Artykuły

"Ślub" na miarę naszych czasów

"Ślub" w reż. Pawła Wodzińskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anna Tarnowska w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Publiczność nagrodziła długimi brawami sobotnią premierę "Ślubu" w interpretacji Pawła Wodzińskiego. Reżyser udowodnił, że tekst Gombrowicza jest ponadczasowy i wciąż przerażająco aktualny.

Witold Gombrowicz napisał "Ślub" w niespełna dwa lata po zakończeniu II wojny światowej. Dramat ludzi, którym udało się przeżyć koszmar okupacji pokazał na przykładzie powracającego z frontu Henryka. Ten zastaje dom w stanie kompletnego upadku, a rodziców - w sytuacji totalnej klęski egzystencjalnej. Nie poznaje ich. "Coś dziwnego się z nimi stało" - mówi.

Paweł Wodziński, reżyser gombrowiczowskiego dramatu przemienił powojenną rzeczywistość "Ślubu" na pozornie spokojne i syte początki XXI wieku. Nie ma wojen, nie ma dyktatur, jest kapitalistyczny porządek świata, w którym od bogactwa ofert sklepowych i szalonego postępu technologii może rozboleć głowa. Taki świat zna Henryk, który przyjeżdża do rodzinnej miejscowości po latach nieobecności spędzonych na robieniu kariery. Widać, że mu się powodzi. Dobrze skrojony garnitur, biała jak śnieg koszula, na nosie - modne oprawki okularów, najpewniej "zerówki", dla szpanu. Nic dziwnego, że czuje się nieswojo, przekraczając próg rodzinnego domu. A raczej to, co z niego zostało. Zamiast przytulnych pieleszy - zimny, zagrzybiony barak. W miejsce mebli z Ikei, zdezelowany sprzęt domowy z odzysku. W garnkach - pusto. Bieda, aż piszczy. Witamy na osiedlu kontenerowym, dzielnicy wyrzutków, do którego trafiają powodzianie, alkoholicy, bezrobotni, ofiary domowej przemocy, słowem - wszyscy ci, których z jakichś powodów nie stać na regularne płacenie czynszu.

W scenerii kontenerowego getta będzie toczyć się z góry przegrana walka o odzyskanie godności. Każdy bije się o nią tym, co ma pod ręką. A Ojciec nie ma nic. Może tylko odwoływać się do tradycji, wymagać od syna pruskiej kindersztuby, walić pięścią w stół, modlić się do Matki Boskiej i udawać, że nic się nie zmieniło. Wreszcie - gładko wejść w rolę osiedlowego herszta, któremu za setkę wódki hołd składają i tak już podpici sąsiedzi.

Henrykowi nie pozostaje nic innego jak "dostroić się do ogólnej atmosfery". Jeśli nie jest tak, jak być powinno, to trochę poudawajmy, pobawmy się w lepszy świat. Bohater staje się skutecznym specem od PR-u, doskonałym marketingowym ekspertem, który wmawia sobie i innym, że świat jest lepszy niż nam się wydaje. Ojciec - Król czy Mania - dziewica to przecież tylko kolejne wizerunkowe sztuczki, który ciemny lud chętnie kupi. A jeśli kupi - to bajka przemieni się w fakt, a słowo ciałem się stanie.

Wodziński udowodnił, że tekst Gombrowicza jest ponadczasowy. Bo klęskę rozpadającego się na kawałki świata przeżywamy ciągle na nowo. Dziś słowo "wojna" nie oznacza świszczących kul przelatujących nad głową, narodowych powstań i walki o wolność. Dziś wojna toczy się w ciasnych biurowych pomieszczeniach międzynarodowych korporacji, w których copywriterzy sprzedają wizję doskonałego świata w postaci lekkostrawnej papki kolorowych reklam. Po stronie kupujących są ci, których nigdy na to nie będzie stać. Ale wstyd się do tego przyznać.

Na wielkie brawa zasługuje zresztą nie tylko reżyser, ale i aktorzy, którzy świetnie poradzili sobie z trudnym przecież tekstem Gombrowicza. Michał Czachor w roli Henryka nie popadł w patos, Beata Bandurska brawurowo wcieliła się w rolę Matki, podobnie - Michał Jarmicki jako Ojciec. Właściwy klucz do roli Pijaka znalazł także Mateusz Łasowski, a debiutujący na deskach bydgoskiego teatru Maciej Pesta (jako Władzio) pokazał się z najlepszej strony.

Kolejne spektakle we wtorek (20.11) i w czwartek (22.11).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji