Artykuły

Zabawa pod szubiennicą

Teatr Polski jak dotąd nie rozpieszcza nas nowymi premierami. Czas więc chyba najwyższy zająć się spektaklami, które zakończyły miniony sezon Po kasowym i artystycznym sukcesie "Kandyda" dyrekcja rozpoczęła starania o widza na tzw. "trzeciej scenie". Tym razem umiejscowiono ją w sali prób - to jest w miejscu, które w większości teatrów, wcześniej czy później zmienia swą nazwę na np. scenę studyjną itp.

Przyznam się, że zaskoczył mnie wybór kolejnej pozycji repertuarowej teatru. Wprawdzie z pozycjami dla przeciętnego widza nie jest najlepiej, ale czy aż tak źle, żeby sięgać po utwory sprzed 20 lat może i zabawne, lecz czy dobre? Taką pozycją jest "Czapa, czyli śmierć na raty" Janusza Krasińskiego, której tekst nie najlepiej skonstruowany dramatycznie, pełen jest nieprawdziwych i pretensjonalnych sytuacji, sztucznych dialogów i tanich dowcipów. Tak, przyznaję otwarcie - na "Czapę" wybierałem się w wisielczym nastroju. Realizatorzy zadbali jednak o namiastkę wiarygodności. Widzowie wpędzani do palarni przez ironicznie dowcipnego strażnika przechodzą korytarzami przez kolejno zamykane kraty, aby znaleźć się w końcu na miejscu (jak się później okazuje) zbrodni. Jest nim bowiem cela więzienna, dwu-osobowa, wygodna (w krokach 6 na 6) z przenośnym stołem i żarówką zwisającą na kablu. Te szczegóły zburzyły moje zaufanie do wiarygodności scenografii, niczym szczególnym się nie wyróżniającej. Nastrój wisielczy trwał - skądinąd adekwatny do sytuacji. Później było już coraz lepiej. Reżyser przedstawienia, Marek Piestrak zrobił prawie wszystko, co mógł, żeby zbudować zgrabny, sprawny, "do oglądania" i słuchania spektakl. A aktorzy? Przede wszystkim Zbigniew Lesień - jakiego dawno nie widziałem luźny - swobodny, jak najbardziej "w roli", którą, jak mi się wydawało, sam się bawił, a wraz z nim widzowie. Talent komediowy (byle bez i przesady) tego aktora jest niekwestionowany. Nieco mniej pewny własnej wiarygodności był chyba Edwin Petrykat jako O. - gapiowaty. zamyślony. Nie wiem, czy właściwy to repertuar dla tego aktora. Różnorodności postaci dopełnił Zygmunt Bielawski - zasadniczy, dziwaczny Skazaniec, którego wprowadzenie ożywiło akcję i dialogi. Solidnie wypadli również strażnicy (Tadeusz Skorulski, Cezary Kussyk). Przyznaję zatem, że miejscami nieźle się bawiłem na tej niedługiej (i bardzo dobrze) historii dwóch skazańców, którzy odsuwając widmo szubienicy, wymyślają kolejne zbrodnie. Byleby tylko wyszukiwanie śmiesznych, zastępczych namiastek teatru nie przesłoniło celu zasadniczego W sumie ze względu na realizację - łagodny wymiar kary (czapa za pomysł).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji