Artykuły

Bardzo akademicki Mrożek

Dramaty Sławomira Mrożka były stale obecne na scenach warszawskiego Teatru Polskiego w latach osiemdziesiątych. Kazimierz Dejmek wystawiał kolejno: "Ambasadora", "Vatzlava", "Garbusa", "Letni dzień", "Kontrakt" i "Portret". Jedną z cech łączących Mrożkowską linię repertuarową Polskiego była aktualność. Dejmek przedstawiał zawsze (może z wyjątkiem "Vatzlava") nowe sztuki Mrożka - w czterech przypadkach były to prapremiery. Aktualność zawartą w Mrożkowskich paradoksach o świecie współczesnym reżyser umiejętnie wydobywał i choć jego spektakle nie prowokowały burzliwych dyskusji, to jednak zyskiwały sobie popularność.

W marcu tego roku Dejmek sięgnął po "Tango" - w ćwierć wieku od prapremiery sztuki. Ten dystans dość wyraźnie uwidacznia się w przedstawieniu. Świat bohaterów Tanga postarzał się. Swymi początkami sięga gdzieś czasów belle epoque. Upozowanie babci Eugenii przypomina modę na Daleki Wschód, tak bardzo silną u progu naszego stulecia. Wuj Eugeniusz wciąż ubrany jest z szykiem angielskiego dżentelmena na wycieczce. Oboje są świetnie zakonserwowani. Gdy w trzecim akcie rodzina Stomilów pozuje do zdjęcia, wygląda jak wyjęta z którejś ze sztuk Zapolskiej. Ale wcześniej w salonie panuje bałagan: krzesła stoją w wielkim pomieszaniu, wszędzie walają się jakieś zbyteczne przedmioty, koń na biegunach, dziecinny wózek, zasuszone kwiaty, jednym słowem: graciarnia. Obraz zaniedbania potęgują zgniłozielone liszaje schodzące ze ścian. Nad światem bohaterów Tanga zawisły siatki pajęczyn. Wydaje się, że ten stan rzeczy istnieje od lat.

Zramolała jest rodzina Stomilów. Stomil kręci się w piżamie, rozchełstanym szlafroku i długim szaliku. Marudzi o swoich eksperymentach. Eleonora pieści resztki swego sex appealu. Średnie pokolenie rodziny raczej siłą bezwładu pielęgnuje nonkonformizm. Artur ma prawo powiedzieć: "starzejecie się w nowoczesności". Ale on sam również przypomina .podstarzałego kawalera, miota się między chęcią zaprowadzenia w świecie rodzinnym porządku, a płaczliwą nieudolnością. Jedynie może Ala wprowadza pierwiastek młodości i naturalności, choć w inscenizacji Dejmka została zepchnięta w tło zdarzeń. Wydłużenie perspektywy w obrazie Mrożkowskich bohaterów sprawiło, że oddalił się nieco ich konflikt. Nabrał nawet cech klasyczności. Na "Tango" w Teatrze Polskim patrzymy jak na bryk podręcznika historii idei - bodaj najbardziej modnej ostatnio nauki. W "Tangu", niczym w średniowiecznej alegorii, mamy do czynienia z upostaciowanymi ideami. Starsze pokolenie Stomilów reprezentuje liberalizm. Artur - konserwatyzm (czy raczej neokonserwatyzm), Edek wreszcie - totalitaryzm. I oto zgnuśniała tradycja wolnościowa, po nieskutecznych próbach jej ożywienia poprzez restytucję dawnych form, ulega nowej sile zaprowadzającej "ład i porządek". W dziejach upadku rodziny Stomilów zawarty byłby zatem krótki wykład historii XX wieku. Wydaje się, że Dejmek niczym nie komplikuje tego wykładu, stara się go przekazać możliwie najprościej i najklarowniej. Wspomagają go w tym aktorzy Teatru Polskiego, którym aż trudno wystawić jakieś indywidualne cenzurki, bo po prostu wykonują swoje zadania bez zastrzeżeń. Nie zadawala mnie jednak ta tendencja do nieco akademickiego ujęcia "Tanga". Nie intryguje słuchanie wykładu, którego tezy są dobrze znane. Z "Tangiem" być może dzieje się cośpodobnego co z innym klasycznym polskim dramatem współczesnym - "Kartoteką" Tadeusza Różewicza. Oba utwory są silnie związane z momentem powstania; wraz z upływem czasu stępiła się wrażliwość na ich treści. Czułem to wyraźnie w Teatrze Polskim wiosną 1990 roku. Nie podniecają Mrożkowskie paradoksy. Trudno je oderwać właśnie od przeszłości. Ciekawsze wydaje się pytanie, co po "Tangu"? W jakimś sensie jest to pytanie o Edka. Edek u Dejmka jest nijaki. Trochę chamowaty, prowincjonalny, ale trochę ciamajda, chodzi z wypiętą dupką i nie jest specjalnie groźny. Scena finałowa sztuki bawi jak gag w slapstickowej komedii - tańczą ze sobą dwaj mężczyźni, jeden stary, drugi młody. Jako pointa historii ta scena wydaje się anachroniczna. Czy ten pesymistyczny nastrój Mrożka kłóci się z ostrożnym optymizmem ostatnich miesięcy, gdy Edkowie przestali z nami tańczyć? Byłoby to może zbyt powierzchowne wyjaśnienie. Nawet jeśli w przedstawieniu Dejmka zawarte jest ostrzeżenie przed Arturem, Stomilami i Edkiem, to przestroga ta brzmi ogólnikowo, a nie jak drapieżna diagnoza świata współczesnego. Choć ten głuchy ton nie jest może efektem złego nastrojenia teatralnego instrumentu. W czerwcu 1990 roku w Krakowie Mrożek oficjalnie zostanie pasowany na klasyka literatury polskiej, obwoła się go następcą Aleksandra Fredry zapewne w darze od wdzięcznego narodu otrzyma dworek. I choć wszyscy mamy świadomość komizmu tej sytuacji, to przecież nosi ona znamiona autentyzmu. Bo Mrożek zasłużył w pełni na uznanie. A jednak trochę żal, że stał się już klasykiem, że jego "Tango" jest dziełem klasycznym. Ale miejmy nadzieję, że nasz autor zejdzie z cokołu. Także w Teatrze Polskim. Byłoby chyba niezbyt dobrze, gdybyśmy zaczęli traktować go jak Moliera w Comédie Française.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji