Artykuły

Nowy z nazwy i z treści

Z rozmachem zaczęła Izabella Cywińska w Poznaniu. Otwarła nowy teatr i pierwszy sezon swej poznańskiej dyrekcji mocnym skomasowanym uderzeniem. Czterema aż premierami. Dzień po dniu. Przez trzy kolejne wieczory przedświąteczne, licząca obecnie po generalnej prze budowie, 320 miejsc, widownia przy ul. Dąbrowskiego wypełniona była aż do granic swych możliwości, stęsknionymi już za teatrem widzami.

Długo czekaliśmy na to otwarcie i na te premiery wierząc. że rozpoczną one nowy zupełnie rozdział w życiu teatralnym Poznania. Zapoczątkowany przed dwoma z góra laty rozdział obu scen dramatycznych wkracza bowiem w tym momencie w nową, decydującą już chyba o powodzeniu całej sprawy, fazę. Dwa równoprawne organizmy teatralne, dwa różne zespoły, dwie samodzielne dyrekcje, rywalizować odtąd mają ze sobą o lepsze, na teatralnym Parnasie, o pozyskanie dla siebie publiczności.

W tydzień przed premierą przy Dąbrowskiego pierwszy podbił stawkę Teatr Polski swoją rzeczywiście ciekawą i wartościowa inscenizacja Horvatha. W tydzień potem nowe atuty i inne zupełnie racje teatralne rzucił na szale teatr przy ul. Dąbrowskiego. Zanosi się na to, że tym razem, te chude lata dla scen poznańskich zdecydowanie mamy poza sobą.

Nowy zainaugurował sezon polska pozycją współczesną. Można to oczywiście rozumieć jako swoiste wotum nieufności wobec naszej dramaturgii współczesnej, ale zdecydował sie on na adaptacje sceniczna powieści. Wybór padł na Tadeusza Nowaka "A jak królem, a jak katem będziesz". Bardziej zżyci z teatrem widzowie mieli już okazję poznać prozę Nowaka ze sceny w głośnym przed laty i wielokrotnie nagradzanym monodramie, ówczesnego aktora Teatru Polskiego w Poznaniu. Kazimierza Borowca. Spektakl, który otworzył sezon w Nowym niewiele miał jednak wspólnego z tamtą propozycją.

Przedstawienie w Nowym zaczyna się i kończy pięknie pomyślana sceną narodzin syna głównego bohatera i sztuki i powieści - Pietrka. Ojciec nie chce wziąć na ręce niemowlęcia swymi splamionymi krwią rękoma. Przez lata wojny ciągle zmuszony był zabijać, wykonywać wyroki. O moralnych i psychologicznych skutkach owego zabijania, o tym jak głębokie piętno odcisnęła wojna na psychice całego pokolenia Polaków, jest właśnie ten spektakl. Spektakl gorzki i rozrachunkowy, ale próbujący wreszcie spojrzeć na wojnę nieco inaczej. Przez pryzmat odczuć i przemyśleń ludzi nieskażonych bezpośrednio wojną, w sposób głębszy psychologicznie, pozwalający nawet we wrogu dostrzec także człowieka.

Od strony stricte już teatralnej, jak na debiut jest to przedstawienie rzeczywiście sprawnie i z inwencja wyreżyserowane. Młody reżyser, Janusz Nyczak, do niedawna jeszcze związany z teatralnym ruchem studenckim Poznania, nie poprzestał bowiem na ekscytacji samą tylko warstwą zewnętrzną powieści, jej surową, chłopską, siermiężną fakturą. Starał się, na ile tylko pozwalał na to tekst, tłumaczyć słowa na język działań scenicznych. Dążył do pointowania sytuacjami, obrazami, metaforami, symbolami. To przedstawienie podobać mogło sie także od strony aktorskiej. Duża w tym zasługa przede wszystkim dwojga młodych wykonawców obu ról pierwszoplanowych Joanny Orzeszkowskiej (Hela) oraz Wiesława Komasy (Piotr). Ich pełnego świeżości, żywego, spontanicznego, aktorstwa.

Jeszcze ciekawiej wypadła od strony teatralnej następna premiera. Inscenizacja zapomnianej przez

teatr, pisanej już na łożu śmierci sztuki Luigi Pirandella "Giganci z gór". Nietrudno się domyśleć, co tak zafrapowało w niej Izabellę Cywińską oraz pozostałe grono twórców i realizatorów spektaklu. Sama wymowa i sens tej sztuki, postawiony w niej z cała przenikliwością problem stosunku nowej cywilizacji technicznej do sztuki. Miejsca i roli sztuki w nowym wysoce zurbanizowanym, z gruntu konsumpcyjnym społeczeństwie. Katastroficzna wizja Pirandella zabrzmiała ze sceny Teatru Nowego z ogromną dramatyczną siłą, wsparta fascynującym zupełnie aktorstwem wykonawczyni głównej roli Haliny Łabonarskiej oraz jej kolegów. Do tego przedstawienia, można oczywiście mieć różne pretensje o to, że mnoży w zakończeniu nawzajem dublujące się pointy, że niepotrzebnie stawia kropkę nad "i", dopowiada wszystko do końca. Z całą pewnością jest to jednak spektakl dużego formatu. Spektakl efektowny- teatralnie i płodny intelektualnie, a przy tym bardzo bliski temu wszystkiemu, czym żywi się obecnie cała sztuka współczesna: plastyka nowej figuracji, pełne ekspresji książki i filmy młodych.

Dla piszącego te słowa wydarzeniem nr 1 trzydniowych konfrontacji teatralnych stał się jednak zamykający serię premier otwarcia spektakl "Śmierci Tarełkina" Suchowo-Kobyłina - w reżyserii Izabelli Cywińskiej z Januszem Michałowskim w roli tytułowej. Przeniesiony z Kalisza na mniejszą scenę stracił może nieco na swych walorach plastyczno-inscenizacyjnych, zyskał natomiast chyba jeszcze na ostrości i drapieżności, na precyzji samego czysto aktorskiego wywodu. To przedstawienie przede wszystkim jest popisem profesjonalnego kunsztu jednego aktora, odtwórcy podwójnej roli Tarełkina-Kopyłowa, Janusza Michałowskiego. Wspaniałe przedstawienie, zasługujące z całą pewnością na pokazanie także poznańskiej publiczności.

Oficjalnie rzecz biorąc Teatr Nowy otwarty został trzema premierami. De facto były ich jednak cztery. Po przedstawieniu Pirandella opuściliśmy bowiem widownię, aby w foyer uczestniczyć w jeszcze jednym spektaklu, tym razem w wykonaniu jednego tylko aktora, Wiesława Komasy. Na kanwie tekstu Marianny Bocian "Odejście Kaina" dał on swój własny, pełen niezwykłej zupełnie siły i ekspresji, spektakl. Raz jeszcze powrócił w nim problem uczuć i myśli, rozumiejącego powagę swego czynu, "mordercy. "Uczestniczyliśmy wszyscy w tym spektaklu w maksymalnym napięciu i skupieniu, pełni podziwu dla aktora, w mniejszym natomiast już chyba stopniu dla tekstu.

Prasa lubi podsumowania, wnioski, perspektywy na przyszłość. Niełatwo będzie na pewno Teatrowi Nowemu zdobyć się jeszcze raz na tak ogromną mobilizację wszystkich swych sił, na tak wielkie napięcie twórcze, jak to, które towarzyszyło jego pracy w dniach i tygodniach poprzedzających otwarcie tej sceny. Dali z siebie dosłownie wszystko. Nie wychodzili z teatru. Chcieli udowodnić, że w pełni zasłużyli sobie na nowy, z myślą o nich właśnie budowany teatr. I to udowodnili. Jedno jest pewne: otwierają się obecnie przed Poznaniem ogromne szanse na rzeczywiście dobre artystycznie teatry.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji