Artykuły

Miłość i gniew, czyli nic nowego w teatrze

[bez daty]

Miniona niedziela stała się okazją do zaprezentowania kaliskiej widowni kolejnej, trzeciej już premiery za panowania nowego dyrektora - Jana Buchwalda.

Tym razem ponownie sam dyrektor wcielił się w rolę reżysera dając jednak szansę Jakubowi Ulewi-czowi, który mu przy tym asystował.

Po miłosnym tarzaniu się na scenie w "Ich czworo" i morderczych zamiarach Klary Zachanazian w "Wizycie Starszej Pani" przyszła kolej na sztukę Johna Osborne'a "Miłość i gniew". Czemu akurat tę sztukę wybrano trudno dociekać, w każdym bądź razie niewiele z obiecywanej przez dyrektora przekrojowości można na kaliskiej scenie podziwiać.

"Miłość i gniew" to sztuka mająca się podobno odnosić do rzeczywistości i rozdzieranej uczuciami współczesnej młodzieży. Jednak mimo że w sztuce grają autentycznie młodzi aktorzy trudno tutaj mówić o sukcesie w tworzeniu odniesień do współczesnej młodzieży.

Po obejrzeniu tegoż spektaklu trzeba wyrazić niestety smutną opinię, że jeżeli ktoś ma przyciągnąć widzów na tę sztukę do teatru to może być to jedynie Dariusz Kordek, który wcielił się w postać Jimmiego Portera - młodego zbuntowanego i rozdzieranego uczuciami człowieka. Nie można powiedzieć, żeby buntowanie się na scenie wychodziło Dariuszowi Kordkowi źle, jedyny zarzut jaki można mu postawić, to to, że nie wiadomo jakie są motywy jego buntu, a chyba właśnie o to powinno reżyserowi chodzić?

Przekonywująca jest natomiast postać Cliffa Lewisa, granego przez Jakuba Ulewicza, pokazującego nie pierwszy już raz, że jego obecność w kaliskim teatrze nie jest przypadkowa.

Na scenie można było również oglądać grę Agnieszki Dzięcielskiej (Alison Porter) i Moniki Szalaty (Helena Charles) oraz Warszosława Kmity (Pułkownik Redfern). Grze tej trójki aktorów nie można wiele zarzucić, z wyjątkiem tego, że co niektórzy chyba zbyt często pojawiają się "w rolach głównych".

Z żalem trzeba przyznać, że scenografia też nie stanowiła żadnej rewelacji, ot zwykły pokój, który równie dobrze mogłaby zastąpić pusta scena.

Ogólnie rzecz biorąc sztuka raczej słaba, choć z ciekawości warto ją obejrzeć, bo być może co niektórzy występujący w tym spektaklu aktorzy się poprawią i przynajmniej pozbędą pomyłek w wymowie swoich kwestii.

Jeśli ktoś nie opuści widowni w ciągu pierwszych piętnastu (nudnych) minut gry, ten prawie na pewno dotrwa do finału.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji