Artykuły

Dziesięć losów

Słobodzianek nie jest niewolnikiem historii, nie napisał dramatu dokumentalnego, ale udało mu się - przy zachowaniu historycznej wiarygodności - przenieść opowieść na poziom powszechnie rozumianej przypowieści - - o "Naszej klasie" Tadeusza Słobodzianka w Divadlo Komedie w Pradze pisze Josef Chuchma w Dnes.

"Nasza klasa" to dobry występ nowego Divadlo Komedie

Josef Chuchma, Dnes, 22. grudnia 2012

Obecni zarządcy praskiego teatru Divadlo Komedie, grupa Divadlo Company.cz, mają wprawdzie w tym budynku swoją siedzibę od początku sezonu, ale pierwszą premierę przygotowali na zakończenie roku kalendarzowego. Dotychczas w repertuarze były wyłącznie przedstawienia z poprzedniej siedziby. Tą właściwą premierą jest sztuka Tadeusza Słobodzianka "Nasza klasa". Dziś w sumie można tu obejrzeć jedne z najciekawszych spektakli w Pradze. Dušan D. Pařízek dzięki swojemu niemieckiemu wykształceniu (był synem emigranta) ciągnął poprzednią kadencję Divadlo Komedie w stronę obszaru niemieckojęzycznego. Założycielka i dyrektorka Company.cz Eva Bergerova studiowała reżyserię teatralną w Warszawie i ciągnie ją do polskiej kultury. Sztukę "Nasza klasa" polskiego dramatopisarza Tadeusza Słobodzianka przełożyła na czeski i zajęła się dramaturgią spektaklu. Reżyseruje Jan Novotný, stały współpracownik Teatru Narodowego.

Dziesięć losów

Sztuka "Nasza klasa" została opublikowana w 2008 roku, jako pierwszy polski dramat zdobyła prestiżową Nagrodę Nike, która jest, powiedzmy, wspanialszym wariantem naszej Magnesie Litera. Światowa premiera "Naszej klasy" odbyła się w Londynie we wrześniu 2009 roku, polska premiera w październiku 2010 roku. Tematem "Naszej klasy" są wydarzenia w miasteczku Jedwabne w północno-wschodniej Polsce, z 10 lipca 1941 roku, kiedy Polacy zamordowali - głównie spalili - kilkuset żydowskich współobywateli. W Polsce to długo był temat tabu, a kiedy wolność umożliwiła obnażenie prawdy, był to temat gorąco dyskutowany. W dużym przybliżeniu możemy tę sytuację porównać do zabijania niemieckich cywili przez Czechów po zakończeniu wojny. Tu również nie ma szczególnej woli do podjęcia tematu i wzięcia na siebie, choćby hipotetycznej, winy.

Słobodzianek zbudował opowieść wokół dziesięciu uczniów ze szkoły w Jedwabnem, Polaków i Żydów, roczniki 1918-1920, którzy wpadają w wir historii, i każdy z nich w tym młynie, postępuje inaczej. Ktoś zginie w czasie wojny, inny zrobi karierę w każdym systemie. Ktoś emigruje, inni zostają w Polsce. Akcja sztuki rozpoczyna się w latach dwudziestych i trwa po współczesność. Rozdział wspólnego życia uczniów i ich rodzin nastąpił w 1939 roku., kiedy tą część Polski okupowali Sowieci i wprowadzali swoje porządki - zamykanie ludzi w jakiś sposób dla nich niewygodnych, znikanie ludzi aresztowanych. Latem 1941 roku, kiedy Niemcy wyruszyli podbić wschód, Polacy nie pozwolili nowym okupantom dwa razy dać się namawiać i przeprowadzili dziką likwidację Żydów. Słobodzianek nie ocenia, nie moralizuje, ale przeplata losy, pozwala postaciom zderzać się ze sobą i pokazuje, jakim wyzwaniem było zachowanie godności i jak wojenna przeszłość ciągnie się za bohaterami. Słobodzianek nie jest niewolnikiem historii, nie napisał dramatu dokumentalnego, ale udało mu się - przy zachowaniu historycznej wiarygodności - przenieść opowieść na poziom powszechnie rozumianej przypowieści.

W zakończeniu sztuki złożonej z czternastu scen, dochodzi do jakiegoś ostatniego (samo)sądu: aktorzy usiedli na krzesłach, nie patrzą na siebie, ponieważ ich spojrzenia wędrują w stronę widzów. Te postaci, które przeżyły wojnę, wystrzeliwują replikami, w których tłumaczą lub analizują swoje postępowanie. Niektóre losy ciągną się do czasów Solidarności i dalej. T trudna scena zbiorowa, aktorzy grają precyzyjnie, ale jest nieco przesadzona przez reżysera, szczególnie na samym końcu, gdy zabrzmi dźwięk nagranej wypowiedzi prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który przeprasza za zbrodnię, a następnie odpowiedź izraelskiego ambasadora w Polsce. Taka dosłowność pojawia się w inscenizacji kilkukrotnie, szczególnie w charakterystyce bohaterów, w kształtowaniu mowy czy gestów. Ale zasadniczo to nie przeszkadza. Po prostu chciało by się tego trochę ująć.

Dotyczy to Ciebie i mnie

Reżyser Jan Novotný, sam przede wszystkim aktor, poprowadził dziesięciu aktorów do zbiorowego, równego występu - nikt szczególnie nie odstaje i nikt się szczególnie nie wyróżnia, co bardziej pomaga spektaklowi niż szkodzi. Niektórzy bohaterowie są jednak bardziej godni zapamiętania (nie tylko dlatego, ze przebywają dużej na scenie).

Eva Vrbková wyróżnia się w roli Żydówki Rachelky, która ratuje się ślubem z Polakiem, pozwala się ochrzcić i nazwać polskim imieniem Marianna. W sposób godny podziwu zmienia się w osobę już na zawsze skrzywdzoną, która nie może zaprzeczyć swoim korzeniom - jest i nie jest Żydówką, jest i nie jest Polką. Nieufność i ostrożność to dwie siostry, które w ciągu życia zyskała i już ich nie opuści do ostatnich dni. Vrbková w trakcie spektaklu wewnętrznie zestarzeje się, rysy twarzy jej się wyostrzą. To jest dobra robota aktorska. Michal Slaný w roli Heńka, który zrobił karierę księdza katolickiego, we wspomnianym finałowym dialogu wyrośnie w doskonale ukazaną postać, która jest w stanie zrozumieć wszystkie grzechy świata, głównie zaś swoje (w młodości wziął udział w morderstwie kolegów z klasy). Jan Hofman potrafi nadać nerwową troskliwość i szczerość postaci Żyda Abrama, przez rodzinę już w latach 30-tych wysłanego do Ameryki. Petr Jeništa w roli totalnego pragmatyka Zygmunta może widza doprowadzić do irytacji, ponieważ tego donosiciela i funkcjonariusza reżimów odgrywa energicznie i szorstko. Jego ześwinienie jest szybkie i widoczna w każdym słowie czy geście. Weźmy pod uwagę, ze prokurator Karel Vaš, kiedy uważnie przejrzymy jego fotografie z różnych faz życia miał również brak uczuć zapisany w twarzy, a Zygmunt jest właśnie z rodu Vašów.

Spektakl "Naszej klasy" w Divadlo Komedie potrafi wykorzystać wysoką jakość tekstu, który oczywiście - to należy zauważyć - w Polsce oddziałuje znacznie silniej niż u nas, ponieważ tamtejszy kontakt ze zbiorową pamięcią musi być w przypadku Jedwabnego wielokrotnie bardziej uczuciowy i traumatyczny. My ich klasę będziemy obserwować bardziej jako przeżycie artystyczne, spektakl będzie dla nas inaczej skonstruowanym przeżyciem niż u Polskiego widza, przeżyciem opowiedzianym poprzez postaci i ich losy. Trochę tak obserwujemy, co to w Polsce się wydarzyło. Niemniej jednak spektakl ma dość sił i środków, byśmy sobie uświadomili, że modele postępowania poszczególnych postaci są ruchome i mogą bardzo często dotyczyć i nas. Tym spektaklem Company.cz nawiązało do wymagającej dramaturgii, którą na scenę Divadlo Komedie w poprzednich dziesięciu latach wniósł Dušan D. Pařízek, David Jařab & spółka.

"Nasza klasa"

Vladimir Mikulka, "Nadivadlo" /blog/ i Lidove Nowiny 13. grudnia 2012

Nowe Divadlo Komedie rozpoczęło lepiej, niż mogli oczekiwać sceptycy widząc ostatnie premiery Strašnickiego divadla. "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka proponuje okrutne spojrzenie na polską historię ostatnich osiemdziesięciu lat, w której nie można zdecydowanie oddzielić ofiar od winnych, a pojednanie znaleźć można gdzieś po drugiej stronie, bo tu na ziemi jest tylko śmieszną iluzją. Temat w ostatnim czasie jest bardzo popularny w Polsce, Słobodzianek jednak nie napisał trudnego pamfletu historycznego (na wzór prób dramatycznych Miroslava Bambuška), ale doskonałą i mocną sztukę teatralną.

Problem jednak w tym, ze sztuka wydaje się na czeskie oko nazbyt "polska". Mówiąc precyzyjniej, dotyczy wybitnie polskich realiów. Czeski widz raczej obserwuje wydarzenia z dystansu, bez poczucia, że go dotykają. Szczególnie pomysł z wyzywającymi spojrzeniami aktorów na widownię przy zapalonych światłach jest trochę nonsensowny. To jest pierwsza przyczyna zakłopotania.

Drugą jest sposób, w jaki "Naszą klasę" - sztukę mocną, ze względu na temat i zawartość, ale paradoksalnie dość spokojną w tonie - potraktował reżyser Jan Novotný. Zachowując nastrój narracji, momentami stara się nadmiernie złagodzić ton, dodawać dowcipy lub przeciwnie, stara się wewnętrznie dramatyzować sztukę. Reżyser używa oczywistych klisz -zaczynając od ostrego światła świecącego na widzów, przez naiwny dziecięcy głos ogłaszający kolejne sceny, aż do ostatniej sceny, gdy aktorzy siedząc na krzesłach mówią wprost do widowni.

Skończmy jednak w optymistycznym tonie: pomimo tych uwag jest to właściwie całkiem solidne, uczciwe reżyserskie rzemiosło. Sztuce ta inscenizacja w żaden sposób nie pomoże, ale też specjalnie jej nie szkodzi. Efektem jest inscenizacja jednoznacznie ponadprzeciętna.

"Komu służy prawda"

Dana Benešová-Trčková, Czeska Telewizja 22. grudnia 2012

Divadlo Komedie 12. grudnia (pierwsza premiera) i 21. grudnia (druga premiera) wystawiło sztukę polskiego dramatopisarza Tadeusza Słobodzinka. Tematem sztuki jest masakra w Jedwabnem z 1941 roku, kiedy miejscowi katolicy brutalnie zamordowali swoich żydowskich sąsiadów.

"Jak to możliwe, ze koledzy z klasy mogą się tak ranić? Skąd się to bierze? Oczywiście możemy przeczytać mnóstwo socjologicznych, historycznych, teologicznych, psychologicznych prac i poprzez nie przyjrzeć się tym sytuacjom, ale i tak ich nie zrozumiemy. Uważam, ze poprzez refleksję nie zrozumiemy ich nigdy. Jedyne, co możemy, to w jakiś sposób (np. poprzez teatr) przeżyć je, odczuć, otworzyć i przepłakać. I możemy starać się przebaczyć." - mówi o spektaklu tłumacz sztuki i dyrektorka teatru Eva Bergerová.

"Nasza klasa" śledzi losy dziesięciu uczniów, Polaków i Żydów z miasteczka przypominającego Jedwabne. Historia XX wieku w czternastu lekcjach, jak mówi podtytuł, rozpoczyna się w dzieciństwie. Dziecięcy głos otwiera pierwsze sceny, w których w przyspieszonym tempie, poznajemy marzenia zawodowe dzieci, ale także pierwsze religijne czy ekonomiczne tarcia, wcześniej przyjacielskiej wspólnoty. Dialogi przeplatają się z wierszami lub piosenkami i tworzą szczególną symbiozę.

Drewniane szkolne ławki a nad nimi zawieszone lampy mocno trzymają zrozumiałą geometrię przestrzeni. Dekoracja się nie zmienia, akcji nie przerywają żadne demontaże, nośnikiem zmian są zmiany w relacjach i znaczące rekwizyty. Rower na scenie wzmacnia dynamikę gier i dziecięcej zawiści. Kwiaty i czerwone flagi zastępuje swastyka. Warto wspomnieć o precyzyjnej pracy świateł (na przykład ostre, białe "kontra" z dwóch reflektorów w dramatycznych momentach czy czerwone filtry podbarwiające rosyjską piosenkę na zabawie).

Dobroduszny Abram (Jan Hofman), z niesamowita pamięcią do wszystkich imion swoich żydowskich przodków i potomków, pisze z Ameryki nie mając pojęcia, co dzieje się w domu. Jego przyjaciele zabili kolegę Jakuba (Vilém Udatný), zgwałcili koleżankę Dorę (Kristýna Leichtová), a potem wzięli aktywny udział w pogromie. Monolog o zamordowaniu Żydów jest wypowiadany przy akompaniamencie codziennych czynności: jedzenie jabłka, palenie papierosa, czytanie gazety. Podpalenie stodoły pełnej nie rozumiejących sytuacji Żydów jest zapijane gorzałką, postaci interpretują sytuację ze swojego punktu widzenia. Czas niestety przesłonił prawdę o winnych. Wladek (Jiří Racek) z pomoca przyjaciół - tych winnych - ratuje Rachelkę (Eva Vrbková) i bierze z nią ślub. Na weselu pojawia się i martwa Dora (Kristýna Leichtová), która prosi swojego gwałciciela i mordercę Ryśka (Filip Kaňkovský) do tańca (mocny moment, podobnie jak wręczanie ślubnych prezentów, własności zmarłych Żydów). "Prawdy nie da się zakopać" i w kontrze do tego "Wszystko jest w porządku, dopóki nie ma świadków". Chroniczny kłamca Zygmunt (Petr Jeništa) pisze do Abrama, że Żydzi zostali zamordowani przez hitlerowskich oprawców. Porucznik Menachem (Jakub Chromeček) po wojnie przesłuchuje kolegów. Między oskarżonymi jest kolega ze szkolnej ławy amoralny ksiądz Heniek (Michal Slaný) z repliką "Czyja prawda i czemu ma służyć" Losy się znów przeplatają. I choć gra aktorów była na bardzo wyrównana, a aktorzy dobrze dobrani do postaci, chciałabym wyróżnić trójkę: Wladka (Jiří Racek), Rachelkę (Eva Vrbková) i Zochę (Hana Kusnjerová). Byli dla mnie bardziej rzeczywiści niż inni.

Pierwsza część spektaklu jest rytmizowana szybkimi sekwencjami scen i użyciem mikrofonu, umieszczonym dyskretnie z tyłu sceny . W drugiej części stopniowo dochodzi do pewnego , prawdopodobnie zamierzonego, spowolnienia, silnego zwłaszcza w czasie bardzo werbalnego i statycznego zakończenia, w którym wypowiadają się wszystkie postaci, siedzące przed widzami w rzędzie na krzesłach. Opowiedzenie swoich historii do współczesności jest wprawdzie ciekawe, ale dla widzów nazbyt długie. Godna podziwu jest umiejętność zapanowania przez aktorów nad obszernym tekstem, jego płynności nie zaszkodziła premierowa nerwowość. Kończąca spektakl wspólna recytacja o gwieździe polarnej i błądzeniu w ciemności przenosi ton spektaklu w tajemniczym kierunku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji