Artykuły

Na początek warto mieć pomysł

- Jesteśmy naładowani energią, ale też bardzo lubimy współpracować z ludźmi, którym na czymś zależy. Jeśli spotka się takich na swojej drodze, jest gwarancja, że uda się zrealizować nawet najbardziej szalony pomysł- rozmowa z KUBĄ ABRAHAMOWICZEM i TOMASZEM LORKIEM - twórcami Teatru Inspiracji, aktorami bielskiego Teatru Polskiego.

Henryka Wach-Malicka: Jesteście panowie aktorami Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, ale niespokojne z was duchy, bo mimo wielu ról na macierzystej scenie, bez przerwy coś jeszcze organizujecie, gdzieś działacie i skupiacie wokół siebie innych ludzi...

- To prawda, jesteśmy naładowani energią, ale też bardzo lubimy współpracować z ludźmi, którym na czymś zależy. Jeśli spotka się takich na swojej drodze, jest gwarancja, że uda się zrealizować nawet najbardziej szalony pomysł. No, prawie każdy.

W zapisie naszej rozmowy nie precyzuję, co który z was mówi, bo właściwe mówicie jednym głosem; i w sprawach artystycznych, i organizacyjnych.

- To nie oznacza, że nie różnimy się w szczegółach, ale rzeczywiście - w tzw. pryncypiach nie ma między nami sporu.

Wspólnie z Grażyną Bułką, także aktorką, założyliście

więc Teatr Inspiracji, w którym realizujecie swoje - nie bójmy się tego słowa - marzenia. Te o reżyserii udało się panom spełnić w spektaklu pt. "Flirt". Nie byłoby w tym nieszczególnego, gdyby nie fakt, że przygotowaliście ten bardzo udany wieczór piosenek francuskich z grupą członków zespołu "Śląsk".

- Dziś możemy już chyba powiedzieć - z grupą przyjaciół z zespołu Śląsk", bo ta "robota "bardzo nas zbliżyła, nawet na gruncie prywatnym. Ale początki nie były łatwe, choć obydwie strony wykazywały mnóstwo zapału. Powoli, w dyskusjach, uczyliśmy się jednak wzajemnych ustępstw. Problemów było sporo, choćby to, że nasi (chyba możemy tak powiedzieć - nasi) wykonawcy są doskonale wykształceni muzycznie, ale przygotowani do innego, bo klasycznego, rodzaju śpiewu. W dodatku na co dzień wykonują bardzo specyficzny, folklorystyczny repertuar, a nam chodziło o kameralną, aktorską interpretację tekstów piosenek, świetnie zresztą przełożonych na język polski, przede wszystkim przez Wojciecha Młynarskiego. Wiemy, że nie było im łatwo przestawić się na nasze wymagania i realizować nasze wskazówki, ale ponieważ my też szliśmy na kompromisy, to tuż przed premierą osiągnęliśmy takie fajne, koleżeńskie porozumienie.

Ćwiczyliście w Koszęcinie?

- Tak. I mieliśmy tam świetne warunki. Dyrektor "Śląska" Zbigniew Cierniak zrobił wiele, żeby ułatwić pracę. I nam, i członkom swojego zespołu, którzy odważyli się zaryzykować, bo to jednak było ryzyko, występować w tak nietypowym przedsięwzięciu. Choć logistycznie nie było łatwo. Zespół często wyjeżdża na koncerty, my też byliśmy zajęci, próby odbywały się nieregularnie, trochę na zasadzie "pospolitego ruszenia". Wszystkim jednak chciało się dotrzeć do finału i dotarliśmy! Mamy nadzieję pokazać teraz ten spektakl szerszej publiczności.

Tym bardziej że wypełniają go piosenki o wyjątkowej urodzie muzycznej...

- ...i stwarzające ogromne pole do interpretacji, a coraz mniej w Polsce znane. Jesteśmy miłośnikami piosenki francuskiej, to był nasz świadomy wybór, przyjęty przez wykonawców z pełną akceptacją.

Jeszcze nie nacieszyliście się udaną premierą "Flirtu", a już przygotowujecie kolejny projekt. Myślę o konkursie "Teatr na poziomie", czyli pomysłach na przedsięwzięcia artystyczne w zabrzańskim Guido.

- Było nam bardzo miło, gdy jako Teatr Inspiracji otrzymaliśmy zaproszenie do zgłoszenia własnych inicjatyw w tym konkursie. Takie miejsce, jak Zabytkowa Kopalnia Węgla Kamiennego Guido, działa na wyobraźnię. I sprzyja temu, co dla nas istotne - poszukiwaniu nowych jakości w sztuce. Zgłosiliśmy trzy projekty; każdy związany z tym konkretnym miejscem, ale też na swój sposób uniwersalny. Pierwszy to przedstawienie "Lubański i reszta", w którym opowiemy o wielkim sportowym sukcesie piłkarzy Górnika Zabrze w finale Pucharu Zdobywców Pucharów.

Moje pokolenie do dziś wspomina ten triumf.

- Bo to była nie tylko satysfakcja dla kibiców piłkarskich, ale

chyba dla całego społeczeństwa. Nawiasem mówiąc, chcemy oddać w tej sztuce atmosferę PRL-u, dla wielu młodych ludzi znaną przecież tylko z przekazów rodziców.

Kolejny tytuł też się "kojarzy"; przynajmniej wtajemniczonym miłośnikom literatury.

- Tak, "Ulica Piekarska". To taka epicka opowieść o nieistniejącej już dziś ulicy w dawnym Hindenburgu, na której urodził się jeden z najbardziej znanych śląskich artystów Horst Eckert - znany jako Janosch. Poetycka, wzruszająca i pełna nostalgii historia o świecie, który przeminął, o ludziach, którzy odeszli, i familokach, które kilka lat temu zostały wyburzone do ostatniej cegły.

Dla przeciwwagi, trzeci projekt, związany z tą nietypową przestrzenią artystycznych prezentacji, zapowiada się dość awangardowe..

- Chodzi nam po głowie spektakl pod nieco enigmatycznym tytułem "11". Nie padłoby w nim ani jedno słowo, bo to multikulturalne przedsięwzięcie, łączące aktorstwo, taniec, muzykę i wizualizacje w spójną, industrialną historię.

Zatem: życzę powodzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji