Artykuły

Komedia do góry nogami

"Amatorki" w reż. Eweliny Marciniak w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

W "Amatorkach" - najnowszym spektaklu Teatru Wybrzeże - miłość zastąpiona zostaje wymianą dóbr seksualnych i materialnych. To jedno z najmocniejszych przedstawień gdańskiej sceny, dla wielu widzów pewnie nie do przyjęcia.

"Amatorki" to adaptacja powieści austriackiej noblistki Elfriede Jelinek sprzed ponad trzech dekad. Pisarka - a za nią autor adaptacji scenicznej gdańskiego spektaklu Michał Buszewicz i reżyser Ewelina Marciniak - osadzają akcję na prowincji. Spotykamy tam czwórkę młodych bohaterów, tworzących z czasem pary. 15-letnia Paula (w tej roli Katarzyna Dałek), ucząca się na krawcową, zakochuje się w przystojnym, ale brutalnym i niezbyt lotnym drwalu Erichu (Piotr Domalewski). Młoda szwaczka Brigitte (Dorota Androsz) z nadzieją planuje przyszłość swoją i swojego narzeczonego Heinza (Piotr Biedroń). Bardzo szybko wychodzą na wierzch prawdziwe motywacje bohaterów, dalekie od romantycznej wizji szczęśliwej miłości. Każda z postaci od swojego partnera czegoś pragnie. Mężczyźni szukają przede wszystkim usług seksualnych (a ich wybranki same uznają za swój główny atut ciało), na drugim miejscu prowadzenia domu. Dla kobiet ci młodzi mężczyźni są nadzieją na przyszłość - obietnicą własnego domu, samochodu, dziecka. Słowem: poczucia bezpieczeństwa.

Wymiana dóbr zamiast bliskości

Bohaterowie przedstawienia świadomi są tego, że tak naprawdę sami wystawiają się na rynek - szacują swoją "wartość" i szukają partnera najlepszego, jakiego mogą zdobyć. Bo piękne ciało czy dobra praca to inwestycja w przyszłość. Bliskość zastąpiona zostaje tu jak najkorzystniejszą wymianą dóbr seksualnych i materialnych. Nawet rodzice Pauli (Małgorzata Brajner i Krysztof Matuszewski) na wieść o jej ciąży natychmiast myślą o zamążpójściu - czy raczej "sprzedaniu" - córki. Tradycyjny podział ról społecznych staje się tu klatką, w której zamknięci zostają bohaterowie: mężczyźni "muszą" żonę utrzymywać, zapłodnić i zdradzać; kobiety nie widzą dla siebie innej przyszłości, niż rola matki i gospodyni domowej.

Rzecz tylko powierzchownie wydaje się krytyką wiejskiego prostactwa i zaściankowego sposobu myślenia. Brutalna metafora rozciąga się tu bowiem na cały świat, w którym - zdaniem artystów - pojecie miłości jest tylko kulturowym konstruktem, który ma ukryć (i po części pewnie też usprawiedliwić) niskie, egoistyczne pobudki i konkretne oczekiwania od partnera. W dodatku cała historia opowiedziana zostaje w komediowym tonie. Ale też w brutalnie komediowym: żarty są tu okrutne, często przekraczają granice dobrego smaku, poniżają bohaterów. W efekcie "Amatorki" odwracają i bezwzględnie wyszydzają schemat komedii romantycznej. Nawet ślub obu par jest tu początkiem kolejnej porcji cierpienia.

Przemoc, ale nie realistyczna

Brutalność relacji międzyludzkich w "Amatorkach" to nie tylko przemoc psychiczna, ale też fizyczna. Bohaterowie policzkują się, popychają, obnażają i kopulują ze sobą. Podobnie jak przerysowane są "komediowe" dialogi, tak i przemoc fizyczna nie jest tu realistyczna, ale zostaje ubrana w przemyślane (i niepokojąco efektowne) układy choreograficzne. To przedstawienie stanowi wielkie wyzwanie - także czysto kondycyjne - dla czwórki młodych aktorów. Sprawdzają się jednak doskonale. Sceniczna kreacja Katarzyny Dałek to uosobienie kobiety-manipulatorki, w której jednak pozostały resztki ludzkich odczuć. W przeciwieństwie od Erichu Piotra Domalewskiego, brutala żywcem wyjętego z amerykańskich filmów z lat 60. Najbardziej autoironiczną postać kreuje Piotr Biedroń (to kolejna duża rola tego aktora w Wybrzeżu). Dobrze wypada także Dorota Androsz, choć część jej gestów znamy już z wcześniejszych spektakli z jej udziałem.

Ewelina Marciniak prowadzi swój spektakl niezwykle pewnie, chwilami wręcz brawurowo, w doskonałym tempie, budując znaczenia (a czasem żarty) z najprostszymi środkami: całująca się para z uniesioną nogą kobiety "zagrać" może drzwi obrotowe, a nastrój niepokoju zbudują... skrzypiące trampki. Cała akcja przerywana jest brechtowskimi w duchu songami, świetnie wykonywanymi na żywo przez Alę Masskotkę. Praktycznie całą scenografię Marty Stoces stanowi ściana ze sztucznych paprotek i innych roślin doniczkowych (także błyskotliwie ograna przez reżyser), ironiczny żart z prowincjonalnego wystroju domu.

Obraz mocno uproszczony

Radykalnej wizji życia społecznego, konsekwentnie przedstawionej przez autorów spektaklu "Amatorki", nie można odebrać porażającej mocy. Jednak szybko zdajemy sobie sprawę, że to obraz mocno uproszczony, a sportretowani bohaterowie są irytująco jednowymiarowi. O wiele bardziej interesujące wydają się sytuacje, w których postacie poddają się swoim instynktom, odsłaniają "mroczną stronę" z odrobiną choć refleksji - tak, jak w prozie Jonathana Littela czy Michela Houellebecqa. Jednak to spektakl bardzo dobry, konsekwentny i wyrazisty, noszący wyraźne piętno autora, który świetnie wie, co i jak chce wyartykułować. Nawet jeśli jest to obraz świata, który trudno zaakceptować - ubrany na dodatek w mocną formę, którą wielu z widzów zapewne odrzuci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji