Artykuły

W dobrym towarzystwie czasem się chowamy

Domówka, potańcówka w ogrodzie, zaprzyjaźniony bar. To tam artyści czują się najbezpieczniej, tam spotykają się ze swoimi prawdziwymi przyjaciółmi - opisuje Magdalena Kuszewska na łamach miesięcznika Pani.

Ostatnia sobota września tego roku. Aktorka Roma Gąsiorowska (nagradzana m.in. za główną rolę w filmie "Ki" Leszka Dawida) odlicza godziny do premiery spektaklu w TR Warszawa. Wieczorem zagra w "Nietoperzu" w reżyserii Kornela Mundruczo. - Rozmawialiśmy z Rafałem Maćkowiakiem o tym, jak krępujące są bankiety przy okazji premier, zarówno dla aktorów, jak i dla widzów - w tym wypadku ludzi z branży - bo zawsze musi paść pytanie: jak było? - mówi Roma Gąsiorowska. - Nie wypada o tym nie porozmawiać i nie wypada nie skomplementować. Krytyka odbywa się zwykle za plecami. To wszystko opiera się na konwenansach. Na bankietach, gdzie są media, czuję się jak w zoo. Nikt tego nie rozumie - przecież na co dzień każdy mnie ogląda w spektaklu, na ekranie. Ale tam jestem za maską postaci. A czasami chcę też być sobą.

Aktor Maciej Stuhr (można go zobaczyć w "Obławie" Marcina Krzyształowicza i "Pokłosiu" Władysława Pasikowskiego) przyznaje: - Z roku na rok przy okazji oficjalnych spotkań, festiwali, premier, rautów czy ślubów mamy do czynienia z coraz większym, mówiąc życzliwie, show. Często czuję się tam jak małpa. Najgorzej, gdy wchodzi Krystyna Janda, a zdjęcia robią... Natalii Siwiec. Nie zdarzyło mi się być na bankiecie, na którym odkryłbym tajemnicę życia. Idąc tam, muszę ograniczyć swoją wolność, pozować sztywno do zdjęć i zachować całkowitą trzeźwość. Jednak statystyczny Polak wierzy w to, co widzi w rubrykach towarzyskich, jest pewny, że gwiazdy czują się w blasku fleszy jak ryba w wodzie. Panuje też pogląd, że to w kuluarach załatwia się interesy, podpisuje nieformalne kontrakty, podtrzymuje życie towarzyskie. Tymczasem większość artystów bywa, ale niechętnie.

- Współczesnych idoli kreuje się na bajkowych bohaterów, księżniczki i rycerzy. Choć są bardzo odlegli (dosłownie i w przenośni za szklanym ekranem), widzowie chętnie śledzą ich losy, bo uosabiają piękne, beztroskie życie. Większość z nas nie dopuszcza do siebie myśli, że znany aktor lubi grać w karty w podrzędnym barze - mówi socjolog dr Tomasz Sobierajska. - Zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością bywa trudne i budzi skrajne emocje. Nic dziwnego, że artyści najbezpieczniej czują się w zaufanym gronie, a odskocznią stają się zaprzyjaźnione lokale.

NA DOMÓWCE

- Wolę pogadać w domu, niż iść potańczyć. Ostatnio, gdy spotkałem się z moim przyjacielem Robertem Więckiewiczem, zawile przeanalizowaliśmy swoje jestestwa - śmieje się Maciej Stuhr. W latach 80. krakowskie mieszkanie jego rodziców stanowiło centrum życia towarzysko-artystycznego. - Stale bywali u nas Krzysztof Kieślowski, Juliusz Machulski i wielu innych, a ja siedziałem na koszu na śmieci, przysłuchując się dyskusjom, które kończyły się nad ranem - wspomina.

Zaprzyjaźniona z nim Roma Gąsiorowska mówi, że chętniej udzielała się towarzysko na mieście, kiedy nie była jeszcze popularną aktorką. -Jestem spontaniczna, więc kiedy ktoś mnie obserwuje, tracę entuzjazm i przestaję być sobą - stwierdza. Pół roku temu została mamą i także dlatego teraz spotyka się z przyjaciółmi w domu.

- Tu nie muszę udawać. Dom stał się moją ostoją. Wbrew powszechnej opinii uważam, że możliwe są przyjaźnie między aktorkami, choć zdarzają się ogromne antypatie. Do tej pory koleguję się też z paczką z liceum. Kiedy jadę czasami do rodzinnej Bydgoszczy, zdzwaniamy się i... na szczęście, nic się nie zmienia. Traktują mnie nadal jak człowieka, nie aktorkę - opowiada.

Przepis na idealną domówkę? Zdaniem operatora Jana Holoubka (wkrótce premiera filmu "Supermarket" w reż. Macieja Żaka, pracuje też przy serialu "Lekarze", wcześniej m.in. przy "Odwróconych") to: lato, ogród, dobre jedzenie, tańce i, powiedzmy, trzydzieści osób. Niekoniecznie z branży filmowej, bo Jan przyjaźni się z ludźmi, których poznał jeszcze w podstawówce i liceum. - Cenię bliskie relacje, które rodzą się na takich spotkaniach. Dzięki tym kontaktom dowiaduję się, co słychać u znajomych - opowiada. - Domówki oddają pewną prawdę o moim pokoleniu i środowisku, które znam od lat. Dojrzewamy, bierzemy śluby, rodzą się dzieci. Warto jasno powiedzieć, że prawdziwe życie jest nie na bankietach, na których ludzie bratają się nad ranem, ale w warzywniaku, w tramwaju, w domach.

Jan przyznaje, że długo obawiał się, aby nie posądzano go o to, że odcina kupony od nazwiska ojca, wybitnego aktora Gustawa Holoubka. Ponieważ pracuje po drugiej stronie kamery, nie jest szeroko rozpoznawalny. - Kiedy widzę fotoreporterów, truchleję. Mam niechęć do wywiadów, ten jest pierwszy od dawna - mówi. Od blisko dwóch lat Jan Holoubek chodzi na jam sessions. - Spotykają się tam muzycy profesjonalni i amatorzy, do których i ja się zaliczam. Gram na perkusji i obserwuję, jak tworzy się minispołeczność, która ma wspólny cel i lubi spędzać ze sobą czas. Zabawne, że poza koncertami właściwie się nie widujemy - wyznaje.

Z kolei aktor Rafał Mohr (główna rola w czarnej komedii "Trzy siostry T" Macieja Kowalewskiego, która właśnie wchodzi do kin, na co dzień aktor Och-teatru i teatru Polonia) wspomina, że po studiach aktorskich często imprezował. Jednak ten etap ma już za sobą, teraz bardziej ceni sobie wieczory przy kominku albo grilla z paczką znajomych. Wkrótce będzie mógł urządzać takie spotkania u siebie, bo kończy budowę domu pod Warszawą. Tuż po wywiadzie umówił się na scrabble z zaprzyjaźnioną parą, Beatą i Mirkiem. - Spójrz, oto dowód - aktor wyjmuje telefon komórkowy i pokazuje zdjęcia setki ułożonych słów. - Gnida, magik, rewolucja - odczytujemy ze śmiechem. Najpierw grali rekreacyjnie, teraz zaczęła się ostra rywalizacja. - Beata zwyciężyła siedem razy z rzędu i jesteśmy tym mocno poirytowani - dodaje Rafał Mohr. Jutro rano pojedzie na targ po dwie skrzynki pomidorów; które zaleje oliwą. - Przyrządzam najlepsze suszone pomidory na świecie. Mówię to z pełną odpowiedzialnością! Rozdaję słoiki moim przyjaciołom, oni rewanżują się grzybkami i dżemami. A potem to razem konsumujemy.

W MORDOBARZE

- Od kilku lat należę do zespołu artystów Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego, którzy nie tylko lubią ze sobą pracować, ale też się pobawić - opowiada Maciej Stuhr. Sporo grają poza Polską (ostatnio w Seulu). - Po długim spektaklu, a nasze trwają po kilka godzin, mimo różnicy czasu odbywamy rytualne czynności okołoartystyczne - mruga Maciej. - Idziemy mianowicie szukać "mordobaru", który spełnia dwa warunki: jest blisko hotelu i działa do późna. Najczęściej to speluna przy dworcu. Jak to możliwe, że aktorzy Nowego nie rywalizują ze sobą, tylko się przyjaźnią? - Wystarczy prześledzić listę nazwisk, aby zrozumieć, że to ludzie zrealizowani zawodowo, co nie jest regułą w innych teatrach - odpowiada Stuhr. - U nas nie ma zawiści. Chociaż chylę czoło przed talentem Andrzeja Chyry, to nie mam przy nim kompleksów. Podobnie jak Maja Ostaszewska nie ściga się z Magdą Cielecką.

Tę regułę potwierdza Roma Gąsiorowska, która też przyjaźni się z ludźmi ze swojego środowiska. Kilka lat temu założyli nawet Stowarzyszenie Twórców Sztuk Wszelkich. Zaprosili artystów z różnych dziedzin. Z aktorką Magdą Popławską i reżyserem Janem Komasą rozumieją się bez słów. Cieszą się, gdy mogą razem pracować, jak choćby z Komasą przy "Sali samobójców". On zresztą też stroni od życia celebryty. Woli skupić się na procesie twórczym, który czasem przenosi się poza plan. Jest kilka lokali w Warszawie, gdzie zawsze można spotkać artystów. Ale trzeba odróżnić snobistyczne okolice placu Trzech Krzyży i Nowego Światu, obsadzone przez paparazzich czyhających na Kubę Wojewódzkiego w lamborghini, od zwyczajnych barów. Te drugie, częstokroć ukryte w bramach i zaułkach, pełnią niejako role schronów. Lubiana jest zwłaszcza "Regeneracja", gdzie na nieformalnych spotkaniach bywają ekipy Nowego Teatru, Polonii, Och-teatru, Narodowego.

Co jednak mają zrobić ci spragnieni życia towarzyskiego po kilkunastu godzinach na planie, gdy nawet "mordobary" są zamknięte? - Zależy, czy film powstaje "w bazie", czyli miejscu zamieszkania, czy jest wyjazdowy. W tym drugim przypadku jest znacznie ciekawiej - przekonuje Maciej Stuhr. - Ostatnio zdarzyło się tak przy "Obławie". Jest taka scena, gdy mój bohater ucieka z niewoli. Na papierze nie wzbudziła moich podejrzeń. Wypijając poprzedniego wieczoru w hotelu niezmierzoną ilość "herbaty", nie wziąłem pod uwagę dwóch rzeczy: że film jest realizowany w wysokich górach i że goni mnie Marcin Dorociński, który w tym czasie trenował triatlon - śmieje się aktor. - "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego powstawało już na miejscu. Z pożytkiem dla wątroby oraz domowników - dodaje. - Plan poza Warszawą oznacza rzeczywiście ostre balangi, to niepisany zwyczaj - mówi Jan Holoubek. - Ekipa imprezuje w hotelowych pokojach i na korytarzach albo w barach. Na wyjazdach zdrowy rozsądek umiera. Jednak rano, co by się nie działo, wszyscy solidarnie zjawiamy się na planie.

W GARDEROBIE

Maria Seweryn (dyrektor i aktorka Och-teatru, debiutowała w filmie "Kolejność uczuć" Radosława Piwowarskiego) miała zwyczaj nazywać swoich znajomych przyjaciółmi, dopóki ojciec Andrzej Seweryn (aktor i szef Teatru Polskiego), nie zwrócił jej uwagi: "Przyjaciel to ten, który odda ci ostatnią koszulę. Nie szafuj tym słowem!". Przekonała się, na kogo może liczyć, gdy zaczęła kierować teatrem, który zawładnął jej życiem. Została tylko garstka najbliższych osób. - Teraz każdy pędzi do swoich spraw, na plan reklamy, serialu. Wciąż brakuje czasu, doba jest za krótka. A kiedyś żyło się wolniej, panowały inne zwyczaje. Po przedstawieniu gadało się do świtu. Staramy się reanimować ten zwyczaj - mówi Maria Seweryn. - Uwielbiam moment, gdy w garderobie przed spektaklem "Pocztówki z Europy" zgodnie zasiadają cztery pokolenia kobiet: Dorota Pomykała, Magdalena Zawadzka, Wiesława Mazurkiewicz i ja. Szykujemy się i rozmawiamy... Mama (Krystyna Janda, która wyreżyserowała sztukę) zaprosiła aktorów o podobnej wrażliwości i poczuciu humoru. Nawiasem mówiąc, to niezwykły tekst. Historia pewnej rodziny, ale również rzecz o syndromie wyparcia w konwencji tragifarsy. Jak w życiu.

Ostatnio Maria przeżywała pierwszy wyjazd na kolonie młodszej córki, Jadzi. - Prosiła, abym ją stamtąd zabrała. Czułam, że nie mogę się złamać. Kiedy się do tego przyznałam, starsze koleżanki aktorki otoczyły mnie natychmiast ciepłem i udzieliły dobrych rad - wspomina. Magdalena Zawadzka przytoczyła anegdotę o tym, jak kiedyś wyjechał na kolonie jej syn Jan Holoubek. Po paru dniach do drzwi rodziców zapukał nieznajomy człowiek, gospodarz, oznajmiając, że przywozi do Warszawy ziemniaki ze wsi, w której na koloniach przebywa Jaś. Chłopiec podał adres rodziców i poprosił, aby przekazać, że wszystko w porządku, "ale kiedy skończą się te kolonie?". - Za parę minut miałyśmy wyjść na scenę, a ja dusiłam się ze śmiechu. Problem zniknął - opowiada Maria Seweryn.

Rafał Mohr, który występuje w Och--teatrze i Polonii, też docenia rozmowy prowadzone w garderobie. Zwłaszcza przed "Weekendem z R." (gdzie gra m.in. z reżyserką spektaklu Krystyną Jandą, Piotrem Machalicą i Cezarym Żakiem). - Zjawiamy się wcześniej, ktoś przynosi ciasto, ktoś bombonierkę, pijemy kawę, palimy papierosy i dyskutujemy. Wierz mi, omawiamy przeróżne tematy, od seksu aż po śmierć - mówi Mohr. - W tym środowisku trzeba uważać, by nie odlecieć - dodaje Maria Seweryn. - Nie zdystansować się od normalnego życia, ludzi. To dla nich pracujemy. Aktorka uwielbia prowadzić rozmowy ze sprzedawczynią pobliskiego warzywniaka. - Odkryłam, że mamy podobne kłopoty emocjonalne, ale ona patrzy na nie z zupełnie innej perspektywy! I to jest szalenie odświeżające - mówi Maria Seweryn.

U AKTORÓW

Jan Holoubek: - Kiedyś znajomy ojca opowiedział mi o nim anegdotę. Jak wsiadał do taksówki, a kierowca pytał: "Panie Gustawie, gdzie pan życzy: radio, telewizja, teatr?", ojciec odpowiadał: "Wszystko jedno, wszędzie mnie potrzebują". A prowadził jeszcze bujne życie kawiarniane! Myślę, że to się wiąże z innym, przedwojennym jeszcze stylem życia, a nie z brakiem czasu, na który narzekają dzisiaj artyści. Mimowolnie byłem obserwatorem tego, jak mój ojciec pielęgnował codzienne spotkania w warszawskich kawiarniach Czytelniku czy u Bliklego. Teraz już nie ma takich tradycji - dodaje. Dziś w tym pierwszym lokalu nad pustym stolikiem wisi zdjęcie wybitnego aktora.

Dzieci, które wychowały się w rodzinach artystycznych, mają potrzebę kontynuowania tego specyficznego stylu życia - potwierdza Maria Seweryn. Przypomina sobie wspólne wakacje z Maćkiem Stuhrem w czasach, kiedy ich rodzice jeździli po Włoszech z przedstawieniem "Bal manekinów" Brunona Jasieńskiego.

- Spaliśmy w restauracji na krzesłach albo pod stołami, a oni godzinami rozprawiali, budząc nas nad ranem. Kiedy ostatnio moja młodsza córka Jadzia zasnęła na kanapie w Antrakt Cafe przy Teatrze Narodowym, poczułam, że tak ma być - opowiada.

W jej kawiarence przy Och-teatrze czasami można być świadkiem niecodziennych zachowań, kiedy z próby wypada przejęty reżyser i krzyczy: "Zaraz zwariuję!". - Uwielbiam te chwile - mówi Maria Seweryn. Ostatnio razem z przyjacielem Rafałem Mohrem zainaugurowali wypady do miejsca równie legendarnego jak Czytelnik - SPATiF-u, dziś działającego pod szyldem U Aktorów. - Wspaniale byłoby przywrócić tradycję bywania w tym miejscu nie tylko ze względu na historię i szacunek do tego lokalu, ale też dlatego, że SPATiF chce, żebyśmy przychodzili - mówi Maria. - Pozwalają nam nawet palić! Mamy poczucie, że jesteśmy tutaj bezpieczni, nic nam nie grozi. Nawet jeśli któryś aktor się upije, to przecież jest u siebie...

- Owszem, pijemy wódkę - śmieje się Rafał Mohr, który opisuje tutejszą atmosferę jako "artystyczno-przyjacielską". - Ale nawiązujemy do dawnej tradycji z rozsądkiem. To już nie te czasy, co kiedyś - w latach PRL-u artyści zostawali do rana. Dziś SPATiF jest zamykany o północy.

Mimo to aktorzy przyjeżdżają tu na imprezy po premierach. Ostatnio Krystyna Janda przekazała w księdze gości gratulacje właścicielom. Jest też wpis starych bywalców, reżyserów Romana Polańskiego i Jerzego Skolimowskiego: "To już nie te czasy, kiedy Hłasko przychodził tutaj z siekierą, ale nadal przyjemnie". "Myśmy tam się chowali przed komuną, to była nasza enklawa", powiedziała kiedyś o SPATiF-ie aktorka Zofia Czerwińska. Dziś artyści też się chowają. Przed wścibskimi obiektywami fotoreporterów.

MACIEJ STUHR, aktor, można go teraz obejrzeć w filmach "Obława" Marcina Krzyształowicza i "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego.

ROMA GĄSIOROWSKA, aktorka, zagrała m.in. w głośnym filmie "Sala samobójców" (reż. Jan Komasa), na festiwalu w Gdyni w 2011 r. zdobyła nagrodę za pierwszoplanową rolę kobiecą w "Ki" (reż. Leszek Dawid).

JAN HOLOUBEK, operator filmowy, m.in. w serialach "Odwróceni", "Lekarze".

RAFAŁ MOHR, aktor, gra główną rolę w filmie "Trzy siostry T" (rei. Maciej Kowalewski), występuje w serialu "Głęboka woda", który zdobył prestiżową nagrodę Prix Italia 2012. "herbaty", nie wzi

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji