Artykuły

Depesza z Rzymu - uwolnić Starucha!

Chodzi o to, by powiedzieć instytucjom "sprawdzam" i na nowo uczynić je swoimi, być może po drodze wymyślając je na nowo. Pod tym względem, przy całym bojowym anturażu, teatr Strzępki i Demirskiego jest radykalnie reformistyczny - a nie klasycznie "rewolucyjny" - pisze Witold Mrozek w felietonie dla e-teatru.

1. "Dario Fo przesłał instrukcje". Strzępka i Demirski robią w Komunie Warszawa spektakl w oparciu o fikcyjny e-mail od noblisty w Polsce niezbyt znanego i cenionego - bo włoski lewak, a co ci tam makaroniarze, panie dzieju, o prawdziwej, strasznej twarzy lewicy wiedzą. Lewicowy duet przypomina o tym, że może represji "realnego socjalizmu" Fo z Franką Rame nie poznali, ale poznali za to policyjne prześladowania i wspierany przez polityków prawicowy terroryzm. Łącznie z gwałtem na Rame.

I wszystko jest, jak trzeba. Fo sam gra swoje sztuki - więc Demirski debiutuje jako aktor. Szarga świętości? Proszę bardzo, na scenie zjawia się Nasz Papież - sam JP2 w postaci Andrzeja Kłaka rozmawia z Demirskim o tym, dlaczego polska klasa robotnicza woli Kościół od lewicy. U Fo używa się dialektów - tu Agnieszka Kwietniewska (Robotnica) mówi chwilami w języku śląskim. Są żarty z "Krytyki Politycznej" i z hermetycznego (a często i pustego) języka refleksji nad zaangażowaną społecznie sztuką. A gdy Demirski otwarcie mówi o pieniądzach, które zarabia na swoich sztukach - jest to w dzisiejszych czasach bardziej obsceniczne, niż kopulujące trupy.

Wszystko jest jak trzeba - z wyjątkiem publiczności. Dwa wieczory po parędziesiąt osób, w końcu to laboratoryjny, niszowy projekt. A we Włoszech, u Fo i Rame - stadiony, dziesiątki tysięcy ludzi. I tylko niewielką pociechą jest, że chorzowskie "Położnice szpitala św. Zofii" ogląda czterystu widzów, bynajmniej nie z warszawki; a na stołeczne "W imię Jakuba S." ciągle walą komplety, choć Teatr Dramatyczny pod dyrekcją Tadeusza Słobodzianka jakoś nie może wybudzić się ze śpiączki. To ciągle nie miliony. Dlatego też Roman Pawłowski na łamach "Dziennika Opinii" widzi w spektaklu bezlitosne obnażenie klęski politycznego teatru, który pozostaje w inteligenckim getcie.

Nie jest jednak prawdą, że oddziaływanie teatru politycznego liczy się wyłącznie ilością jego widzów. Stawianie niecodziennych diagnoz w wyrazistej formie - przy pozycji, którą z jakiegoś inteligenckiego snobizmu ciągle teatr w Polsce niby ma - pozwala czasem trochę zamieszać w debacie. Tak było z "Tęczową Trybuną 2012", "Był sobie Andrzej..." czy galicyjską rabacją. Swoje główne zajęcie, "instalowanie dyskursu lewicowego w przestrzeni publicznej debaty" Demirski i Strzępka wyśmiewają bezlitośnie. Co nie oznacza bynajmniej, że nic się na tym polu nie udaje. Co więcej, przemilczanie bądź przeoczanie prawdziwych konfliktów - które Pawłowski zarzuca teatrowi - co najmniej równie często, co problemem artystów, bywa domeną świadomości recenzentów. Z "W imię Jakuba S." - głębokiej refleksji sztuki o przemocy, towarzyszącej awansowi społecznemu - znaczna część koleżeństwa zrobiła rzecz o tym, że wstydzimy się schabowego, a kredyt mieszkaniowy to pańszczyzna. Nawet akademiccy teatrolodzy i teatrolożki o poglądach lewicowo-liberalnych, produkując dziesiątki stron choćby o "Niech żyje wojna!", bardzo niewiele miejsca poświęcają niemal zupełnie wyklętemu u nas do niedawna pojęciu klasy społecznej. "Policjanci sensu", jak nazwał krytyków Paweł Mościcki, podtrzymują istnienie ślepych plamek publicznej debaty.

2. Wróćmy jednak do kilkudziesięciu osób w alternatywnym teatrze przy Dworcu Wschodnim. Ze środowiskowości najnowszego warszawskiego przedsięwzięcia Strzępka z Demirskim zrobić potrafili jego atut. Skoro nie mamy stadionu widzów, przed którymi okładać moglibyśmy opiniotwórcze elity, to damy w mordę samym kulturotwórczym elitom - a przynajmniej ich "młodszej" i bardziej "postępowej", "kreatywnej" części. I wydobędziemy z niej niezgorszego kołtuna. Może to nie teatr ma wyjść z "lewicowo-kreatywno-inteligenckiego getta", tylko to getto ma wyjść samo z siebie i przezwyciężyć to, co gettem je czyni?

Pierwsza wskazówka Fo: skrytykuj instytucję, w której pracujesz. "Ale jak kwestionować instytucję, skoro w tym wypadku jest nią pozarządowa organizacja, która jeśli nie zrealizuje zaplanowanych zadań, będzie musiała zwrócić roczny grant na działalność?" - pyta Roman Pawłowski. Jak tu krytykować NGO-sy, organ społeczeństwa obywatelskiego, filar demokracji - dziwią się dwie dekady III RP? Otóż każdą instytucję z przymiotnikiem "obywatelski" w nazwie krytykować należy w Polsce nawet dwa razy intensywniej. Zresztą, tzw. kultura niezależna bywa u nas znacznie bardziej elitarna i słabiej dostępna niż tworzona przez instytucje publiczne, z ich hierarchiami i biurokracją. A wolność tworzenia w systemie grantowym może okazywać się znacznie mniejsza, niż w instytucji ze stałą dotacją.

3. Porzucić inteligenckie getto i iść w lud, czymkolwiek on jest, to perspektywa kusząca. Jednak za każdym razem, gdy zaczynamy nawoływać "Ludu, mój ludu", zastanówmy się, kto tej pieśni kościelnej jest podmiotem lirycznym - jak zauważył mądrzejszy ode mnie kolega po lekturze felietonu Kingi Dunin pod tymże tytułem. Mesjanistyczne fantazje wcale nie są wyłączną domeną prawicy smoleńskiej i środowiska "44". "Rezygnacja z inteligenckiego getta", "pójście w lud" i "praca u podstaw" też mogą być gestami ugruntowanymi w postszlacheckim, romantycznym paradygmacie - inteligenta-narodnika, który się kaja. Dlatego bądźmy ostrożni, gdy dzielimy współczesny polski teatr polityczny na ten, który zajmuje się "inteligenckimi polemikami" i na ten lepszy, "społeczny", w którym inteligenci budują dla "ludu" nowe formy aktywnego uczestnictwa w kulturze.

Przy wszystkich antyinteligenckich filipikach wygłaszanych na scenie i na łamach, w politycznym projekcie Strzępki i Demirskiego faktycznie kryje się jakiś rodzaj wiary w lewicową inteligencję, do której sami twórcy przecież należą. Niewiele ma ona jednak wspólnego z tym, co się o inteligencji zaangażowanej u nas mówi i pisze. Nie przekłada się na pomysł odbudowania "wspólnoty zaangażowanych" wokół zmitologizowanego etosu, daleko jej do cel filomatów i swetrów KOR-owców. To raczej wiara w to, że przysłowiowego "inteligenta", który albo przysypia nad "Wyborczą" i "Polityką", albo zamknął się w jakiejś niszy - można jeszcze obudzić i przywrócić mu ludowy zmysł konkretu. Że można odnaleźć drogę działania w świecie, który jest skonstruowany inaczej niż 20, 40 czy 100 lat temu. Użyć wiedzy, by odbić się od gadaniny tych, którzy nam ten świat konstruują co rano - na papierze, antenie, ekranie.

3. Znajdź więźnia politycznego i wstaw się za nim, pisze Fo w mailowym apokryfie. Co prawda, można by znaleźć w Polsce ludzi prześladowanych przez prawo za działalność związkową czy lokatorską. Ale artyści idą dalej - i wyciągają sprawę "Starucha". Traktują kwestie wolności obywatelskich radykalnie - "nie chciałbym spotkać kolesia na ulicy, ale zasługuje na sprawiedliwy proces", mówi Demirski. Piotr S., gniazdowy kibiców Legii Warszawa, który od siedmiu miesięcy przebywa w areszcie wydobywczym pod trzykrotnie zmienianymi zarzutami. W czasie, gdy "faszysta Staruch" siedzi w areszcie na Rakowieckiej - to w Łodzi i Lublinie, w Białymstoku i Wrocławiu dochodzi do kolejnych pobić. Na tle politycznym, narodowościowym, rasowym. I mało komu to przeszkadza. Tu się umorzy, tam nie zidentyfikuje się sprawców. Za tą przemocą nie stoi jakaś sprawnie zorganizowana, scentralizowana siła, jakiś polski Złoty Świt czy Jóbbik. Stoją za nią bandyci, którzy byli na tyle roztropni, by zamiast krzyczeć przed kamerami "Donald, matole, twój rząd obalą kibole" - wrzeszczeć : "A Murzynów z pedałami otoczymy w obozach drutami".

No dobrze, wszyscy wiemy, że nasze bezpieczeństwo nie jest priorytetem dla naszego państwa. Ale żeby uwalniać "Starucha"? Bez przesady. Na widowni podnosi się ledwie sześć rąk "za". I zaczynają się głosy publiczności. Szantaż emocjonalny, powie artysta niezależny. Jakby sztuka polityczna polegała wyłącznie na chłodnym ważeniu racji. Inny artysta niezależny, społecznik i "były anarchista" gardłuje za tezą, że w imię spokoju społecznego większości - aresztowania tego rodzaju są usprawiedliwione, nawet gdy nagina się prawo. Większość, argumentuje, zgodzi się z taką praktyką. Co więcej, gdyby odpowiednie służby w czasach Republiki Weimarskiej wyłapywały niemieckich "Staruchów", może historia potoczyła się inaczej - twierdzi działacz warszawskiej pozarządówki. Jak gdyby naziści nie uważali, że mają za sobą większość. To chyba najbardziej kuriozalne reductio ad Hitlerum, jakie w życiu słyszałem. A słyszałem ich wiele w kraju, gdzie powrót totalitaryzmu i politycznego terroru stanowią zagrożenie większe, niż rak, wykluczenie społeczne i wypadki samochodowe. Przynajmniej jeśli wierzyć gazetom, straszących tonami nawozów sztucznych pod Sejmem albo Budapesztem nad Wisłą.

4. Ta budapesztańska alegoria jest nawet celna. Tyle tylko, że mało komu starcza trzeźwości umysłu bądź po prostu uczciwości, by pod role z węgierskiego dramatu podstawić sobie odpowiednich aktorów rodzimej sceny - zamiast po prostu przezywać Jarosława Victorem. Niestety, prezesie. Nie postawisz ty nad Wisła Budapesztu, gdy ktoś inny po cichu go buduje. Skutecznie, z uśmiechem i wysokimi wskaźnikami zaufania społecznego.

Jest takie lewicowe pismo "Bez Dogmatu". Michał Kozłowski pisał tam ostatnio celnie o projekcie Orbana jako o europejskim modelu państwa przyszłości - a nie produkcie konserwatywnych sentymentów i nostalgii. "Chodzi o ustrój, który ma legalną opozycję, ale niezdolną dojść do władzy inaczej niż przez kooptację. Taki, w którym istnieje wolna prasa, ale już nie telewizja. Taki, w którym nie ma więźniów politycznych, ale...". Brzmi znajomo. Telewizja - obejrzyjcie dowolne wydanie "Faktów" i przeanalizujcie pod kątem propagandowej retoryki. Dalszy wywód na ten temat obrażałby inteligencję czytelnika, co gorsza w TVP jest niewiele lepiej. Opozycja - czy ktoś wyobraża sobie na dzień dzisiejszy dojście do władzy partii innej niż Platforma Obywatelska? PiS siedzi w smoleńskiej piwnicy, której klapę dociśnięto trotylowym butem. SLD i Ruch Palikota w rządzie mogłyby się dziś znaleźć właśnie tylko na drodze kooptacji. O więźniach już było.

5. Doszliśmy do punktu, w którym głównych bohaterów tego tekstu, a także jego autora, można zacząć uważać za oszołoma. Albo też - doświadczyć grozy. Rozmaicie - nieraz komicznie - ogrywana groza, obok profanacji, jest jednym z filarów teatru Strzępki i Demirskiego. Pojawia się w czyśćcowej sytuacji z "Był sobie Andrzej...", w terrorze polityk historycznych z "Niech żyje wojna", w apokaliptycznym "W imię Jakuba S.", czy w odczuciu własnej bezradności z "Tęczowej trybuny 2012". To groza sytuacji, w której boleśnie rozpoznajemy swoją pozycję w społeczeństwie opartym na przemocy, do tej pory ukrytej pod fasadami "wolnej prasy", "instytucji społeczeństwa obywatelskiego", "demokracji przedstawicielskiej" czy "wymiaru sprawiedliwości". Między ich celami a społeczną praktyką zieje wyrwa, której nie da się przemilczeć w imię mieszczańskiego spokoju i konserwatywnej modernizacji. To nie ta opowieść, w której w zamian za ograniczenie praw politycznych dostaje się ciepłą wodę w kranie i emeryturę. W tej opowieści w zamian za zabraną emeryturę dostaje się likwidację dworca, sądu i szkoły w miasteczku. A na prawa polityczne nie ma czasu, edukacji ani środków.

W teatrze Strzępki i Demirskiego nie stajemy przed jakimś manichejskim wyborem - za lub przeciw złemu światu; nie chodzi o wiarę w jakiś szczęśliwy koniec tęczy, który odsłoni się, gdy zerwiemy zasłonę mniej lub bardziej fasadowych instytucji. Chodzi tu o to, by powiedzieć instytucjom "sprawdzam" i na nowo uczynić je swoimi, być może po drodze wymyślając je na nowo. Pod tym względem, przy całym bojowym anturażu, teatr Strzępki i Demirskiego jest radykalnie reformistyczny - a nie klasycznie "rewolucyjny". Może to nie lewicowy teatr jest bezsilny, ale lewica wciąż nie ma siły powiedzieć "sprawdzam" dość głośno i dobitnie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji