Artykuły

Teatr Tańca. Co to jest?

Teatr tańca w Polsce rozwija się zaskakująco dynamicznie. W tym roku odbyło się aż 12 festiwali tańca. Dziś tańczy się, by szokować. Współcześni choreografowie dotykają brutalnych stron życia. Badają tożsamość seksualną ciała, pokazują jego mechanizację, wydobywają brzydotę i cierpienie. Poprzez ruch tworzą ostre wypowiedzi społeczne - pisze Joanna Derkaczew.

Teatr tańca w Polsce to jedna z niewielu dziedzin, które nie uległy amerykanizacji. A szkoda. W USA uznawany jest on za dyscyplinę narodową. Artystów chronią przed obcą konkurencją rzesze krytyków. I choć wszyscy pamiętamy klęskę naszego "Metra" na Broadwayu. to i tak sytuacja polskich tancerzy wygląda tam lepiej niż w kraju. - W Polsce działają właściwie tylko dwa ośrodki, które dzięki państwowemu dofinansowaniu mogą występować - Polski Teatr Tańca z Poznania i Śląski Teatr Tańca z Bytomia [na zdjęciu w spektaklu "Siedem"] - mówi Edyta Kozak ze Stowarzyszenia Tancerzy Niezależnych. - Wszyscy inni muszą szukać miejsca na festiwalach, więc pracują nad małymi, przenośnymi formami. A prędzej czy później wyjeżdżają na Zachód. Festiwali w tym roku jest aż 12. Najważniejsze z nich to Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Sztuki Tanecznej w Bytomiu i Międzynarodowe Biennale Tańca Współczesnego w Poznaniu.

Teatr tańca dla wielu pozostaje nadal czymś enigmatycznym i niezrozumiałym. Ani to balet, ani porządny dramat. Więc co?

Droga usłana goździkami

Przez pole różowych goździków idzie naga kobieta z akordeonem. Zadeptywane kwiaty odmierzają czas. Język migowy miesza się z sennymi monologami. Tak wyglądał pierwszy spektakl teatru tańca - "Goździki" Piny Bausch. Tanztheater w Wuppertalu założony przez Bausch w 1973 roku tkwił jeszcze w nurcie poszukiwań formalnych. Dziś tańczy się, by szokować. Współcześni choreografowie dotykają brutalnych stron życia. Badają tożsamość seksualną ciała, pokazują jego mechanizację, wydobywają brzydotę i cierpienie. Poprzez ruch tworzą ostre wypowiedzi społeczne.

Niemiecki taniec zamieszany w politykę może budzić mylne skojarzenia z przemarszami ku czci Führera. Ale eksperymenty z ciałem interesowały ekspresjonistów już w latach 20. Od nich uczyła się Ruth St. Denis, która zaszczepiła taniec nowoczesny na kontynencie amerykańskim. Jej spadkobiercy (Martha Graham, Doris Humphrey, Charles Wiedmann) sprawili, że cały świat zrzucił nagle baletki, uwolnił tors i obniżył punkt ciężkości na miednicę. No, prawie cały.

- W Polsce obowiązującym wzorem dla tańca był balet radziecki i Mazowsze - wyjaśnia Ewa Wycichowska, dyrektor PTT. - Conradowi Drzewieckiemu (poznański dyrektor z lat 1973-88), który jako pierwszy poprowadził zespół w nowoczesnym stylu Marthy Graham, wszyscy wróżyli szybki upadek.

Rozwój hamowały też władze komunistyczne z powodu zbyt rewolucyjnego charakteru tańca współczesnego. Po latach widać, że artyści z Petersburga przyjeżdżają coraz rzadziej, a teatry tańca powstają w każdym prawie mieście. Największy boom rozpoczął się w połowie lat 90. ŚTT ruszył z pierwszym festiwalem, Leszek Bzdyl założył Dadę von Bzdülöw, pojawiły się przeglądy w Warszawie i Gdańsku.

Mimo że każdy ośrodek dąży do indywidualności, na Zachodzie ciągle jesteśmy postrzegani jako opowiadacze fabuł, potomkowie Grotowskiego, Kantora i wrocławskiej Pantomimy.

- To się zmienia - mówi Edyta Kozak. - Dochodzi już do mariaży z performance i body art. Do choreografii biorą się plastycy jak Katarzyna Kozyra, a tancerze opracowują ruch sceniczny w teatrach dramatycznych.

Porozumienie bez słów

Współpracę z tancerzami podejmują zarówno najwięksi reżyserzy, jak i pokolenie najmłodszych (Michał Zadara, Agnieszka Olsten, Grażyna Kania). I nie chodzi tylko o zatrudnienie ekspertów od ładnego poruszania się.

- Często w teatrze nudzę się, widząc śpiące ciała aktorów. Dlatego na Zachodzie reżyserzy zaczęli tak mocno uaktywniać ciało w swej pracy. Teatr pochodzi od rytuału, więc odrodzi się, jeśli ruch odzyska w nim swoje dawne miejsce - mówi Tomasz Wygoda, który zdecydował się zostać w Polsce, a dziś występuje u Krystiana Lupy, Krzysztofa Warlikowskiego i Pawła Miśkiewicza. Według niego taniec wprowadza do teatru uniwersalny język archetypowych obrazów.

- Niepotrzebnie obawiamy się, że nie rozumiemy naszego pierwotnego języka. To słowo przechodzi kryzys. Słowa kłamią, gdyż mamy czas je przygotować. Ciało działa bardziej instynktownie.

Problemem pozostają przestarzałe metody szkolenia i brak wydziałów teoretycznych. - Potrzebujemy też niezależnej instytucji, która zajmie się wspieraniem działań tanecznych - dodaje Wygoda. - Obecnie organizujemy festiwale, ale pozyskane z takim trudem pieniądze wydajemy na gwiazdy. Oczywiście ważne, by impreza się udała i miała rozgłos. Ale dlaczego części środków nie przeznaczyć na wspieranie inicjatyw miejscowych? Może nie będą to od razu rzeczy spektakularne, ale inwestujmy w to, co zostanie u nas.

Zwrot ku ekspresji cielesnej to ogólnoświatowa tendencja. Można ją nazwać symptomem postdramatycznym, kryzysem słowa, zmierzchem ideologii. Sponsorzy jednak nadal wolą kupić obraz, niż inwestować w rozpasaną cielesność. A przecież, sponsoring i taniec mają ze sobą wiele wspólnego. W obu chodzi nie o słowa, lecz o szczere gesty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji