Obrachunki fredrowskie
W Muzeum Lenina otwarto właśnie skromną, ale rzeczową wystawę dedykowaną Simonowi Bolivarowi, zorganizowaną w dwóchsetlecie urodzin tego legendarnego bojownika o niepodległość całej serii państw latynoamerykańskich. Tej wystawie patronuje Wenezuela. Na uroczystym wernisażu przemówienie wygłosił więc jej ambasador, Josó Francisco Sucre Figarella. Ambasador jest postacią znaną w warszawskim środowisku artystycznymi, szczególnie interesuje go teatr i muzyka, co manifestuje częstą obecnością na stołecznych premierach. Troszczy się również o eksport polskiej sztuki do Caracas, ostatnio osobiście zabiegał o kształt i poziom wystawy polskiego plakatu, ekspediowanej do Wenezueli. Tym stylem bycia i skalą zainteresowań określa się Figarella jako rzecznik dyplomacji nieco staroświeckiej, bo bazującej na towarzyskim współuczestnictwie we wszystkich planach życia goszczącego go kraju. W dzisiejszym podzielonym świecie styl taki niemal wyszedł już z mody. A przecież Wenezueli profituje, czego dowodem tłumek warszawskich artystów na niedawnym przyjęciu z Okazji święta Wenezueli: Jerzy S. Sito obok Katarzyny Gaertner, Roman Samsel obok Grzegorza Lasoty, Zygmunt Broniarek obok Jarosława Abramowa...
No, ale nie ciągnijmy może zbyt długo tego wątku. Śladem ambasadora Figarelli (a dodajmy, iż bliski mu stylem był też niedawny ambasador Włoch, Marco Favale) pospieszmy lepiej do teatru. Najlepiej do Teatru Polskiego. Kazimierz Dejmek wystąpił z kolejną swą wielką premierą: "Zemsta" Fredry. Swój blask zawdzięcza spektakl m. in. kreacji Tadeusza Łomnickiego w roli Papkina. Opisywać bogactwa aktorskiego ujęcia tutaj nie sposób. Zwłaszcza, że uczynił to już za mnie KTT na łamach "Polityki". Uczynił w odniesieniu do Łomnickiego arcygodnie, aczkolwiek w stosunku do autora i scenicznych tradycji "Zemsty" dosyć bałamutnie. Więc znakomitemu felietoniście sufluję niniejszym pilną lekturę "Polemik teatralnych" Jerzego Kreczmara (zwłaszcza stron 79-92),, a także monograficznego dzieła Dąbrowskiego i Górskiego "Fredro na scenie". Dowiedziałby się też stamtąd, że nie jest prawdą - jak twierdzi - że Ludwik Solski, nie ceniąc sobie "ról towarzyszących", a jeno główne, nigdy nie grał Papkina. Solski w "Zemście" nie grał jedynie Klary bo co do Podstoliny - rzecz nie uchodzi za pewną. Solski w ogóle grał zawsze wszystko. Zaś Papkina, oczywiście, grał naprawdę, najdroższy KTT! I pewno by się nie zgodził z twoim stanowiskiem, że rola to "towarzysząca". Tak jak ja się nie zgadzam z opinią, iż "Zemsta" to "opowieść zgrabna niezwykle i dowcipnie zapleciona, ale przecież doszczętnie zużyta, wzruszająco błaha i bagatelna"! I z pewnością to ze mną zgadzać się będą ci wszyscy, którzy pospieszą na warszawską ulicę Karasia, iżby tam oklaskiwać subtelną reżyserię Dejmka, oszczędną scenografię Jana Polewki i porywającą kreację Łomnickiego. A także grę Tadeusza Bartosika (Cześnik), Ignacego Machowskiego (Rejent), Bohdana Baera (Dyndalski) i pełnej uroku oraz finezyjnej kobiecości Anny Seniuk (Podstolina). Ten spektakl jest właśnie dowodem, iż komedia Fredry daleka jest od "zużycia", że można sytuacjami z "Zemsty" mówić o każdej sprawie polskiej. Czego zresztą i felieton KTT dowodem!