Artykuły

O żar słowa i treści rozsądek ...

(Niepokoje norwidowskie na marginesie "Norwida" w Teatrze Narodowym)

CZYŻBY MODA NA NORWIDA?

Nie piszę tu recenzji. Raczej chcę zostawić to, co jest w tym niezwykłym przedstawieniu teatralnego, kompetentnym znawcom teatru (utożsamiać ich, oczywista, nie należy z tymi dziennikarskimi recenzentami, którzy idą zawsze za modą i tylko - jakby rzekł sam Norwid - "...klaskać umieją lub bezcześcić"). To, co piszę, to po prostu kilka refleksji, do jakich pobudził mnie sam spektakl i niektóre o nim wypowiedzi. (Tak się łożyło, że byłem dopiero na późniejszym przedstawieniu, gdy już przez prasę przeszła fala różnych opinii.) Zacznę zaś od wyrażenia drążącego mnie niepokoju.

Czyżby moda na Norwida? Moda - to zawsze zjawisko kryjące sporo niebezpieczeństw. Zwalnia ona wielu od rzeczywistego poznania poety. Czyni jego dzieło przedmiotem snobistycznego kultu. Można by rzec, że ubezpiecza od głębszego wniknięcia w tę złożoną i niełatwą spuściznę, która tak wiele lat była jakby na marginesie literatury narodowej. "Najprzód - pisał przed laty Stefan Kołaczkowski w studium "Ironia Norwida", jednym z najcenniejszych, jakie napisano o autorze "Vade-mecum" - odstraszał Norwid swoją niezrozumiałością, później odstraszali odeń jego wielbiciele, chowając jego dzieła dla przyszłych generacji dusz dostojnych". Pierwsze lata po ostatniej wojnie nie były przychylne Norwidowi. Pewien znany poeta (z rzędu tych, co wówczas dzierżyli monopol, groźny i obowiązujący w naszym życiu kulturalnym) odtrącał go z żywych tradycji polskiej literatury i stwierdzał apodyktycznie, iż "...bliższe obcowanie z Norwidem działa uwsteczniająco na wyobraźnię". Mamy te lata i ten ponury monopol za sobą. Dziś Norwid jest wartością uznaną i często cytowaną. Ale czy istotnie wszedł głębiej w szerszą świadomość społeczno-kulturalną? Czy w powszechnym obiegu nie pozostaje tylko kilka (powiedzmy kilkanaście) wierszy poety i kilka jego (gorzkich i mądrych) maksym o człowieku, narodzie, ojczyźnie?

Prawda, u schyłku roku 1968 ukazały się "Pisma Wybrane Norwida", pięć tomów opracowanych przez Juliusza Wiktora Gomulickiego (najbardziej zasłużonego brata w Norwidzie, jak go zwykłem nazywać, sam nie będąc też miłośnikiem Norwida z ostatniego poboru). "Pisma" miały nakład trzydziestu tysięcy. To poważne umożliwienie szerszym kręgom czytelników zapoznania się z twórczością poety i myśliciela. Niestrudzony Gomulicki pracuje nad "Dziełami zebranymi Norwida" (przypomnę, że w roku 1966 ukazał się tom I - "Wiersze" i tom materiałów pomocniczych do niego, zawierający cenne i obfite komentarze).

Dlaczego o tym piszę? Chciałbym bowiem spojrzeć na przedstawienie Hanuszkiewicza ze stanowiska, które określiłbym następująco: w jakiej mierze idzie ono w sukurs wysiłkom edytorskim zmierzającym do wprowadzenia dzieła Norwida w żywy krwiobieg społeczno-kulturalny.

Ale przedtem nieco uwag o liryce Norwida, tej niewątpliwie najważniejszej (przy szczerym szacunku dla prozy i epistolograficznej spuścizny) części jego dzieła.

O LIRYCE NORWIDA

On sam miał świadomość, że jego wiersze rozpoczynają nowy okres w dziejach poezji narodowej. "Bogata skądinąd przeszłość poezji polskiej - pisał w 1866 r. - nie przygotowała publiczności do podobnych utworów - ale cóż robić! Raz przecie trzeba i na siebie troszkę obejrzeć się, raz przecie trzeba do wdzięków policzyć także nawet i myśl i prawdę, sens i rozsądek."

Z listów Norwida, pisanych w okresie bezskutecznych starań o wydanie "Vade-mecum", przepiszmy jeszcze jedno jego wyznanie: "W doskonałej liryce powinno być jak w odlewie gipsowym: zachowane powinny być i niezgładzone nożem te kresy, gdzie forma z formą mija się i pozostawia szpary. Barbarzyniec tylko zdejma to nożem z gipsu i psowa całość. Ale zaprzysięgam się Wam, że to, co Polacy zwą liryką, jest siekanką i mazurkiem."

Norwid był poetą o wielkiej samowiedzy artystycznej. Praktyka twórcza była zgodna na ogół z jego teorią. Liryzm poezji Norwida zawiera się często w niedopowiedzeniu i przemilczeniu ("Są w niebogłosy - bo są przemilczenia"). Wydobywał on siłę poetycką z myśli, z precyzowania znaczenia słów, z zestawiania pojęć. Postulował:

"...Ponad wszystkie wasze kroki / Ty, poezjo, i ty, wymowo, / Jeden - wiecznie będzie wysoki: / Odpowiednie dać rzeczy słowo!"

Jest to liryka, która konfrontuje różne sądy o życiu i próbuje przeniknąć złożoną prawdę ludzkich doświadczeń. Wywołuje ona niepokój, działa często dysonansem i Ironią. Jest dramatyczna nie tylko w tym znaczeniu, że posługuje się często ukrytą formą dialogu i dyskusji, lecz dramatyczna w samej treści, w rozumieniu rzeczywistości, dramatyczna w tym znaczeniu, w jakim mówimy o dynamice, niepokoju w nowoczesnej liryce europejskiej od czasów Baudelaire'a. Dramatyczna w odkrywaniu nowych obszarów piękna w przedmiotach i zjawiskach uważanych dawniej za niepoetyckie. Posługuje się często skrótem myślowo-emocjonalnym, jest istotnie zintelektualizowana, wykorzystuje twórczo aluzję. Konkretyzuje obraz poetycki, a jednocześnie wzbogaca go wibrującą i lotną grę wyobraźni, że wspomnę tu urzekający fragment, zaczynający się od słów:

"Jak gdy kto ciśnie w oczy człowiekowi / Garścią fijołków i nic mu nie powie..."

O SAMYM SPEKTAKLU

Poczynione uwagi o liryce Norwida (oczywista, bez ambicji jej pełniejszej charakterystyki) nawiedzały mnie w czasie oglądania przedstawienia w Teatrze Narodowym. Hanuszkiewicz nie oparł swego widowiska tylko na poezji Norwida. Wprowadził obficie fragmenty prozy i listów. Miał więc ambicję zaprezentowania - poza dramatami - jakby całej spuścizny poety. Ukazania jego możliwie pełnego portretu. To zamiar niewątpliwie wielki, imponujący. I rację mieli ci krytycy, którzy uznali przedstawienie "Norwida" Hanuszkiewicza za wielkie wydarzenie kulturalno-społeczne. Choć budzić ono może niepokój: w jakiej mierze powstała całość spoista?

Co do mnie najbardziej urzekła mnie część pierwsza, właśnie ta, w której słowo Norwida brzmiało najczyściej, działało samo, wydobywało siłę wzruszenia z tego, co nazwałem poetyckim precyzowaniem pojęć. Jakże piękną - można by rzec - uwerturą rozpoczyna się przedstawienie, gdy znakomici aktorzy mówią klarownie, wyraziście fragmenty "Promethidiona" i "Czarnych kwiatów". I jak sugestywnie zabrzmiała Norwidowska ironia, gdy (na prawach kontrastu) wtacza się za chwilę na scenę dwóch szlachciców prawiących sarmackie banały o sztuce! W tym montażu słowa Norwidowskiego ono samo jest na planie pierwszym. Reżyser świadomie rezygnuje z działań aktorskich na rzecz oszczędnego przekazu treści wybranych fragmentów. Mniej przekonywająco wypadły natomiast "Etiudy" (fragmenty listów, pism, liryków i satyr). Nie tylko dlatego, że mamy tu nadmiernie poszatkowane utwory (może to moje sumienie historyka literatury się burzy?!), ale i z tego względu, iż niektórzy aktorzy (w tym wypadku przede wszystkim młodzi) traktują teksty satyryczne Norwida z pewną przesadą, jak "ubaw". Stąd ironia Norwida zostaje tu nieco spłaszczona, wyzbyta powagi i głębi. To naprawdę przecież nie dla "śmiesznego" efektu mówi Norwid: "...mamy tylko zgrzybiałe portrety i maski umarłych, dlatego, że nigdy na nikim w PEŁNOŚCI - SIŁ jego poznać się i uznać go nie umieliśmy (...) zawsze tylko te starte profile boleścią i wiekiem, których unikali Grecy, a które jedynie nam Polakom zostają, bo na 33-letnim Aleksandrze Macedońskim nikt się u nas nigdy nie poznałby". To naprawdę nie "ubaw", żeby te słowa wypowiadać z niemal radosnym uśmiechem! To gorzka, aż trudna do przyjęcia prawda o życiu społecznym, o niepełnym wykorzystywaniu siły, zdolności i energii ludzkiej w praktyce życia polskiego!

Inny, mniej estradowy, za to bardziej wizualno-teatralny charakter posiada druga część przedstawienia. Reżyser podjął tu próbę pokazaniu słowa poetyckiego środkami inscenizacji teatralnej. I osiągnął wiele pięknych efektów, choćby przez muzykę, która staje się nie ilustracją ale integralną częścią tekstu. Można by powiedzieć, że melodia napisana do liryku "W Weronie" jakby przedłuża trwanie wersów, potęguje znamienne dla Norwida niedopowiedzenie, konfrontację różnych prawd o życiu ("cyprysy mówią, że dla Julietty (...) A Indzie mówią i mówią uczenie..."). Pięknym sukcesem artystycznym jest chyba i inscenizacja utworu "Wieczór w pustkach (Fantazja)". Na planie pierwszym postać samotnego poety (Hanuszkiewicz). Na dalszym - zjawy. Językiem współczesnego teatru i baletu - muzyką, gestem, ruchem, światłem - przekazuje reżyser treści poezji. Inscenizacja ma tu swoje uzasadnienie w tekście:

"Ja jestem tylko niemym mieszkania wyrazem, / Ja tylko płynę z wolna jak przejrzysta struga... / Lekko i wesoło / Igram wciąż, twardą kratę z całej siły trzymam, / A coraz wyżej biegnę..."

Ale nie zawsze te efekty wizualno-muzyczne pozostają w symbiozie z tekstem poetyckim. Np. umelodyjniony, śpiewany wiersz historiozoficzny "Święty pokój" budzi sprzeciw. Podobnie jak "Ironia". Norwid pisał w wierszu "Liryka i druk":

"O, żar słowa, i treści rozsądek, / I sumienia niech berło / W muzykalny złączą się porządek / Słowem każdym jak perłą."

Ale ten "muzykalny porządek" jego liryki nie był śpiewnością w znaczeniu romantycznej poezji czy Verlaine'owskiej "Art poetique!" Poezja jego wydobywała siłę i piękno z myśli, często nadawała słowom wartości plastyczne, rzeźbiarskie. Odśpiewana w łagodnej melodii "Ironia" te właśnie walory straciła. Przypomnijmy jako argument choćby tylko pierwszą strofę tego jakby zgrzytającego wiersza:

"Żeby to można arcydzieło / Dłutem wyprowadzić z grubych brył - / I żeby dłuto nie zgrzytnęło, / Ni młot je ustawnie bił a bił!..."

Trzeba więc wadzić się z Hanuszkiewiczem o pewne szczegóły tego pasjonującego i wielkiego widowiska. W całości - wracając do pytania, które postawiłem - widzę w jego "Norwidzie" potężnego sojusznika w dążeniu do rzeczywistego spopularyzowania poezji i myśli Norwida. Kończą to widowisko słowa z wiersza "Do Bronisława Z.":

"Zniknie przepełznie obfitość rozmaita, / Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą, / Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, / Dwie tylko: poezja i dobroć... i więcej nic..."

Myślę, że "Norwid" Hanuszkiewicza przyczyni się w sposób bardzo istotny do lektury Norwida, do częstszego obcowania (poeta rzekłby: "...błogo, poufnie i często") z tą wielką twórczością, która przywraca wiarę w piękno, mądrość i siłę moralną poetyckiego słowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji