Apokalipsa według wiedeńskiego Żyda
W oryginale jest to chyba najdłuższa sztuka świata, ma około 800 stron, porusza kilkaset wątków. Jej esencję Teatr Powszechny pokaże w półtorej godziny.
Wystawienie "Ostatnich dni ludzkości" Karla Krausa w Teatrze Powszechnym było marzeniem Zygmunta Hubnera. Zostało zrealizowane osiem lat po jego śmierci w teatrze jego imienia. Polską prapremierę tej sztuki przygotował Piotr Cieślak.
- Hubner dostał kiedyś zbiór aforyzmów Krausa. Bardzo mu się podobały. Stamtąd zaczerpnął tytuł zbioru swoich felietonów "Loki na łysinie" - mówi Cieślak. - Potem dowiedział się, że Kraus napisał taką sztukę jak "Ostatnie dni ludzkości". Zawsze powtarzał, że trzeba będzie ją kiedyś wystawić. Jacek Buras wynotował wybrane sceny, a Hubner przy niektórych postawił "ptaszki". Jedyna uwaga reżyserska, jaką zostawił: im więcej piosenek, tym lepiej.
Kim jest Karl Kraus
- Karl Kraus nigdy w Polsce nie zaistniał. Nie był tłumaczony, nie trafił na swojego Boya. Na świecie jego twórczość jest klasyką, jest jeszcze jednym mądrym wiedeńskim Żydem z przełomu wieków. Echo twórczości Krausa odbija się na przykład u Eliasa Canettiego - opowiada Cieślak.
Karl Kraus urodził się w czeskim miasteczku Jicino w 1874 roku. Ale całe jego życie związane jest z Wiedniem. Studiował tam prawo i filozofię, nie kończąc żadnego z tych kierunków. Pisał eseje, dramaty i wiersze, ale sławę przyniosły mu aforyzmy i publicystyka. Przez niemal 40 lat związany był z czasopismem, "Die Fackel" ("Pochodnia"), 12 lat był redaktorem, szefem i wydawcą tego pisma w jednej osobie.
"Czasopismo to jest podobne do sali sądowej, sam Kraus oskarża i sam sądzi. Obrońców nie ma, są zbyteczni, jest tak sprawiedliwy, że nie oskarży nikogo, kto na to nie zasługuje" - pisał Elias Canetti.
Kraus umarł w Wiedniu w wieku 62 lat, pozostały po nim 922 numery "Pochodni", kilka tomików poetyckich, ponad 30 tomów rozpraw i esejów; trzy tysiące aforyzmów i kilka dramatów, w tym najsłynniejszy - "Ostatnie dni ludzkości".
Sztuka antydziennikarska
Sztukę tę zaczął pisać w kilka miesięcy po wybuchu I wojny. - Wydawało mu się, że I wojna światowa to już koniec cywilizacji. Że zniszczy ją ta durnota, która zapanowała - mówi reżyser.
Kraus gromadził dokumenty dotyczące ważnych i błahych wydarzeń: doniesienia z frontu i kabaretowe skecze, deklaracje polityków i uliczne śpiewki. Cytował je później w sztuce. Powstał montaż apokaliptycznych i groteskowych, autentycznych i fikcyjnych scen rozgrywających się w kabaretach, szpitalach, redakcjach, kawiarniach i na polach bitew.
- Ta sztuka jest nie tylko pacyfistyczna. Jest antydziennikarska - uważa Cieślak. - Kraus, który przecież sam był publicystą, twierdził, że durni, bezmyślni dziennikarze burząc emocje, goniąc za sensacją odpowiadają za szaleństwo I wojny światowej.
Świat po katastrofie
Za życia Krausa wystawiono tylko epilog i kilka scen 800-stronicowych "Ostatnich dni...". Ale, jak pisze Canetti, sztukę w całości Kraus odczytał osobiście podczas swoich wykładów. "Ten, kto go słyszał, nie chce już chodzić do teatru, w porównaniu z jego wieczorami teatr wydaje się nudny...".
Prapremiera odbyła się w 1964 roku w Wiedniu. Sztukę w różnych adaptacjach wystawiano potem kilkakrotnie. Słynne było przedstawienie Roberta Davida MacDonalda w Citizens' Company w Glasgow na początku lat 80.
- Wiem, że Hubner był w tym czasie w Glasgow, ale nie wiem, czy widział to przedstawienie - opowiada reżyser. - Udało mi się sprowadzić adaptację, którą przygotowali Anglicy. Przygotowując polski spektakl, korzystaliśmy z tłumaczem Jackiem Burasem też z wersji amerykańskiej i oryginału niemieckiego.
W przedstawieniu występuje ponad 20 aktorów i orkiestra.
Kompozycja Pawła Mykietyna jest muzyczną podróżą od operetki do form współczesnych. - Spektakl zaczyna się operetką wiedeńską Kalmana, takim banalnym naszym wyobrażeniem o tych najpiękniejszych latach Wiednia. Kończy się czymś schonbergowsko-bergowskim - zapowiada Cieślak. - Temat się zmienił, muzyka się zmieniła, jakby świat zmienił się po tej katastrofie.