Artykuły

Poeta polskiego losu

Przeżywał sprawy ojczyzny równie silnie jak Słowacki i Mickiewicz. Był jednak Norwid różny od wielu z popowstaniowej emigracji. Miał obsesję Polski. Nerwowy, dociekliwy w szukaniu prawdy słowa poetyckiego. Właściwie od początku pozbawiony pieniędzy, musiał znosić pomoc materialną innych. Miłość lub raczej zachwycenie Marią Kalergis zmuszało go do bywania wśród rodzin arystokratycznych. Posiadał zresztą umiejętność konwersacji towarzyskiej. Tylko, że dziś wiemy o tym z ułamków wierszy, komedii salonowych (m. in. Pierścień Wielkiej Damy). Wówczas dziwaczny artysta zaciekawiał wyglądem, bo co do twórczości...

Najpierw lekceważony, dopiero po śmierci pisarza, stopniowo zdobywa wiersz Norwidowski trwałe miejsce wśród najistotniejszych zjawisk polskiej literatury. Teraz znamy go wszyscy. Wszyscy cytujemy i chórem za Niemenem śpiewamy. Lecz nie pisywał Norwid kalamburów, ani protest-songów. Pisywał przejmujące liryki, sztuki. I choć obecnie każdy Polak-Norwidystą, warto się upomnieć o przywrócenie prawdziwych proporcji Norwidowemu dziełu.

A uczynił to z całą mocą talentu Adam Hanuszkiewicz. Wystawiony na Scenie Narodowej spektakl zatytułował "Norwid". Tytuł odpowiada koncepcji przedstawienia. Podjął się bowiem reżyser próby ukazania sylwetki tragicznego artysty-obywatela. Właśnie artysta-obywatel, nie zaś rekonstrukcja biografii. W tym montażu fragmentów poetyckich, publicystyki, listów pojawiają się nazwiska przyjaciół (Szopen, Kalergis). Ale u podstaw każdej prywatnej rozmowy jest przymiotnik NARODOWY. Mówiąc o ojczyźnie jako wielkim społecznym obowiązku, przeżywa Norwid osobisty dramat emigranta, a równocześnie formułuje żądania pod adresem czytelnika. Naród i odpowiedzialność obywatelska.

Obywatel i poeta. Polak i artysta. Oto niektóre momenty rozrachunku pisarza wobec ojczyzny.

Hanuszkiewicz postanowił zrealizować monumentalne widowisko. Czy jednak można uteatralnić wielki monolog? Przedstawienie dzieli się na dwie części. Część pierwsza rozpoczęta "Promethidionem" ma charakter retoryczny. Aktorzy nie grają postaci, tylko przekazują teksty. Dopiero w zakończeniu śpiew zastępuje słowo mówione. I już nie o słyszalność wersów, lecz o atmosferę liryku chodzi inscenizatorowi. Niejasna jest jedynie piosenka zrobiona z "Ironii". Dlaczego Lutkiewicz odśpiewuje właśnie ten utwór, w którym Norwid określa swoją drogę poetycką? Trudno zastąpić formułę wizją sceniczną i zostaje rzewna melodia Kurylewicza.

Cześć druga odpowiada konwencji sceny. Niepełności siewa pisanego towarzyszy plastyka ruchów, zmiana świateł. Szczególnie pięknie zainscenizowano "Assuntę". Ewa Pokaz bardzo delikatnie, drżeniem warg, pochyleniem głowy... zbudowała sylwetkę niemej dziewczyny. Potem znowu śpiew, ożywiony reflektorem, kolor sukni i finalne zdanie o moralnych obowiązkach artysty.

Całość rozgrywa się w dekoracjach Mariana Kołodzieja. Scenografia trafnie symbolizuje talenty malarskie tego Człowieka, który miłość do kraju rozumiał, jako złożoną powinność artystyczną. Powinność, a nie deklarację. Oddajmy więc raz jeszcze głos poecie:

"Niechże nie uczą mię, gdzie ma ojczyzna, / Bo pola, sioła, okopy / i Krew, i ciało, i ta jego blizna / To ślad - lub - stopy."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji