Artykuły

Ireneusz Czop w Poznaniu: o "Pokłosiu", aktorstwie i czekaniu na dużą rolę

Znany ze swojej roli w kontrowersyjnym "Pokłosiu" aktor filmowy i teatralny spotkał się ze studentami Studia Aktorskiego STA. Opowiadał o swoich życiowych perypetiach, długim dochodzeniu do aktorstwa, a także o swojej reakcji na wrzawę wokół filmu Władysława Pasikowskiego.

Na spotkaniu w kawiarni "Gwarna 9" obecni byli nie tylko młodzi adepci sztuki aktorskiej, ale stanowili zdecydowaną większość zgromadzonych. Irek Czop przed spotkaniem przeprowadził z nimi warsztaty aktorskie, a przy kawie opowiadał przede wszystkim o nie najłatwiejszym żywocie aktora. Był jednak pełen pasji i dobrego humoru, więc raczej nikogo nie zniechęcił do występowania na scenie.

- Zrozumiałem, że chcę być aktorem dosyć późno.

Dochodziłem do tego w trzech etapach - pierwszy był po urlopie dziekańskim, gdy po roku niebycia w szkole aktorskiej musiałem sobie zadać pytanie, czy ją w ogóle kończę.

Drugi - po ukończeniu szkoły, gdy byłem bezrobotny. A trzeci - gdy mój syn miał roczek, a ja znowu zostałem na bruku. Zajmowałem się wtedy najróżniejszymi rzeczami i nagle ludzie zwrócili się do mnie z jakimiś telefonami, propozycjami. Od tamtej pory przestałem bawić się we własną paranoję, tylko zacząłem pracować - opowiadał Czop.

Zanim zaczął Pan studiować aktorstwo, uczęszczał Pan na jakieś zajęcia teatralne? - padło pytanie z sali.

- Nie, w ogóle - zdziwił wszystkich Czop. - Dawno temu z moim kolegą, z którym byłem w zespole wokalnym, pojechaliśmy do Łodzi. Budzimy się tam rano, zastanawiamy się, co zrobić z tak pięknym dniem i poszliśmy do szkoły aktorskiej. Nie wiem dlaczego, mogliśmy przecież pójść do muzeum albo do zoo. Akurat odbywały się konsultacje. Powiedziałem wtedy "Wiesz co? Ja wchodzę!", a kumpel spojrzał się na mnie jak na idiotę. Trzeba było powiedzieć wiersz, a ja miałem umiejętność szybkiego uczenia się na pamięć. Przypomniałem sobie jakiś, wszedłem. Była Wanda Grzeczkowska, przedstawiłem się, powiedziałem, co miałem, a ona mówi: "Ty! Ty przyjdź na te egzaminy!". Ja na to: "Tak?". No i się dostałem. Babcia wtedy się zmartwiła, że nie będę księdzem, tylko będę tyłek w telewizji pokazywał - żartował Czop, któremu młodzi aktorzy przyglądali się z fascynacją i niedowierzaniem. Przyznał, że już wtedy na łódzkiej filmówce był duży przesiew, choć chyba mniejszy niż dzisiaj.

Prowadzący spotkanie Łukasz Chrzuszcz z Teatru Polskiego dopytywał, czemu tak dużo czasu musiało minąć do momentu, w którym aktor dostał jakąś dużą filmową rolę.

- Debiutowałem w filmie już w szkole, zagrałem także w dwóch teatrach telewizji, a potem pojawiła się zapaść. Wtedy ktoś rzucił granat w gospodarkę polską i okazało się, że wytwórnia w Łodzi, która robiła kilkanaście filmów rocznie nagle została zamknięta, tak jak Oświatówka, Se-ma-for, dubbing W teatrach nie płacono po pół roku pensji i było ciężko - opowiadał aktor - Jak wróciłem do robienia telewizji, to już były seriale. Zacząłem w nich grać i chyba koło piętnastu się ich narobiło. Faktycznie, czekałem na rolę w kinie, która będzie dla mnie wyzwaniem i motywacją. Tak się złożyło, że ona przyszła późno, ale może tak miało być - ktoś potrzebował więcej zmarszczek na moim ryju, to teraz ma. Zresztą wcześniej parę filmów udało mi się zrobić - z Mariuszem Grzegorzkiem, Jankiem Kolskim, Shanem Meadowsem w Anglii. "Somers Town" w Polsce nie był pokazywany, a w Wielkiej Brytanii zdobył kilka nagród.

Jak wpłynęła na Pana rola w "Pokłosiu"? - próbowali dowiedzieć się zgromadzeni.

- Na pewno nauczyłem się jeździć na ciągniku, potrafię też związać porządnie snopek - żartował Czop. - Mam wyraźniejsze zdanie na niektóre tematy. Jeżeli się coś robi, to się to robi z przekonaniem. Jeśli ta rola ma na mnie zostawić jakieś piętno, to jestem z tego zadowolony.

My zapytaliśmy aktora, jak zareagował na ataki, z jakimi spotkał się Maciej Stuhr po roli w filmie Władysława Pasikowskiego.

- Mnie to dziwi. Czy aktorzy mają prawo mówić o ważnych kwestiach? Tak. Czy ludzie mają prawo do atakowania aktorów, że zagrali taką czy inną rolę? Na to niech państwo odpowiedzą. Jeśli Robert De Niro gra taksówkarza, który zabija ludzi, albo ktoś gra esesmana, to ma być z tego powodu powieszony, wbity na pal? Ja tego do końca nie rozumiem, dlatego wydaje mi się, że ta sprawa jest rozdmuchana - mówił odtwórca roli brata postaci granej przez Macieja Stuhra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji