Artykuły

O miłość i gniew

"Miłość i gniew" Johna Osborne'a w kaliskim teatrze kończy się bardzo ładną sceną Jimmy i Alison oświetleni górnym, punktowym światłem, stoją wtuleni w siebie pośrodku pustego, ciemnego pokoju. Nie mówią już nic, bo i tak powiedzieli sobie zbyt wiele. Słychać tylko muzykę, która z wolna cichnie, a niezwykła para kochanków pogrąża się w ciemności.

Taki obraz pozostaje w pamięci długo, zwłaszcza wtedy, gdy poprzedziły go gwałtowne wybuchy gniewu, nienawiści, eksplodującej agresji. Niestety, premierowa publiczność na niedzielnym spektaklu nie zastygła w bezruchu, we wzruszeniu, jakie winno wywołać tych dwoje bezradnych, zagubionych i kochających się ludzi. Finałową scenę przerwały przedwczesne brawa, które - rzecz jasna - były nagrodą za trud młodych aktorów, ale dowiodły także, ze nie wszystko się udało, że twórcy spektaklu nie zdołali pokierować emocjami, i własnymi, i publiczności.

Pierwsze "zderzenie z widownią" - jak mawia reżyser i dyrektor teatru, Jan Buchwald - pokazało, że wiele jeszcze można poprawić w tym, pomyślanym w sposób ciekawy, przedstawieniu.

Niewątpliwie, jednym z najistotniejszych walorów kaliskiej inscenizacji jest aktualizacja dramatu Osborne'a, przeprowadzona w sposób bardzo taktowny. Bohaterowie noszą współczesne ubrania, luźne, wygodne koszule, koszulki i kamizelki. Pułkownik Redfern - dobra rola Warszosława Kmity - pojawia się w bardzo eleganckim płaszczu, zupełnie takim, jaki widziałem na wystawie jednego z kaliskich sklepów. Tylko dżinsowa, długa spódnica Alison przygotowującej się do wyjścia, wygląda trochę jak wyciągnięta z dolnej szuflady szafy z ubraniami starszej kuzynki. Pokój Porterów na poddaszu, pełniący jednocześnie rolę sypialni, kuchni i jadalni - zatopiony w ciepłych kolorach brązu i beżu - też wyposażono w drobiazgi używane współcześnie. Kobiety prasują żelazkiem o nowoczesnym kształcie, a bohaterowie piją herbatę z kolorowych kubeczków, jakich pełno ostatnio w sklepach. Na ścianie przyklejony pospiesznie, już na oczach premierowej widowni, plakat zespołu "Nirvana".

Drobne korekty poczyniono w tekście, z którego usunięto fragmenty mówiące o różnicach klasowych w Anglii lat pięćdziesiątych. Jimmy rozpamiętuje doświadczenia pokolenia lat 7O. i 80., podczas gdy u Osborne'a mówi się o latach 50.

Wszystkie te drobiazgi mają przybliżyć scenę widowni, uczynić z "Miłości i gniewu" sztukę uniwersalną, a problemy poruszane przez nią - bardzo aktualnymi i czytelnymi dla publiczności, którą - jak można się spodziewać - będą stanowili głównie młodzi ludzie, rówieśnicy bohaterów.

Jeśli zaś ktoś zechciałby poznać historyczny kontekst dramatu i twórczości Osborne'a może sięgnąć do programu przedstawienia, gdzie w sposób dość obszerny mówi się o "Miłości i gniewie" oraz twórcy tej sztuki, wymieniając ponadto ważniejsze polskie inscenizacje. W zestawieniu zabrakło jednak bardzo ciekawej realizacji dramatu Osborne'a dokonanej ostatnio w Teatrze Powszechnym w Warszawie przez studentów IV roku warszawskiej PWST, pod okiem Mariusza Benoit.

Tyle o walorach kaliskiego spektaklu, który opowiada historię kilkorga młodych ludzi, trochę zagubionych w otaczającej ich rzeczywistości, pogubionych w swoich uczuciach, bezradnych - jak duże dzieci - wobec emocji. Projektując takie postaci, dramat Osbome'a dostarcza bardzo ciekawego, ale i bardzo trudnego materiału aktorskiego młodym wykonawcom.

Osobą, która musi dać z siebie najwięcej jest - oczywiście - Jimmy, grany przez Dariusza Kordka. Postać, która pod grubą zbroją, ukutą z agresji, prowokacyjnych póz i wulgarności, skrywa wrażliwość, miłość, delikatność, ból, cierpienie i rozgoryczenie do świata. W premierowym przedstawieniu Dariuszowi Kordkowi, trochę jakby onieśmielonemu i usztywnionemu, nie udało się wydobyć wszystkich subtelnych odcieni granej przez siebie postaci. Widzimy więc Jimmy'ego sympatycznego poprzez fizjonomię aktora, ale jednocześnie agresywnego, zaczepnego, znudzonego, atakującego i w każdej chwili gotowego na wygłup. Temu Jimmy'emu jesteśmy jeszcze w stanie uwierzyć. Gorzej, gdy musimy zrozumieć, dlaczego tak ważna była dla niego śmierć ojca, gdy chcielibyśmy wiedzieć, co naprawdę czuje, gdy traci wszystkie najbliższe mu osoby, gdy mówi o swej -miłości i nienawiści. Bo słowa - nie załatwią tutaj wszystkiego.

Nie do końca wierzymy także Helenie, granej przez Monikę Szalaty, z początku statecznej, potem porzucającej krępujące normy; by wreszcie zostawić człowieka, którego wydaje się kochać i usunąć się w cień. Jakie są powody tych decyzji i kim tak naprawdę jest Helena - głupią dziewczyną w kostiumie dobrze wychowanej panienki, czy panną z zasadami, która nagle postanowiła uwolnić się od schematów i odmienić swoje życie?

Nieco inna jest Alison, w wykonaniu Agnieszki Dziecięlskiej. Milcząca, raz po raz promieniejąca szczerym uśmiechem przy boku Cliffa lub w ramionach Jimmy'ego. Przede wszystkim jednak jest zmęczona, strasznie zmęczona życiem, co widać już od pierwszej sceny. Gdy wciela się w rolę matki, która utraciła dziecko, czuć wyraźnie, że tłumi w sobie jeszcze wielkie emocje, których nie chce uzewnętrznić, być może ze szkodą dla końcówki przedstawienia. I wreszcie Cliff - miły, serdeczny, choć bardzo zakompleksiony chłopak, od początku przekonuje do siebie publiczność. Kreujący tę postać Jakub Ulewicz posługuje się wypróbowanymi przez siebie środkami. W chwilach emocjonalnego napięcia z trudem atrykułuje słowa, często mrugając oczami. Gdy mówi, że kocha swoich przyjaciół - przekonuje emanującą prawdą, a gdy snuje plany na przyszłość, publiczność chce, żeby mu się udało.

Obserwując poszczególne postaci i ich wzajemne relacje trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że sytuacje dramaturgiczne zostały zaledwie naszkicowane, połączone delikatnym ściegiem. Nasycenie ich żarliwością, miłością i gniewem oraz uczynienie wyrazistymi - to zadanie na nadchodzące teatralne wieczory.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji