Artykuły

Chcę być mądrym człowiekiem

- Ze spektaklu na spektakl uczę się samoakceptacji dla siebie na scenie, odkrywam w sobie komediowy pazur, którego w szkole teatralnej wydawało mi się, że nie mam. Zawsze myślałam, że jestem aktorką tylko dramatyczną - mówi MARTA ŻMUDA-TRZEBIATOWSKA, aktorka Teatru Kwadrat w Warszawie.

Ten rok chciałaby poświęcić teatrowi. To właśnie tam MARTA ŻMUDA-TRZEBIATOWSKA (29 l.), aktorka Teatru Kwadrat w Warszawie, znalazła swoją nową rodzinę i przyjaciół. W rozmowie z Faktem opowiada o swym najnowszym spektaklu "Ślub doskonały", o pracy z Pawłem Małaszyńskim i kompleksach, z których już potrafi żartować.

W nowej sztuce pojawiasz się w sukni ślubnej. Nie bałaś się, że od razu zaczną się spekulacje na temat twojego własnego ślubu?

- Nie. Suknię ślubną, w której gram, traktuję jako kostium. Poza tym z tej okazji nawet zgodziłam się na sesję zdjęciową, w różnych sukniach ślubnych, pokazując, że mam do tego tematu kompletny dystans. Postanowiłam zabawić się tą formą i myślę, że mi się to udało.

Wierzysz w ślub doskonały?

- Nie wiem w ogóle, co to takiego jest. Podejrzewam, że każda panna młoda ma swoje marzenia odnośnie do tego jedynego dnia i kiedy to wszystko wypala, to dla niej jest ślub doskonały. Ale czy tak się da, żeby jednego dnia wszystko zagrało? Trochę wątpię. Zresztą fajnie jest, gdy coś nie zagra i jest trochę improwizacji, bo wtedy jest co wspominać. Tak samo jest zresztą na scenie. Często gdy wchodziłam na scenę i myliłam się przy pierwszej kwestii lub się potknęłam, kupowałam tym publiczność, bo ona lubi takie momenty.

Jesteś romantyczką?

- Jak w każdej kobiecie jest we mnie trochę romantyzmu. Ale z drugiej strony jestem bardzo praktyczna i twardo stąpam po ziemi.

Kolejny raz grasz z Pawłem Małaszyńskim. Chyba się zaprzyjaźniliście?

- Jesteśmy zwartą drużyną. Bardzo dobrze nam się razem pracuje. Na scenie rozumiemy się bez słów. Jak Paweł bierze oddech, to już wyczuwam, czy chce coś powiedzieć, czy może nagle ma czarną dziurę i zapomniał tekstu. Cieszę się, że mogę z nim pracować, bo to świetny człowiek.

Teatr jest dla ciebie schronieniem od zgiełku medialnego?

- Trochę tak jest. Na pewno masz rację. Nie do końca się w tym świecie show-biznesu odnajduję. W teatrze się czuję dobrze i bezpiecznie. Poza tym w teatrze, w którym pracuję, tworzymy naprawdę zespół teatralny. Wspieramy się, pomagamy sobie, spotykamy się też na co dzień poza pracą. Staliśmy się wielką rodziną. Bardzo się cieszę, że w końcu mam w tym mieście swoją rodzinę.

Jeżeli znów dostaniesz propozycję gry w serialu, to ją rozważysz?

- Myślę, że jednak z dużą rozwagą będę nadal podchodzić do kolejnych ról. Oczywiście nie zawsze moje wybory są słuszne i nie zawsze moja intuicja mi dobrze podpowiada, ale ten zawód w końcu polega na wyborach. Z rzeczy, które mi nie wyszły, staram się wyciągać wnioski i iść do przodu. Po półtora roku pracy w Krakowie nad "Julią" i teraz dwumiesięcznej pracy nad nowym spektaklem chciałabym odpocząć.

Mówiłaś ostatnio, że nie zdawałaś sobie sprawy, że mężczyźni oglądają się za tobą na ulicy. To kokieteria?

- Pewnie trudno to zrozumieć mężczyźnie, ale naprawdę tak było! Jako nastolatka byłam wychowywana w przekonaniu, że jestem zwykłym, niczym niewyróżniającym się dzieckiem. Poza tym miałam wtedy bardzo dużo kompleksów. Każda dziewczyna przechodzi przez taki etap w swoim życiu. Później, gdy stajesz się dorosłą kobietą, te dziwne rzeczy zostają w tobie. Wydaje mi się, że tam w środku nadal żyje taka mała dziewczynka, która jeszcze ma te swoje kompleksy. Oczywiście je oswoiłam, zaakceptowałam, umiem z nimi żyć i sobie z nich żartować. Nie traktuję siebie w jakiś niezwykły sposób. Nie spędzam godzin przed lustrem. Bardziej interesuje mnie, co mam w sercu, i nad tym staram się pracować. Chcę być dobrym i mądrym człowiekiem. Reszta to tylko opakowanie.

W jakim momencie kariery zawodowej teraz jesteś?

- Trudne pytanie... Myślę, że to dla mnie bardzo dobry czas. Gram dużo w teatrze i chciałabym przez najbliższy rok jak najwięcej w nim grać. Tutaj się bardzo rozwijam. Ze spektaklu na spektakl uczę się samoakceptacji dla siebie na scenie, odkrywam w sobie komediowy pazur, którego w szkole teatralnej wydawało mi się, że nie mam. Zawsze myślałam, że jestem aktorką tylko dramatyczną. Tymczasem prawda okazała się inna. Jeśli chodzi o zawodowe marzenia, to marzy mi się kostium. Coś, w czym można by się przenieść w mną epokę. Coś na miarę serialu "Rodzina Borgiów"!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji