Artykuły

Kto winny? Ofiara

Przedstawienie Redbada Klynstry odsłania mechanizm, w którym ofiary przestępstw stają się współwinnymi

Sztuka izraelskiej autorki Edny Mazya opowiada autentyczną historię zbiorowego gwałtu na 14-letniej dziew­czynie, do którego doszło w jednym z kibuców w 1988 r. Napisana reporta­żowym, lakonicznym językiem nie tyl­ko rekonstruuje wydarzenia pewnej go­rącej nocy, ale pokazuje ich dalszy ciąg - proces, podczas którego ofiara zosta­je powtórnie zgwałcona, tym razem psy­chicznie.

Całość jest oparta na świetnym drama­turgicznie pomyśle - role gwałcicieli i ich późniejszych obrońców grają ci sa­mi aktorzy. Gwałcą dziewczynę, a w chwilę potem brutalnie przesłuchują. W pewnym momencie granice między miejscem przestępstwa a salą sądową za­cierają się i mamy wrażenie, że ogląda­my wciąż ten sam gwałt, dokonywany je­dynie różnymi środkami.

"Gry" pokazują mechanizm, w którym ofiary przestępstw stają się współwinny­mi. Nie jest istotne, że dziewczyna nie powiedziała "tak", liczy się tylko, że się nie broniła, nie krzyczała, nie wzywała pomocy.

Redbad Klynstra doskonale zrozumiał ten podwójny sens dramatu. Najbardziej wstrząsającą sceną w jego spektaklu nie jest wcale scena gwałtu, choć pokazano ją w sposób drastyczny. Najbardziej szo­kuje łatwość, z jaką gwałciciele zmie­niają się w szanowanych prawników.

Mamy czterech schludnych, inteligen­tnych chłopców w odprasowanych spod­niach i koszulach. Wobec swojej przy­szłej ofiary zachowują się spokojnie, by nie powiedzieć szarmancko, nie prowo­kują, nie zaczepiają, nie dotykają. Tyl­ko proszą, żeby zatańczyła, tylko pyta­ją, czy chce się oblać wodą i czy już się całowała. Dopiero gdy ośmielona i pija­na dziewczyna traci kontrolę nad sobą, z inteligentnych, dobrze wychowanych chłopców wychodzą zwierzęta. Zło nie­koniecznie musi mieć postać chłopaka w opadających spodniach, który rapuje z puszką piwa w ręku. Zło może mieć twarz zdolnego ucznia, wybitnego praw­nika, dobrego policjanta. Wtedy jest jesz­cze bardziej groźne, bo człowiek nie jest na nie w żaden sposób przygotowany.

Klynstra jest aktorem i świetnie wie, że na scenie szept brzmi głośniej od krzyku, wolny ruch ręką jest groźniejszy od bok­serskiego ciosu, a brak akcji bardziej prze­raża od jej nadmiaru. Dlatego nie śpieszy się, jego młodzi, utalentowani aktorzy - Dorota Abbe, Jakub Kamieński, Piotr Łukaszczyk, Krzysztof Zych i Krzysztof Boczkowski - powoli celebrują skwarne popołudnie, poddają się temperaturze, któ­ra ogarnia ich ciała i umysły, wszystko ro­bią jakby od niechcenia. W tym milcze­niu i znieruchomieniu tkwi siła spektaklu, czekamy w napięciu na to, co rośnie po­między bohaterami i zaraz wybuchnie. Temperaturę na sali podnosi jeszcze nie­samowite, południowe światło Jacqueline Sobiszewski, którym zalana jest scenogra­fia Magdaleny Maciejewskiej - betono­we nabrzeże ciągnące się przez całą sze­rokość sceny. A rytm podbija muzyka Jac­ka Grudnia miksowana na żywo przez DJ Patrisia. Spektakl nabiera w ten sposób dziwnej, chorej urody i staje się jeszcze bardziej poruszający.

Jeden szczegół nie pozwalał jednak patrzeć na ten obrazek z bezpieczną przyjemnością. Scenę od widowni oddzielała drewniana barierka, taka sama, jakiej używa się w sądach. Wiadomość, o której tego dnia doniosły gazety, że po drugiej stronie zasiądzie wkrótce dziew­czyna zgwałcona w Tychach przez dwóch policjantów, stróżów ładu i porządku, była tego wieczoru paraliżująca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji