkole mistrza?

- Romka Gancarczyka, niesamowitego człowieka, aktora i pedagoga. To najpiękniejsza rzecz, jaka mi się w szkole mogła przytrafić. Romek daje studentom ogromną wolność, pozwala wykiełkować temu, co wykiełkować powinno.

No i pani Małgosia Hajewska-- Krzysztofik, genialna!

Szkoła się kończy i co?

- Wiadomo, każdy chce grać w TR Warszawa Jarzyny albo w Nowym Warlikowskiego, ale te marzenia weryfikuje życie i ludzie są tak posrani ze strachu, że nie będą mieć pracy, że biorą wszystko.

Ty dostałeś propozycję ze świetnego Teatru Polskiego w Bydgoszczy, ale jej nie przyjąłeś.

- Za blisko domu.

A propozycja z Teatru Wybrzeże w Gdańsku?

- Też w końcu jej nie przyjąłem. Ale nie dlatego, że uważałem, że czeka mnie coś lepszego, tylko dlatego, że jestem niezdecydowanym gościem.

Kiedy zadzwonili do mnie z TR i zaproponowali zagranie w "Nietoperzu" Kornela Mundruczó, powiedziałem: owszem, super, wchodzę w to, ale proszę o telefon za trzy tygodnie, bo teraz jestem tak wkręcony w plan filmowy, że nie mam czasu na myślenie o czymkolwiek innym.

I jak ci się pracowało w tym legendarnym teatrze?

- Świetnie. Zobaczyłem tam ludzi z ogromną pasją. Oni się kumplują, ale jest pstryk i kończymy śmiechy, zaczynamy robotę. Tekst dostają wczoraj, jutro grają scenę. Pomyślałem: ja pierdzielę, co tu się dzieje? Nie ma to tamto, tylko gramy. Totalne wariaty! Zobaczyłem w tym teatrze, że można, naprawdę można. W pięć tygodni zrobiliśmy spektakl.

Grasz w nim chłopaka z porażeniem mózgowym, byłego mistrza origami. Za kilka miesięcy na ekrany kin wejdzie film "Chce się żyć" Macieja Pieprzycy, w którym także grasz chłopaka z porażeniem. Jak rozdzieliłeś te dwie role?

- Rola w filmie, który skończyliśmy przed rozpoczęciem prób do spektaklu, bardzo mi w teatrze pomogła. Nie wiem, czy byłbym w stanie zagrać to, co zagrałem w TR, bez przygotowania do filmu. Mateusz (rola w filmie) nie rusza się i nie mówi. Łukasz (rola w teatrze) porusza się i mówi. W filmie jest wózek inwalidzki, w teatrze zaproponowałem balkonik. To te różnice, którymi starałem się oddzielić moje obie kreacje. Przed TR-em grałeś u Mai Kleczewskiej, Pawła Miśkiewicza, Michała Borczucha. Niezłe nazwiska jak na początkującego aktora.

- Tak się potoczyło. Z Mają robiliśmy dyplom na PWST, więc była niejako z rozdzielnika. Potem miałem egzaminy u Miśkiewicza i on wziął mnie i Marcina Kowalczyka do swojego "Klubu Polskiego" w Dramatycznym w Warszawie. Ale chcę powiedzieć, że ja te propozycje dostawałem. Nic sobie nie załatwiałem, żadnych znajomości. Tylko praca.

Czujesz, że rozbiłeś bank?

- Ja?

Tak, jednego dnia jest premiera świetnego "Nietoperza", drugiego - premiera filmu Jesteś Bogiem", w którym grasz Rahima. Film

w pierwszy weekend obejrzało prawie pół miliona Polaków.

- To był ostry tydzień. Ale miałem tyle na głowie. Odbierałem rodziców z dworca, na koncert Coldplay do Warszawy przyjechała moja kuzynka, oczywiście z przyjaciółkami. Miałem próby. Biegałem z jednego miejsca do drugiego. Trochę jeszcze tego wszystkiego nie ogarniam, ale nie narzekam, bo, stary, czego więcej chcieć? Chciałbym ciągle dostawać role, które wymagają ode mnie totalnej transformacji, chciałbym mieć w rękach materiał, który rżnie mnie po plecach. Nic więcej.

Jak dostałeś rolę w Jesteś Bogiem"?

- Leszek Dawid przyszedł do Teatru Dramatycznego na "Klub Polski" i po spektaklu złożył mi propozycję. Zaprosił mnie na próby z chłopakami, którzy już byli wkręceni. No siema, siema, jedziemy, składamy, dajesz, dajesz. Myślę sobie: Matko Boska! Stałem tam cały mokry i zestresowany. Ale szybko złapaliśmy wspólny język i poszło. Co wiedziałeś o Paktofonice wcześniej?

- Nic. Kojarzyłem kawałki Jestem Bogiem" i Ja to ja", z reklamy lodów oczywiście.

Ale przejście ze stanu niewiedzy do stanu wiedzy nie jest trudne. Trudniejsze jest przejście ze stanu wiedzy do stanu świadomości. Ja oczywiście chwytałem wszystko od Google'a do płyt, czytałem, słuchałem, wchodziłem w to, tu skejci, tu grafficiarze, jak to funkcjonuje, kto z kim, muzyka, teksty, co jest w tekście, o czym mowa, co czują, Katowice, Mikołów, towarzystwo, koncerty, backstage, ludzie, koncerty, zakamarki, ławki, rodzice Magika, teledyski. Wciągałem wszystko jak odkurzacz.

Kiedy poczułeś się pewnie?

- Nie było takiego momentu, ale taka miała być moja postać - niepewna.

Robienie filmu o legendzie ciążyło?

- I tak, i nie. Przed zdjęciami coś nas podkusiło i weszliśmy w necie na jakąś stronę, i tam pod informacją o filmie było mnóstwo komentarzy, w większości negatywnych: że wszystko źle, że ściema, że co to, kurwa, jest? Wtedy postanowiliśmy już nie wchodzić do sieci i po prostu robić film. Musieliśmy się odblokować, bo inaczej ten obraz by nie powstał.

Grasz Sebastiana "Rahima" Salberta. Przegadaliście wiele godzin?

- Nie. Konsultowałem z Rahimem wiele faktów, przegadaliśmy scenariusz kilka razy, ale taką emocjonalną, prywatną rozmowę o Magiku mieliśmy jedną. To wystarczyło.

Co Rahim i Fokus powiedzieli po filmie?

- Że się jarają, że film im się bardzo podobał. Dla nas najważniejsze było to, jaki będzie odbiór środowiska, i jest chyba generalne poczucie, że zrobiliśmy uczciwą robotę. Reszta może pisać, co chce. Krytyczne głosy cię nie interesują?

- Głównie mnie irytują. I bolą, ze względu na Magika.

Ty za rolę Rahima i Tomasz Schuchardt za rolę Fokusa dostaliście w tym roku na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni nagrody za najlepsze drugoplanowe role męskie. Może nie ma się czym irytować?

- To było ekstra, że weszliśmy tam razem. Dużo się od Tomka nauczyłem i to była świetna wspólna praca. Nagrody są ważne, jasne, ale uciekłem stamtąd po dwóch dniach. Wolę być obserwatorem, a w Gdyni byłem obserwowany i to mnie wkurzało.

Chyba żartujesz. Bycie w centrum zainteresowania jest wpisane w genotyp aktora.

- Ja nie mam takiego chromosomu.

Dawid Ogrodnik

- rocznik '86, jest tegorocznym absolwentem Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Ukończył także klasę klarnetu w Szkole Muzycznej w Poznaniu. Za rolę w filmie Jesteś Bogiem" Leszka Dawida otrzymał (z Tomaszem Schuchardtem) nagrodę za najlepszą drugoplanowa, rolę męską podczas tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Świat teatralny zachwyciła jego fenomenalna kreacja w "Nietoperzu" Karola Mundruczó w TR Warszawa. Niedługo na ekrany kin wejdzie film "Chce się żyć" Macieja Pieprzycy, w którym Ogrodnik zagrał główną rolę, a w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu.wystąpi wiosną w "Braciach i siostrach" na podstawie "Braci Karamazow" Dostojewskiego, "Trzech sióstr" Czechowa i "Na dnie" Gorkiego w reżyserii Mai Kleczewskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji