Artykuły

Słowa k**** musi być tak powiedziane, żeby nie było go słychać

- Jak mi Goliński powiedział, że mam "twarz jak dupcia niemowlęcia. Nic na niej nie ma" to mnie przeraził. Ta moja twarz z tą nieamancką delikatnością. Jakąś bliznę chciałem skołować, żeby mnie ktoś podrapał czy coś... - mówi nam MARIAN DZIĘDZIEL, jeden z najpopularniejszych polskich aktorów. Na ekrany weszły z nim dwa filmy: "Supermarket" i "Piąta pora roku". W styczniu będzie mogli go zobaczyć w "Drogówce", najnowszym filmie Wojtka Smarzowskiego.

Damian Piwowarczyk: "Charakter diabła, a twarz jak dupcia niemowlęcia. Nic na niej nie ma". Co Pan wtedy pomyślał, gdy Pan to usłyszał od Jerzego Golińskiego podczas studiów na PWST?

Marian Dziędziel, aktor - odtwórca jednej z głównych ról m.in. w "Weselu" i "Domu złym": Tak mnie wtedy przeraził, że mnie nie będzie obsadzał to był świetny reżyser, który naprawdę opiekował się aktorami. Już nie żyje, biedny facet Ta moja gładka twarz z tą wewnętrzną siłą czy nieamancką delikatnością nie pasowała mu do ról. Ani jednej zmarszczki nie było na tej twarzy. Jak mi to powiedział to ja jakąś bliznę chciałem skołować, żeby mnie podrapał ktoś czy coś. Ale po jakimś czasie zrozumiałem w czym tkwi rzecz. I dobrze, że było tak jak było i potoczyło się wszystko tak jak się potoczyło.

Pan świetnie opanował trudną sztukę przeklinania na tym PWST. W polskim kinie nieliczni robią to z takim wdziękiem.

(śmiech) - Jak chcesz przeklinać to na pewno nie będziesz przeklinał. To jest truizm, ale podstawa. Słowo "kurwa" musi być tak powiedziane, jakby go nie było.

No faktycznie, teraz nie było..

- Jeśli będę cały napięty, w emocjach...Jeżeli napnę się po to, żeby wypowiedzieć przekleństwo, to nic z tego nie wyjdzie. No mnie jakoś to faktycznie wychodzi. Na przykład "Jebał go pies i cztery suki pederastki".

Nie drażni Pana, kiedy pisze się o pańskim późnym debiucie? Przez 40 lat grał Pan w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, jednej z najlepszych scen w Polsce.

- Koło uszu mi to idzie. Przyjmuję to ze spokojem. W teatrze grywałem przecież wtedy dosyć sporo, zagrałem w paru filmach fabularnych w tamtym czasie, również w paru serialach ciekawych. Debiutowałem 45 lat temu w "Stawce większej niż życie", to był mój pierwszy film. Zagrałem jakąś tam niewielką rólkę, no ale zagrałem.

Jak to było z tą pana nauką polskiego? Naprawdę to był warunek przyjęcia na studia aktorskie ?

- Wszystkim się wydaje, że jak zdawałem do szkoły aktorskiej to mówiłem "Pawła i Gawła" tak jak tym w śląskim wierszyku "Uwe a Willi". Nie, to tak nie było. Jeżeli człowiek powie, że musiałem się nauczyć mówić po polsku, czyli mówić prawidłowo po prostu, to najlepiej się chwycić, tego że w ogóle po polsku nie mówiłem. Warunkiem była poprawa akcentu, żebym nie pochylał samogłosek. Te wszystkie śląskie pochylenia trzeba było wyprostować.

Ile to panu zajęło?

- Dobre pół roku, no może do roku.

Pan żałuje, że Pan nie odszedł ze Słowackiego do filmu wcześniej?

- Nie, broń panie boże. Cały czas tam było coś do grania. Był taki okres, że zaczęły się fajne propozycje filmowe, a ja grałem w siedmiu sztukach, czyli grałem prawie codziennie. Miałem taki czas, że grałem 29 spektakli w miesiącu.

Podobno aktor się zaczyna, wtedy kiedy się kończy. Tak twierdzi przynajmniej Nowicki, według którego z wiekiem zyskuje się siłę wyrazu. Zgadza się Pan?

- Ładnie powiedziane. Rozbawiło mnie to, ale coś w tym jest rzeczywiście. Im więcej przeżyjesz tym więcej możesz sprzedać. To jest jak z tą opowieścią o Bergmanie, który się żalił mówiąc: mam świetnych aktorów, ale cóż z tego. Dorobili się twarzy, a stracili pamięć (pan Dziędziel wykonuje popularny gest symbolizujący intensywne raczenie się alkoholem). Wie Pan, dorobili się twarzy, a stracili pamięć. To jest trochę na tej zasadzie: dochodzi się do pewnego momentu, potem funkcjonuje coś innego. Tu jest ten bagaż, którym można coś powiedzieć, sprzedać coś. A tu zaczyna skleroza i miałkość mózgu funkcjonować.

W Pana najpopularniejszych filmach gra Pan postacie mało sympatyczne. Skąd w takim razie tak wielka sympatia dla Pana? Tylko proszę nie zaprzeczać.

- Staram się, żeby nic co ludzkie nie było mi obce. Żeby widz wiedział, że mogłem się z tym zetknąć, a jeśli się z tym nie zetknąłem to na pewno to rozumiem i jestem w stanie to przekazać. Jak mam dobrą rolę, jest fajny reżyser, który wie czego chce to jest fantastyczna robota i nadzieja na dobry efekt.

A te postacie?

- Wojnar z "Wesela" sympatyczny facet, tylko głupi jak szafa. Typowy facet z naszego grajdołka. Zastaw się, a postaw się. Za wszelką cenę chciał się pokazać, popisać. Popełnione błędy powodują następne.

A Dziabas z "Domu złego"?

- Normalny, kochliwy człowiek, który w życiu stracił żonę, został sam z synem, z którym nie mógł sobie dać rady. Szukał dla siebie odpowiedniej kobiety, która pomogłaby mu wychować syna. Wychował go nie najlepiej, rozpieścił go, chciał dla niego wszystko. On dla syna żyje.

Ależ Pan ich broni!

- Każdej postaci trzeba bronić.

Tyle się mówi, że jest Pan aktorem Wojtka Smarzowskiego. A kim on jest dla Pana?

- Zawodowo jest mistrzem. Ale jest też wielkim przyjacielem. Na planie nie ma żadnych spięć, z nim się krótko rozmawia, są krótkie odpowiedzi. Zawsze rzuca jakąś krótką refleksję, jest bardzo precyzyjny. Jeżeli coś go zaintryguje mówi: "Daj mi pięć minut". Po pięciu minutach przychodzi i mówi nie lub tak, to się nie sprawdza, wróć do tamtego.

Pan, aktor dojrzały, cieszy się popularnością wśród młodych. A co "Piąta pora roku" może powiedzieć tej części publiczności?

- Niech młodzi popatrzą na to, jak ludzie zachowują się między sobą. Może zrozumieją na czym polega prawdziwa miłość. Ile zachodu, poświęcenia we wzajemnych relacjach jest potrzebne, żeby doznać i doświadczyć prawdziwej miłość. Trzeba patrzeć, myśleć. Ludzie chodzą do kina, jedzą chrupki, te popcorny, a na komediach można się bardzo dużo nauczyć. Takie molierowskie, szekspirowskie. One wszystkie, owszem, bawią, ale jednocześnie uczą. Oczywiście tego filmu nie porównuje do tych dzieł, natomiast to jest rozrywka, ale niech dla ludzi będzie też jakimś spojrzeniem na życie swoich ojców, dziadków, na ich prawa. Niech coś wyniosą dla siebie.

Niech będzie. Jednak Pana zapytam. Jest pan aktorsko spełniony?

- A dajże Pan spokój! Dopiero co zacząłem grać i spełniony! Chcę grać fajne role. Ale spełniony...?

* Marian Dziędziel - aktor filmowy i teatralny. Przez wiele lat związany z Teatrem Słowackiego w Krakowie. Słynął z wyrazistych ról drugoplanowych, od kilku lat jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów. Regularnie współpracuje m.in. z Wojciechem Smarzowskim, u którego grał w "Weselu", "Domu złym" czy "Róży".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji