Artykuły

Ireneusz Czop z Płocka znów gra u Pasikowskiego

- Aktor jest dobry albo nie. I może zabrzmię bezczelnie, ale na moich występach w filmie korzysta teatr i odwrotnie - mówi IRENEUSZ CZOP, którego zobaczymy w najnowszym filmie Władysława Pasikowskiego.

Zdjęcia do filmu "Jack Strong" rozpoczęły się w styczniu; opowiada on prawdziwą historię pułkownika Ryszarda Jerzego Kuklińskiego.

Jako oficer Wojska Polskiego nawiązał współpracę z Amerykanami. W latach 1972-1981 przekazał CIA ponad 40 tys. stron tajnych dokumentów dotyczących m.in. wojskowych planów Układu Warszawskiego. Bojąc się zdekonspirowania, miesiąc przed ogłoszeniem stanu wojennego razem z rodziną uciekł z Polski do Stanów Zjednoczonych. W PRL skazany na karę śmierci, zrehabilitowany został w 1997 r. Zmarł siedem lat później. Tytułowy "Jack Strong" to jeden z jego pseudonimów.

Pułkownika gra Marcin Dorociński. Partnerują mu m.in. Maja Ostaszewska, Zbigniew Zamachowski, Krzysztof Pieczyński, Paweł Małaszyński, Krzysztof Globisz i Ireneusz Czop. Premiera zapowiadana jest na 2014 r.

Rafał Kowalski: Władysław Pasikowski znów panu zaufał. Najpierw był udział w serialu "Glina", potem w "Pokłosiu". Teraz zagra pan w jego najnowszym filmie "Jack Strong".

Ireneusz Czop: Najwyraźniej nie zawiodłem go do tej pory, co mnie bardzo cieszy i motywuje. Tym razem powierzył mi rolę oficera Ludowego Wojska Polskiego Mariana Rakowieckiego, postaci ważnej, jednego z kolegów wojskowych tytułowego bohatera. To bardzo ciekawy człowiek. Jak to bywa w filmach Pasikowskiego, postacie nie są czarne ani białe. I na szczęście nie jednowymiarowe.

Niejednoznaczna jest również opinia o Kuklińskim w Polsce. Jedni uważają go za bohatera, który przeciwstawił się komunistom w imię wolności swojej ojczyzny. Inni oskarżają go o zdradę Polski na rzecz obcego wywiadu. Jak pan postrzega tę postać?

- Jako człowieka, który poświęcił etos oficerski dla czegoś ważniejszego, czym było lepsze jutro jego ojczyzny. Zanim zacznie się go oceniać, trzeba zrozumieć, że była to jego wielka tragedia. Na szalę rzucił coś świętego dla żołnierza, narażając przy tym życie swoje i własnej rodziny. Po to, by osiągnąć coś więcej.

Stracił honor?

- Moim zdaniem nie stracił, ale dodał mu blasku. Świadomie działał dla dobra Polski, nie kierując się prywatą. Taka była jego wizja patriotyzmu.

Taki będzie Kukliński według Pasikowskiego?

- U tego reżysera wielka historia dzieje się przez pryzmat pojedynczych bohaterów. Czasem targa ona nimi jak wielki sztorm małą łódeczką, wywraca na drugą stronę, zmusza do szybkiego podejmowania życiowych decyzji. Tak było w "Pokłosiu" z postaciami braci [granych przez Ireneusza Czopa i Macieja Stuhra - red.] - raz wychodziły z nich złe, innym razem dobre emocje. Tak jest i w "Jacku Strongu".

Będzie to więc film bardziej o dylematach, rozterkach konkretnych ludzi, a nie uogólniających mechanizmach politycznych?

- Rozterkach tak ogromnych, że chociaż pułkownika Kuklińskiego postrzegam pozytywnie, nie wiem, jak sam zachowałbym się w tak ogromnie stresującej sytuacji, w jakiej on się znajdował.

Towarzystwo czołowych polskich aktorów na planie "Jacka Stronga" motywuje pana czy jednak onieśmiela?

- Mam taką zasadę, że kiedy jestem na scenie teatralnej albo planie filmowym, skupiam się na partnerach. Tylko przez bycie z drugim człowiekiem możliwe jest stworzenie postaci, roli, którą się gra. I skłamałbym, że nie cieszę się z bycia częścią tak doborowego towarzystwa. Jestem z tego dumny. Liczę na zderzenie na planie naszych osobowości. I że z tego zderzenia narodzi się coś interesującego i pozytywnego.

Rozmawiamy w przerwie w zdjęciach do kolejnego odcinka serialu "Komisarz Alex", w którym gra pan jedną z głównych ról. Na dobre porzucił pan scenę na rzecz małego i dużego ekranu? Przecież jest pan aktorem cenionego Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi i zdobywcą prestiżowych ogólnopolskich nagród teatralnych.

- Teatru nie porzuciłem. Mam nadzieję, że tej wiosny znów zacznę pracę nad nowym projektem i zagram w nowym spektaklu. Występów w serialu z kolei nie postrzegam jako chodzenie na łatwiznę. Mój profesor z uczelni, Michał Pawlicki, powtarzał, że jedni mówią o mniej, inni o bardziej szlachetnych rolach czy środkach aktorskich. Tymczasem liczy się tylko jedno: aktor jest dobry albo nie. Mój udział w "Komisarzu Aleksie" to nie tylko popularność, to dla mnie wartościowy trening aktorski. I może zabrzmię bezczelnie, ale na moich występach w filmie korzysta teatr i odwrotnie.

Wracając do współpracy z Władysławem Pasikowskim - jak pan postrzega "Pokłosie" po opadnięciu zamieszania wokół tego filmu?

- Czekałem na moment, kiedy o "Pokłosiu" przestanie się mówić przez pryzmat polityki i stereotypów, tego całego "polskiego piekiełka". A zacznie doceniać dobrą robotę filmową, jaką wykonaliśmy i powagę tematu, o którym chcieliśmy opowiedzieć. Dostrzegać więc to, co najważniejsze i wartościowe. Uniwersalnie ludzkie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji