Artykuły

Uczę sie od kotów!

- Życzę kontuzji każdemu tancerzowi. Takiej małej, niegroźnej, najlepiej na samym początku kariery. Nic lepiej nie uczy człowieka szacunku do własnego ciała niż fizyczny ból - mówi IWONA PASIŃSKA, pierwsza solistka Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu.

Poważna kontuzja kolana postawiła pod znakiem zapytania jej artystyczną karierę i przewartościowała całe dotychczasowe życie. Mimo to, dzięki swojemu uporowi, po raz kolejny poprowadzi zajęcia z modern dance na tegorocznych Warsztatach Tańca Współczesnego w Poznaniu. Jest pierwszą solistką Polskiego Teatru Tańca. W tym roku skończyła teatrologię na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM. Dostała się na studia doktoranckie. I przeżyła feralny wypadek. - To było jak wyrok - wspomina dziś. - Na szczęście trafiłam na wspaniałego, mądrego lekarza Kamila Katowskiego, który powoli dawkował mi prawdę - opowiada. Myślała, że rehabilitacja po skomplikowanej operacji potrwa trzy miesiące. Na scenę wróciła po pół roku leżenia, potem ostrożnego wstawania i kuśtykania. Wróciła ze świadomością, że musi na siebie bardziej uważać. - Dziś wiem, że pewnych rzeczy nie powinnam już robić. Zresztą - po co? Znam swoje ciało na tyle, że potrafię obejść to, co zbyt forsowne - ucina. Z próby w budynku szkoły baletowej przy ul. Koziej wychodzi jednak zgrzana i zarumieniona, szybkim, pewnym krokiem. - Tańczę, bo kocham to - wyznaje z rozbrajającą, przekorną miną. - Co na to mój lekarz? "Ty zdrowa już jesteś, ale nie pokazuj mi, co robisz z tą nogą!" - śmieje się. Czas dochodzenia do formy po kontuzji nie był dla Iwony stracony - twierdzi dyrektor artystyczny PTT Ewa Wycichowska. - Dzięki temu, co się stało, dojrzała w błyskawicznym tempie. To w tej chwili partner do bardzo wielu przedsięwzięć - dodaje. Iwona będzie od tego roku asystentem choreografa PTT.

Pasińska zatańczyła we wszystkich spektaklach Wycichowskiej, które powstały w ostatnich latach. Była elektryzującą Markizą w "Niebezpiecznych związkach". Lady Makbet w "Tangu z Lady M.", konwulsyjnym Grzechem w "Walce karnawału z postem", magnetyczną Rudą Dziewczyną w "+_ Skończoności...". - To bardzo silna sceniczna osobowość - mówi Ewa Obrębowska-Piasecka, gazetowa recenzentka. - Słyszę czasem, że Iwona znowu była na scenie "taka sama jak zawsze". Śmieszy mnie to i złości, bo to przecież jej wielki atut, którego można tylko zazdrościć - dodaje.

To niezwykła dziewczyna, która bardzo konsekwentnie realizuje swoje plany życiowe: niełatwo jest skończyć studia dzienne z najwyższą notą, będąc jednocześnie etatową tancerką teatru, która żyje na walizkach - mówi jej przyjaciółka Jagoda Ignaczak, kierownik literacki PTT. Sama Iwona twierdzi, że niczego już nie planuje. Sparzyła się. - Trzeba żyć tym, co jest - rzuca. A co jest? - Sztuka w przypadku Iwony to nie tylko taniec, w którym jest niesamowitą osobowością, lecz także fotografia, choreografia, a ostatnio działalność naukowa - wylicza Ignaczak. Podkreśla, że nie ma w tej chwili żadnej książkowej pozycji w języku polskim, która oddawałaby istotę sztuki tańca współczesnego w sposób pełny, precyzyjny, z odwołaniem do wszystkich jej aspektów. - A taka jest właśnie praca magisterska Iwony: przemyślana, konsekwentna, sięgająca do wielu źródeł, a co więcej - oparta także na własnym doświadczeniu. Byłoby cudownie, gdyby została jak najszybciej wydana - marzy.

- Iwona ma pasję - opowiada Elżbieta Kalemba-Kasprzak, opiekun naukowy Iwony. - Nie boi się książek oraz tego, że czasami trzeba czegoś szukać. Co więcej, zdobywaną wiedzę przepuściła przez własne ciało. To bardzo cenne i rzadkie zjawisko wśród tancerzy - zauważa.

Wiedza zdobyta na studiach otworzyła Iwonę jako artystkę. Na to, co robi, spojrzała inaczej, pełniej. I nabrała dystansu, choć jest z natury osobą szalenie emocjonalną. Sama to podkreśla, a bliscy potwierdzają. - Jakie jest życie z tancerką? Okropne! - śmieje się Andrzej, fotografik, który żyje z nią od wielu lat. - Nadwrażliwa - ocenia Wycichowska. - Fizycznie krucha, psychicznie twarda - puentuje Kalemba-Kasprzak.

- Jestem optymistką, ale też furiatką, łatwo wybucham i szybko mi przechodzi

- przyznaje Iwona. Dodaje, że nie cierpi się kłócić, bo szkoda jej na to czasu. A czasu ma ciągle mało. Wspomina sytuacyjne gagi, które przytrafiają się jej w codziennym zabieganiu: a to rajstopy zwisające z rękawa, z którymi zdarzyło jej się maszerować ulicą, a to dwa różne buty, w których przyszła pewnego dnia do teatru. - To jej oddanie i podporządkowanie scenie powoduje rozmaite kryzysy, owszem. Jednak jak się żyje na górnym C, to czasami trudno jest zobaczyć rzeczy, które są poniżej - mówi jej przyjaciółka.

Ale Iwona potrafi dostrzegać rzeczy pozornie małe. Teraz już tak. Kupiła teleskop, przez który obserwuje gwiazdy w domu na wsi. Prowadzi tam długie rozmowy o życiu ze swoim sąsiadem, rolnikiem. I z uwagą śledzi, jak jej dwa ukochane koty. Indy i Sunny, polują na myszy. - To nieprawdopodobne, co potrafią zrobić ze swoim ciałem koty! Ja dosłownie uczę się od nich ruchu! - zachwyca się. Indy i Sunny były przy swej właścicielce, gdy płakała z bólu po operacji, przykuta do łóżka. - To, co powiem, zabrzmi strasznie, ale życzę kontuzji każdemu tancerzowi - wyznaje. - Takiej małej, niegroźnej, najlepiej na samym początku kariery. Nic lepiej nie uczy człowieka szacunku do własnego ciała niż fizyczny ból - przekonuje.

Na warsztaty czeka co roku, bo za każdym razem wynosi z nich coś nowego. Jako uczestnik i jako nauczyciel, który z dumą obserwuje, jak warsztatowicze stopniowo otwierają się na taniec. Niczym ona sama przed laty: mała dziewczynka, którą do łódzkiej szkoły baletowej przyprowadziła babcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji