Artykuły

Chwila na zadumę

Nowa premiera na scenie kameralnej Teatru Polskiego powinna zaciekawić wszystkich tych, którzy nie żałują w życiu czasu na zadumę. Możemy przez dwie godziny pomyśleć o tym, co może stać się z człowiekiem, na którego głowie -spoczywa zbyt wielu ludzi, zbyt wiele ich trosk i beztrosk.

Chodzi o "Iwanowa" Antoniego Czechowa w reżyserii Jacka Bunscha, ze scenografią Michała Jędrzejewskiego i Wojciecha Jankowiaka, w opracowaniu muzycznym Bogusława Klimsy. Nie jest to sceniczny hit do zabawy i rozrywki, jest to bardzo poważna sprawa. Uwikłanie w pajęczynę losów różnych ludzi, którzy są bardzo sympatyczni, przyjacielscy i kochający, ale stanowią nie lada psychiczne obciążenie. Główny bohater ma właśnie ich wszystkich na głowie, sam zabełtał się w ich niemoc i ona zwyciężyła także jego, nie wystarczyło jednej siły ludzkiej na pociągnięcie tak wielu losów. A jeszcze do tego wszystkiego doszła śmiertelna choroba żony, kobiety, która godna jest wszelkiej miłości, bo wszystko dla męża rzuciła, wyrzekła się całej rodziny, całej kultury własnego narodu. Okazuje się także, że Iwanowa kocha inna kobieta i czaruje go znanymi słowami o początku życia, radosnego, w innych ramionach i w innych barwach. Supeł zawiązał się całkowicie. Zamiast ślubu jest śmierć i to śmierć desperacka, gwałtowny odruch rozpaczy.

Wojciech Ziemiański w roli Iwanowa jest bardzo dobry. Na początku sprawia wrażenie zagubionego, rosyjskiego intelektualisty, a potem - z jego zachowań - dowiadujemy się szybko, że on już nie może wszystkiego dźwigać na własnych plecach. Uroczy są rezydenci-pieczeniarze - Andrzej Mrozek i Bogusław Danielewski. Myślą tylko o sobie, każdy inaczej, jeden cynicznie, drugi chce obrócić wszystko w żart, ale żaden z nich nie pomaga w rozwiązaniu kłopotów, nie stanowi też żadnej podpory, świadomie zawisają na szyi innego. Podobał mi się też Zygmunt Bielawski w roli ojca zakochanej sąsiadeczki, był przyjacielski, ale też zagubiony, stłamszony przez chciwą żonę. Ciekawą postać zagrała też Ewa Skibińska - bardzo chciała wrócić życie Iwanowowi, ale nie udało jej się, a nawet sama straciła wiele z żywotnych sił.

Jedynym zgrzytem nyła gra Wojciecha Kościelniaka, który miał przeistoczyć się w młodego lekarza. Na scenie nieustannie zachowywał się jak debiutant, nieszczerze. Jego emocje były śmieszne, rozterki nie mogły liczyć na nasze wsparcie. Miała to być ważna postać, która zbyt jednoznacznie ocenia świat, a na scenie zobaczyliśmy głupiego młodziaka, który jakby nie chciał przekonać nikogo poza sobą o własnych racjach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji